U wielu rodziców przyjemne „tu i teraz” wygrywa z wizją tego, co okaże się dla dziecka dobre w przyszłości.
fot.freepikRyba czy wędka? Oto jest pytanie! Ryba pewniejsza, bo od razu „w garści”, wędka bardziej „na dachu”, lecz za to na przyszłość lepsze perspektywy. Jako rodzice świadomi swojej misji jesteśmy oczywiście za wędką i, wyrwani do odpowiedzi, deklamujemy bez zająknięcia, jak ważne jest uczenie dzieci samodzielności i życiowej zaradności. Po cichutku jednak co i raz podsuwamy im smaczną rybkę wprost do szeroko otwartego dzióbka. Oj tam, oj tam – jeszcze się w życiu namęczą i wędziskiem namachają! Nawet w dużych rodzinach jest pokusa nadmiernego ułatwiania dzieciom życia. U wielu rodziców przyjemne „tu i teraz” wygrywa z wizją tego, co okaże się dla dziecka dobre w przyszłości. A przez to nie dają swoim Jasiom szansy, by nauczyli się rzeczy potrzebnych w życiu dużym Janom.
Bezpośrednią inspiracją do tego felietonu był widok moich najmłodszych dzieci, ośmiolatki i dziesięciolatka, dzielnie i z przejęciem prasujących sobie mundurki do szkoły. Oczywiście wymagało to wcześniej kilku lekcji, instrukcji rozkładania deski, podłączania i wyłączania żelazka, odpowiedniego prowadzenia go po materiale… Ale warto ten czas zainwestować, aby potem otrzymać zwrot w postaci samodzielnych i radzących sobie z życiem, a co równie ważne – dumnych z siebie i swojego poczucia sprawczości dzieci. Nieco starsze mogą już służyć innym, prasując również ich rzeczy. To tylko jeden przykład. Jest też przygotowywanie posiłków, szycie (mój trzecioklasista, po instruktażu ze strony starszego brata, który wcześniej sam opanował już tę umiejętność, sam elegancko zaszył sobie rozdarte spodnie). Samodzielne nastawienie prania, przyszycie sobie guzika, cerowanie dziur w skarpetkach, planowanie i szykowanie posiłków, zakupy, załatwianie swoich szkolnych spraw, dojechanie komunikacją do określonego celu – to podstawowe obszary, których opanowanie daje dzieciom poczucie wiary we własne siły i dodaje motywacji do podejmowania trudniejszych wyzwań.
Dajmy im zatem szansę wyrosnąć na takich właśnie ludzi – potrafiących sprawnie wykopać i nawlec robaka na haczyk i zarzucić wędkę na połów, zamiast bezradnie czekać, aż ktoś przyniesie im na srebrnej tacy gotową rybę. Trudno iść przez życie, mając do dyspozycji dwie lewe ręce i potykające się na każdym kamieniu nogi. Nie skazujmy na to naszych dzieci.