– Przychodzą do nas w większości dzieci z tzw. „Huty”, czyli dawnego osiedla dla pracowników huty szkła. Teraz znajdują się tam mieszkania socjalne. W większości bez łazienek albo z jedną wspólną dla lokatorów z całego piętra. Pięcio- lub sześcioosobowe rodziny mieszkają tam razem w pokoju z kuchnią – tłumaczy Paulina Rozynek, kierowniczka świetlicy socjoterapeutycznej „Korkowa”. – Tutejsze rodziny borykają się z rozmaitymi problemami: bezrobociem, alkoholizmem, rozpadem małżeństw. Dzieci naprawdę nie mają łatwo. Jeśli to miejsce zostanie zamknięte, alternatywą będzie ulica.
Malarstwo i kanapki
W świetlicy uczą się śpiewu i gry na instrumentach, rysunku, tańca, gry w szachy czy chodzenia po linie. Ale także czynności bardziej prozaicznych.– Często wspólnie gotujemy albo robimy zakupy – dodaje Paulina Rozynek. – Podczas zajęć kulinarnych uczymy nie tylko przygotowywania posiłków, np. pieczenia ciast albo robienia kanapek, ale także nakrywania do stołu i poprawnego zachowania. Niektóre dzieci nie wiedzą, jak posługiwać się sztućcami. Mówią nam, że nie siadają z rodzicami do posiłku, ponieważ mieszkanie jest tak małe, że nie ma w nim stołu. Każdy z domowników je gdzie popadnie, trzymając talerz w ręku. Czasem stół jest, ale nie ma z czego przyrządzić obiadu czy kolacji. Uczymy więc czynności najbardziej prozaicznych.
Wychowawcy uczą też, że porozumiewać się można nie tylko krzykiem i że bójka z kolegą to nie jest dobry sposób na rozwiązanie kwestii spornej. Dużo chwalą, nawet za najmniejsze sukcesy. Ale nie boją się nazwać zła po imieniu.
– Niektóre dzieci nie są w stanie sprostać regułom, które panują w świetlicy – przyznaje Michał Florczak, wychowawca. – Nie chcą zaakceptować, że tutaj nie palimy papierosów albo nie przeklinamy. Przychodzą raz i więcej nie wracają. Z nimi właśnie pracuje nasz pedagog ulicy, czyli streetworker.
Streetworker codziennie wychodzi na ulice Gocławka. Odwiedza podwórka i bramy kamienic, siada wśród dzieci na osiedlowych trzepakach. Na początku więcej słucha niż mówi. Nie poucza i nie strofuje. Po kilku miesiącach, gdy „lokalni” uznają go za „swojaka”, proponuje przyjście do świetlicy lub zaczyna rozmawiać o tym, jakie konsekwencje niosą ze sobą pewne zachowania.
– Z młodszymi dziećmi łatwiej się pracuje, są bardziej ufne i otwarte – zaznacza wychowawca. – Gorzej jest z nastolatkami, ich środowisko jest hermetycznie zamknięte, problemem jest często uzależnienie.
Druga strona mostu
W wakacje świetlica działa od 10 do 15 i w tych godzinach każde dziecko wie, że drzwi stoją przed nim otworem. Dzieci przychodzą tym chętniej, że oprócz zajęć stacjonarnych czekają na nich ciekawe wycieczki.– Chodzimy do kina, na kajaki i do muzeów. W zeszłym tygodniu byliśmy w Muzeum Powstania Warszawskiego, a wcześniej w ogrodach na dachu Biblioteki Uniwersyteckiej – wylicza Paulina Rozynek. Dzieci mają zresztą swoje własne preferencje. Ośmioletnia Julka najbardziej lubi wyjścia na sale zabaw. Za to siedmioletni Paweł – do kina na filmy o smokach.
– Czasem mam wrażenie, że nasze dzieci żyją w jakimś getcie, bardzo rzadko opuszczają teren osiedla – mówi kierowniczka świetlicy. – Któregoś razu jechaliśmy pociągiem do Muzeum Narodowego i przejazd mostem przez Wisłę był dla nich wielkim przeżyciem. Okazało się, że niektórzy pierwszy raz widzieli lewą stronę Warszawy. Kiedyś opowiadałam, że pojedziemy gdzieś poza miasto i jeden z chłopców zapytał, czy to znaczy, że pojedziemy do centrum. Bo oni znają tylko Gocławek.
Czarne chmury nad świetlicę nadciągnęły rok temu.
– Zmieniły się przepisy. Do końca roku musimy się zarejestrować jako placówka wsparcia dziennego. Ale żeby to zrobić, budynek musi spełnić określone wymogi: pomieszczenia muszą mieć określoną wysokość, czyli co najmniej trzy metry. W tej chwili mają 2,60. Dodatkowo trzeba zainstalować instalację mechaniczną nawiewowo-wywiewową, której koszt wynosi 10 tys. złotych – wylicza Paulina Rozynek.
Na razie pieniędzy brak, więc los świetlicy stoi pod znakiem zapytania. Tylko rodzice zaniepokojeni pytają, czy w nowym roku będą mieli gdzie posłać dzieci. Pracownicy liczą na wsparcie ludzi dobrej woli. Wiedzą, że miejsce takie jak to jest dzieciom z huty bardzo potrzebne. Czy uda się je uratować?
Pomoc dla świetlicy: 57 1240 6074 1111 0000 4991 2023 z dopiskiem „Świetlica Korkowa”
Iwona Świerżewska-Żurek |