Maciej w pierwszym „mieszkaniu treningowym” programu „Damy Radę!”
Bezdomność, która dziś w Polsce dotyka blisko 31 tys. osób, obrosła w szereg stereotypów. A te nie tylko niepotrzebnie stygmatyzują bezdomnych, lecz także – co gorsza – sprawiają, że chcąc im pomagać, robimy nie to, co trzeba.
Zarośnięty i odpychający swoim zapachem jegomość z plastikowymi torbami czy „nurek” buszujący w osiedlowym śmietniku wcale nie muszą być bezdomni. Oni, jeśli chcą, umieją i mają gdzie o siebie zadbać. Jak mówią ci z Dworca Centralnego: „w Warszawie jeśli ktoś jest głodny, to musi być głupi”. Bo problemem bezdomnego nie jest głód czy fizyczny brak dachu nad głową, ale brak celu dalszego niż przeżycie kolejnego dnia oraz świadomość, że nikogo nie obchodzi. Bezdomność to egzystencjalna choroba duszy, z której wychodzi się tak, jak z każdego innego
uzależnienia.
Tak właśnie, unikając stereotypów, z nowym podejściem do problemu bezdomności i uzależnień, rozwija się powstały w Caritas Polska i prowadzony w stolicy od sierpnia 2013 roku pilotażowy program „Damy Radę!”. Rozpoczęło go szesnastu młodych mężczyzn. Przez rok odpadło trzynastu, bo to program dla naprawdę zmotywowanych do pracy nad sobą. Za to do trójki najwytrwalszych doszło ostatnio trzech nowych, którzy korzystają ze swojej szansy.
Maciek
Maciek pochodzi spod Torunia. Ma 38 lat, z czego 17 spędził na ulicy – w schroniskach, na dworcach, w bunkrach. Ma braci, z którymi nie ma kontaktu, i dwie nastoletnie córki z dwoma różnymi kobietami, które uniemożliwiają mu kontakt z dziećmi, bo nie wierzą, że coś się w jego życiu zmieniło.Miał normalny dom. Pił tyle co inni. Dostał powołanie do wojska, poszedł, a kiedy w 2000 roku wychodził – nie miał już do czego wracać. Zaczęło się koczowanie na dworcu w Toruniu. – Było ciężko. Trzeba było wejść w tamtejszą społeczność bezdomnych i zaczęło się picie – coraz więcej, do nałogu, aż niemal do zapicia się na śmierć – wspomina. Raz przez sześć miesięcy, cudem odratowany, leżał jak roślina w zakładzie opiekuńczo-leczniczym, na silnych środkach psychotropowych. Tylko przez bardzo krótkie okresy, najmując się do jakiejś dorywczej pracy, wynajmował pokój, żeby uciec z dworca, oderwać się.
|
Kiedy przeniósł się do stolicy, wcale nie było lepiej. Trafił na detoks do szpitala bródnowskiego, a potem na trzymiesięczną zamkniętą terapię do Monaru na ul. Marywilskiej. Na nowo uczył się pisać bez drżenia rąk i choćby przez chwilę skupić na czymś uwagę. Potem znowu były nieudane próby wynajmowania mieszkania, zakończone zapijaniem samotności. I najdłuższy maraton alkoholowy: od 15 października 2012 roku do 30 marca 2013 roku, zakończony kolejnym detoksem w ośrodku przy ul. Kolskiej.
Od tego momentu nie pije. Gdy trafił do schroniska Caritas przy ul. Wolskiej, wszedł w program „Damy Radę!”. A od kilku miesięcy wraz z dwoma innymi uczestnikami programu mieszka w wymarzonym, przydzielonym na zasadzie lokalu socjalnego w ramach współpracy dzielnicy Ochota z Caritas Polska „mieszkaniu treningowym”.