Odebranie prawa do klauzuli sumienia to próba zastraszenia środowiska lekarskiego – podkreśliła dr nauk med. Ewa Ślizień-Kuczapska, specjalista ginekolog-położnik.

KAI (Anna Rasińska): Co Pani Doktor myśli o zapowiedziach minister Izabeli Leszczyny dot. ograniczenia wolności klauzuli sumienia dla lekarzy?
Dr nauk med. Ewa Ślizień-Kuczapska (specjalista ginekolog-położnik): Uważam, że są one zupełnie sprzeczne z naszą misją. Odbieram to jako pewną próbę zastraszenia środowiska lekarskiego, to dla mnie zupełnie niezrozumiałe i sprzeczne z rolą lekarza, który ma za zadanie troszczyć się o życie i zdrowie swoich pacjentów. Warunkowanie funkcjonowania szpitali i podpisywania kontraktów z NFZ w zależności od postawy lekarzy, którzy tam pracują, jest straszne, przecież konstytucyjnie mamy zapewnioną zarówno wolność sumienia, jak i wolność wyznania.
Sama kształciłam się jeszcze w czasach socjalizmu, który jest powszechnie potępiany, a jednak wyniosłam z tego okresu bardzo duże przywiązanie do wartości, pewnej ideowości w swojej pracy. Natomiast dziś, kiedy żyjemy w wolnym kraju, pojawia się sytuacja, w której lekarzom odbiera się prawo do wolności sumienia.
Czy takie prawo może spowodować, że część osób, które chcą zostać lekarzami, zrezygnuje z tego zawodu przykładowo z obawy przed brakiem możliwości odmowy wykonania aborcji?
Myślę, że tak. W dodatku dzieje się to w sytuacji, kiedy mamy w Polsce ogromne niedobory lekarzy, którzy choć kształcą się w kraju, niestety wyjeżdżają za granicę, ponieważ widzą tam dla siebie większe perspektywy i możliwości zarobkowania. Tak kontrowersyjne decyzje są podejmowane mimo trudnej sytuacji demograficznej w Polsce, z rosnącą grupą osób starzejących i schorowanych. Kto będzie się nimi opiekował, skoro już teraz brakuje specjalistów? Dla mnie to brak perspektywicznego myślenia i brak troski o dobro społeczne.
Mam wrażenie, że wracamy do lat 50-60-tych, kiedy to obowiązywała ustawa zezwalająca na aborcję na życzenie, lekarze nie mogli funkcjonować w sposób zgodny z ich sumieniem. Byli zwalniani z pracy… Znane są świadectwa polskich medyków, którzy po doświadczeniu obozów koncentracyjnych zdecydowali się zostać lekarzami właśnie po to, by chronić i bronić ludzkiego życia tymczasem po tragicznym doświadczeniu drugiej wojny, śmierci milionów ludzkich istnień, w Polsce wprowadzono ustawę proaborcyjną! I zaangażowano służbę zdrowia do wykonywania procedury przerywania ludzkiego życia na życzenie, to zupełnie nie mieściło się w głowie. Minęło sporo lat nim, 30 lat temu, wprowadzono ustawę chroniącą ludzkie życie, która dała nam lekarzom szansę na normalne warunki pracy, a teraz wracamy na nowo do tych bolesnych doświadczeń.
A jak kwestia klauzuli sumienia wygląda z perspektywy Pani Doktor – czy więcej jest lekarzy, którzy z niej korzystają, czy raczej jest to marginalne zjawisko?
Pracuję w środowisku różnych lekarzy i choć nie rozmawiamy dużo o tych kwestiach, wiem, że wielu z nich wyznaje podobne wartości. Dla nas ważne jest ratowanie zdrowia i życia.
Większość lekarzy, z którymi pracuję, to młodzi ludzie, którzy nie znają procedury aborcji, a ci, którzy to pamiętają, niechętnie do tego wracają.
Przez te 30 lat dokonał się ogromny postęp w zakresie wizualizacji początku życia. Wydaje mi się, że dzięki temu duża część lekarzy, którzy nawet w przeszłości uczestniczyli w tych procedurach, ma teraz dużo większą świadomość, jak to wygląda. Pewnie niektórzy z nich głęboko żałują swego postępowania, znane są takie świadectwa.
Nie jestem statystykiem czy socjologiem, ale jestem przekonana, że dla wielu lekarzy klauzula sumienia jest realizacją przysięgi Hipokratesa i sposobem na wyrażenie swojej postawy etycznej, moralnej nie tylko jako lekarz, ale również jako człowiek.
Czy razi Panią Doktor upolitycznienie tej kwestii?
Upolitycznianie terminów płodność, niepłodność, aborcja, antykoncepcja, w tym tzw. awaryjna, jest niewłaściwe i osobiście im się sprzeciwiam. Jako lekarz wiem, że płodność jest integralną częścią zdrowia, znane są czynniki zwiększające ryzyko zaburzeń płodności. Legalizacja działań zagrażających zdrowiu kobiet i mężczyzn, sprzyjających sprzecznym z procesami biologicznymi procedurom, dyskutowanych i wdrażanych przez polityków w zależności od ich potrzeb i celów, nie służą poprawie wskaźników demograficznych ani poprawie zdrowia jako całości w tym prokreacyjnego społeczeństwa oraz kolejnych pokoleń. W dodatku błędne decyzje w tej materii niosą za sobą ogromny ciężar konsekwencji, za które już politycy zwykle nie odpowiadają. Odpowiadamy za nie my jako lekarze oraz nasze pacjentki i ich bliscy.
Zdaję sobie sprawę, że mogę się spotkać z agresją ze strony osób(y), pary lub kobiety, odmawiając recepty na tzw. pigułki dzień po lub aborcji. Jednak spokojne wyjaśnienie konsekwencji psycho-fizycznych, jasna oferta pomocy i wsparcia, otwartość na problem, lekarska postawa zrozumienia może przekonać. Większość takich dramatycznych decyzji wynika raczej z pogubienia, strachu przed dzieckiem, co wynika z budowania świadomości przeciw Niemu, złych relacji w domu, buntu typowego dla młodych osób w czasie dojrzewania, edukacji niedostosowanej do potrzeb młodzieży, braków wsparcia oraz wielu innych przyczyn. Jeśli szukać pomocy polityków, to właśnie w tych zaniedbanych obszarach, tworzenia programów medycznych wspierających osoby w kryzysach, ośrodków promocji zdrowia prokreacyjnego, edukacji za życiem, programów profilaktyki zintegrowanej w zakresie zachowań ryzykownych wśród młodzieży.
Być może niektórych trudnych decyzji udałoby się uniknąć, gdyby wszyscy lekarze potrafili okazać pacjentce więcej empatii?
Wielu pacjentów sygnalizuje potrzebę większej empatii. Bywa, że służbie zdrowia tej empatii brakuje. Mam to szczęście, że na mojej uczelni profesorowie kładli nacisk na potrzebę budowania wartościowych relacji z pacjentem, okazywania zainteresowania konkretnym dramatem człowieka. Jeden z profesorów powtarzał, że zawsze podchodzi do pacjenta w taki sposób, jakby sam siedział po drugiej stronie i traktuje pacjenta tak, jak sam chciałby być traktowany. Bardzo to do mnie przemówiło i wpłynęło na moje zachowanie wobec pacjentów. Jestem absolutnie daleka od stygmatyzacji kobiet, jako lekarze musimy służyć ich dobru, zdrowiu, płodności, trosce o ich przyszłość w zakresie zdolności prokreacyjnej.
Czy prawodawstwo ma wpływ na kształtowanie świadomości kobiet?
Tak, prawodawstwo ma ogromny wpływ na kształtowanie świadomości kobiet, a w tym przypadku szczególnie w zakresie rozumienia płodności jako oznaki zdrowia i źródła nowego życia, szansy na ciągłość pokoleniową, nie zaś opresji i przeszkody w życiu. Prawo określa też zakres możliwości lekarskiego postępowania i możliwości pomocy. Pamiętajmy jednak, że to prawo ma być dla człowieka, a nie człowiek dla prawa.