Od wujka z Ameryki wysyłka nie wymagała większej ofiary. Była to dla niego pestka. – A niech się tam w kraju cieszą! – mówił w duchu. Wielką frajdę sprawiało mu odgrywać rolę dobrego wujaszka. Tym gestem można było przykryć i uzasadnić wiele posunięć życiowych niekoniecznie szlachetnych, na przykład opuszczenie rodziny i kraju.
Nie doczekała się jeszcze naukowego opracowania postawa „dobrego wujka”. Warto zachęcić socjologów, psychologów itp. do podjęcia prac w tym kierunku. Zresztą mając na uwadze, czym teraz się zajmują na uczelniach humanistycznych pod wpływem ideologii genderowych, taki temat naukowej rozprawy byłby przynajmniej nieszkodliwy.
Postawa „dobrego wujka” nie zawsze jest bezinteresowna. Wujek z zagranicy, wysyłający przez całe życie pieniądze, może żywić nadzieję, że na stare lata rodzina się nim zaopiekuje. Skoro on tak hojnie wspierał wszystkich, to okażą mu się wdzięczni… Ale gdy wraca do kraju, pies z kulawą nogą już o nim nie pamięta.
Jest też „dobry wujek z rozmachem”. Jego dzieło życia to coś w rodzaju domu opieki społecznej we wsi, gdzie przyszedł na świat. Wspaniałe byłoby to dzieło, pod warunkiem jednak, że darczyńca faktycznie ma prawo do tego, by dysponować kapitałem w ten sposób i że inwestycja ma sens. Może się okazać, że dom będzie miał najnowszy sprzęt, ale będzie stał pusty, bo nikomu to nie jest potrzebne.
Kolejny to „wujek mafioso”. Taki z filmów hollywoodzkich lub taki swojski, który wpadł na pomysł wybudowania kościoła. Potem się okazuje, że on tylko daje teren, transakcja jest łączona. Proboszcz musi mu pomóc, by odrolnić tereny przylegające do kościoła, aby tam deweloper mógł postawić osiedle. Takimi „dobrymi” wujkami chętnie zajmuje się prokuratura.
Puenta sugerowanej pracy naukowej to: „Dobro wymaga, by wszystkie jego składniki byłe dobre. Dobre samopoczucie i kadzenie ze strony obdarowanych nie usprawiedliwiają czynu”. To Jezus przenika serca i osądza czyny, a on ma wstręt do obłudy.
ks. Stefan Moszoro-Dąbrowski |