18 kwietnia
czwartek
Boguslawy, Apoloniusza
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Dzieci są nasze

Ocena: 0
1544
Od przedszkola do matury: wszystkie nasze dzieci mają teraz gorący okres. Ale w moim felietonie nie o to chodzi. Całkiem nie o to.
Chodzi mi o to, że dzieci są nasze – a nie szkoły, państwa czy może jakiejś organizacji. Są nasze nie dlatego, że do nas należą, bo tak przecież nie jest. Nie należą, bo nie są własnością, nie są przedmiotem, który może należeć do tej czy tamtej osoby. Dzieci są nasze, bo to nam powierzył je Pan Bóg, abyśmy pomagali im przyjść na świat, rozwijać się i wzrastać. I stawać się dojrzałymi ludźmi. Dlatego potrzebujemy dobrej szkoły i dobrych wzorców.

W 1985 roku, wśród trudnych do zaakceptowania pozostałości stanu wojennego, wystąpiłam z buńczucznym – jak na owe czasy – hasłem, że szkoła jest nasza. Właśnie poszedł do pierwszej klasy nasz najstarszy syn Karol i okazało się, że my jako jego rodzice niewiele mamy w szkole do powiedzenia w sprawie wychowania zgodnego z naszym światopoglądem na przykład. Dlatego przemyślawszy sprawę, wysłałam swój artykuł do „Tygodnika Powszechnego”, bo gdzież wtedy miałabym wysłać.

Ale minęło od tamtej pory grubo ponad ćwierć wieku i – jak widzimy – szkoły dalej nie są nasze. Pod koniec lat 90., czyli jakieś piętnaście lat temu, niemal na początku pionierskich lat budowania Nowej Polski, trwał jeszcze bujny rozkwit różnych obywatelskich inicjatyw i jeśli nie rosnących, to przynajmniej stabilnych, nadziei. Trwała społeczna walka o bon oświatowy, czyli kwotę z publicznych przeznaczonych na finansowanie edukacji pieniędzy, która szłaby za dzieckiem i pozwalała jego rodzicom wybierać dla dziecka szkołę, którą tym bonem by wspierali. Zarazem, co oczywiste, mieliby w tej szkole coś do powiedzenia. Byłaby to ich szkoła.

Teraz do szkół chodzą dzieci Karola, Staś i wkrótce Marysia, a bonu oświatowego i innych sposobów finansowania społecznej oświaty jak nie było, tak nie ma. Walka bowiem została wtedy przegrana. A w szkołach – także w skali kraju, co oznacza programy szkolne – jest coraz gorzej i gorzej. Rodzice niewiele mają do powiedzenia, a jeśli już mogliby coś powiedzieć, to często nie mówią. Czy nie mają żadnej wiary, że to ma sens? Czy, jak w poprzedniej epoce, boją się, żeby dzieciom to nie zaszkodziło? Czy może jest im po prostu wszystko jedno?

Kiedy zaś nie jest im wszystko jedno i zaczynają toczyć walkę w najważniejszej sprawie – aby szkoła nie znikała z ich wsi czy dzielnicy – niemal nie mają sojuszników.

Można – i należy – zakładać własne szkoły: katolickie, prywatne i społeczne. Bo jest ich o wiele, o wiele za mało. Ale skąd brać fundusze, skąd brać kredyty, skąd wiarę, że jednak system się zmieni?

Papież Franciszek nie mówi nam, co mamy w Polsce robić ze szkołą, ale mówi nam, co jako chrześcijanie mamy robić ze swoim życiem: „Nie lękajmy się definitywnych zobowiązań, zobowiązań angażujących i obejmujących całe życie! W ten sposób nasze życie będzie owocne! To właśnie jest wolność – odwaga podejmowania decyzji z wielkodusznością”.

Barbara Sułek-Kowalska
fot. Barbara Sułek-Kowalska
Idziemy nr 19 (400), 12 maja 2013 r.


PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 17 kwietnia

Środa, III Tydzień wielkanocny
Każdy, kto wierzy w Syna Bożego, ma życie wieczne,
a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 35-40
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter