25 kwietnia
czwartek
Marka, Jaroslawa, Wasyla
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Hufiec MB Tęskniącej

Ocena: 0
1498
Szykują się już nie byle jakie obchody. Dlatego wyprzedzam 70. rocznicę i już dziś wspominam chłopaków z Klarysewa.
Odwiedzając tereny mej okupacyjnej „górnej i chmurnej” młodości w klarysewskiej osadzie, idę na cmentarzyk powstańców z tamtej okolicy – przy mojej dawnej parafii w Powsinie. Był i jest stale zadbany, często przyprowadzałam tam moich uczniów, znajomych czy przyjaciół, aby słów parę o nim powiedzieć, kwiatek położyć, albo po prostu zadumać się chwilkę.

W okupacyjnych latach, mieszkając w Klarysewie, chodziliśmy na Msze niedzielne do Domu Dziecka im. Ks. Boduena, do kapliczki zakonnej sióstr szarytek, parafia była bowiem zbyt odległa. Siostry chętnie chroniły w swym gospodarstwie ludzi „spalonych” w konspiracji, zatrudniając ich na fałszywych papierach jako służbę rolną, dozorców w sadzie itp.; ukrywał się tam na przykład kapelan Szarych Szeregów, harcmistrz Rzeczypospolitej ks. Jan Mauersberger. Tylko okazjonalnie odwiedzaliśmy nasz kościół parafialny pod wezwaniem świętej Elżbiety.

Powstańczy cmentarzyk jest mi szczególnie bliski, bo znałam przecież niektórych z pochowanych tu chłopców osobiście. Chłopców, których imiona i nazwiska odnajdywałam wyryte na dwóch potężnych komemoracyjnych tablicach… Komorowscy, Grabscy, Nerki, Osuch, Sierbisty, Goss…

Widzę jeszcze ich sylwetki, zatarły się już twarze… Innych zaś spotykałam, a to w papierni mirkowskiej w Jeziornie Królewskiej, a może u rzeźnika Sierzputowskiego, czy w spożywczaku Szałapskich. Młodzi byli, 16-17-latkowie; choć wiem, że i nieco starsi też się wśród nich znajdowali. Synowie przeważnie drobnych rolników, rzemieślników, robotników fabrycznych – nie dzieci ulicy, ale i nie pałaców czy rezydencji konstancińskich. Młodzi byli, weseli, skorzy do żartów i młodzieńczych wybryków. Trochę zawadiaccy, ale w gruncie rzeczy porządne chłopaki. Sama ze trzy lata starsza – uczestnicząc już wtedy w podziemiu AK – patrzyłam na nich nieco pobłażliwie, nie domyślając się, że oni również w czymś takim zanurzeni być mogli.
Przed plebanią w Powsinie

W kilkanaście lat później, gdy znalazłam w jakiejś gazecie artykuł Zdzisława Łabędzkiego „Chłopcy spod husarskich skrzydeł” – dowiedziałam się wszelkich szczegółów o ich zrywie powstańczym na przedpolach Warszawy, kiedy ja biegałam już jako łączniczka w powstaniu. Była tam też wzmianka o akcji odbicia Niemcom owego Domu Dziecka, znajdującego się przecież bliziutko naszego ogrodu. Akcja okazała się nieudana, wręcz tragiczna. Większość atakujących zginęła. Jakżeż mieli nie zginąć!

Dom ów, potężny, szary gmach z czerwonym dachem wznosił się na górze dawnej skarpy wiślanej, niczym twierdza. W środku zaś rezydowała już wówczas uzbrojona po zęby ekipa niemiecka. Chłopcy podchodzili podobno z dwóch stron: od ogrodów na górze i od pola, z dołu. Najgorzej powiodło się właśnie tym drugim. Niemcy mieli ich „jak na dłoni” – chłopców zaś nie mogły dobrze chronić kartofliska lub krzaki tarniny. Był to taki – w mojej wyobraźni – jakby w miniaturze bój o klarysewskie Monte Cassino. Tyle, że przegrany.

Nie zaznali więc chłopcy wojennej chwały, ani radości zatknięcia flagi polskiej na szczycie. Nie było też czerwonych maków, nie ułożono o nich żadnej pieśni. Co najmniej 60. uczestników tamtych walk leży pod strzelistymi topolami na powsińskim powstańczym cmentarzyku. Leżą wśród pól, po których kiedyś biegali beztrosko, nie wiedząc, co los im przeznaczył.

Patrzyła na nich wówczas Matka Boska Tęskniąca. Spogląda i dzisiaj na pobliski cmentarzyk. Toż to i Jej synkowie przecież, Jej hufiec rycerski. Jakżeż ma za nimi nie orędować, wszak – jeśli komu droga otwarta do nieba, to tym, co służą Ojczyźnie. Więc ogarnia ich swą troską matczyną i opieką – również w imieniu rodzin, z których większość już nie żyje. Smutna jest nasza Powsińska Pani, ale i ufności pełna, że następne pokolenia będą o nich pamiętać. Że i parafianie, i goście niedzielni, i turyści „Zdrowaśkę” czasem odmówią, czy światełko zapalą chłopcom naszym jeziorańsko-klarysewskim.

Wspomnę jeszcze wojennego proboszcza u słynącej już wtedy łaskami Matki Boskiej Tęskniącej, wspaniałego 92-letniego księdza Jana Garwolińskiego zaprzyjaźnionego z moim tatą. Na srebrne gody moich rodziców, 22 stycznia 1942 r., odprawił Mszę Świętą w dzwonnicy przykościelnej przed słynnym obrazem, bo tam właśnie przechował Matkę Bożą w obronie przed Niemcami. Po nabożeństwie cała nasza zziębnięta rodzina została zaproszona na weselną ucztę do plebanii. Wreszcie się najadłam, zwłaszcza potraw mięsnych własnego wyrobu z właśnie ubitego wieprzka. Ale głównym daniem były anegdotki, pogaduszki i pogwarki z uroczym ks. proboszczem, pełnym żywotności i humoru, którym dzielić się potrafił z innymi.

Halina Cieszkowska, żołnież AK ps. "Alika"
fot. Wojciech Świątkiewicz/Idziemy, arch. Haliny Cieszkowskiej
Idziemy nr 30 (462), 27 lipca 2014 r.



PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 25 kwietnia

Czwartek, IV Tydzień wielkanocny
Święto św. Marka, ewangelisty
My głosimy Chrystusa ukrzyżowanego,
który jest mocą i mądrością Bożą.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): Mk 16, 15-20
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)


ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter