Wino im jest starsze, tym lepsze. Ale może też zamienić się w ocet. - mówi o. Jacek Salij OP w rozmowie z Barbarą Stefańską

W styczniu obchodzimy Dzień Babci i Dziadka. Jak pięknie przeżyć lub przygotować się na późne lata swojego życia?
Jest starość, która zadziwia sprawnością. Ale takiej starości nikt sobie nie zaplanuje. Trudno nie przyznać racji Janowi Kochanowskiemu, że nieraz tak bywa, iż „co człek w głowie uradzi, do skutku nie doprowadzi”. Nawet jeśli dbam o kondycję fizyczną i zdrowy styl życia, na stare lata mogę się stać niedołężny, może nawet całkowicie zdany na innych. Jednak jakby się moja starość nie ułożyła, najważniejsze, żeby jej nie zmarnować. Bo jest to czas, kiedy szczególnie trzeba dbać o swoje relacje z Bogiem, więcej się modlić, nie unikać sakramentów. Również najbliższym starajmy się przypominać, że ogromnie nam zależy na tym, żeby nie odejść z tego świata bez pojednania z Bogiem.
Ludzie nieraz powtarzają: „Starość się Panu Bogu nie udała…”
Tak nawet w żartach nie mówmy. Nikomu nie wolno udawać, że jest mądrzejszy od Pana Boga. Wiara podpowiada nam postawę: „Jezu, ufam Tobie”. Tylko bezbożnik może zarzucać Bogu, że jest w czymś nieudolny albo niesprawiedliwy.
Wybitny żydowski myśliciel Abraham Heschel twierdził, że nasze kłopoty ze starością w gruncie rzeczy są jednym ze skutków odejścia współczesnych społeczeństw od Boga. „We współczesnym społeczeństwie ludzie starzy otrzymują wiele takich propozycji, które skutecznie pomagają im zdziecinnieć” – pisał. Zachęca się seniorów do zabaw, gier, poświęcenia się ulubionemu hobby czy rekreacji, co pomaga wyeliminować z życia na jakiś czas nudę, jednak nie przyczynia się do dojrzewania w człowieczeństwie.
„To egzystencja zakonserwowana, wegetacja w słoiku” – Heschel trafnie sięga po tę metaforę. Bo zabawy dzieci mają przygotować je do życia, a zabawy staruszków – zabić nudę. A nudzisz się zapewne dlatego, że nie wiesz, po co żyjesz. Jeśli człowiek urządza sobie świat bez Pana Boga, to naprawdę nie wie, po co żyje.
Co trzeba wiedzieć o starości?
Dzisiaj powiedzielibyśmy, że nie PESEL o niej decyduje. Już Księga Mądrości poucza: „Starość jest czcigodna nie przez długowieczność i liczbą lat się jej nie mierzy: sędziwością u ludzi jest mądrość, a miarą starości życie nieskalane”. W Psalmie 92 czytamy, że sprawiedliwi „wydadzą owoc nawet i w starości, pełni soków i zawsze żywotni”.
„Wydawanie owocu” niekoniecznie oznacza sprawność i odbywanie jakichś tańców łabędzich pod koniec życia, choć i tak nieraz się zdarza. Ów owoc to jest często cierpliwe znoszenie udręk, jakich się doświadcza wskutek starości, w duchu oddawania siebie samego Panu Bogu. Kiedy myślimy o swojej starości, nie obawiajmy się tego, że być może czeka nas niedołężność, Alzheimer albo coś jeszcze gorszego.
Tego się właśnie często obawiamy…
To jest albo pokusa, albo znak naszego zapomnienia o Panu Bogu. To, co naprawdę ważne, to zaufanie Panu Bogu naprawdę w każdej sytuacji. Alzheimer dopadł pod koniec życia o. Marcina Babraja, człowieka wręcz niezwykle zasłużonego dla polskiego Kościoła. Ośmielę się twierdzić, że zarówno on sam, jak i wspólnota, w której odchodził z tego świata, całkiem nieźle zdali ten trudny egzamin.
Starość można zmarnować?
Niestety. W genialnym skrócie wyraził to Szekspir. W „Królu Learze” błazen mówi do władcy: „nie wypada się zestarzeć, zanim się nie zmądrzeje”. Generalnie wino im jest starsze, tym lepsze. Ale może też zamienić się w ocet. Mówiąc krótko, człowiek stary może zgorzknieć, zrobić się nieznośny itd.
Pismo Święte wspomina także starość przeklętą. W Księdze Daniela dwaj rozpustni starcy, którzy czyhali na Zuzannę, usłyszeli: „Zestarzałeś się w swojej przewrotności, teraz wychodzą na jaw twe grzechy, jakie poprzednio popełniałeś” (13,52).
Biblia pełna jest także postaci, które szczególnych łask doświadczyły w późnym wieku: Symeon, Anna, Zachariasz, Elżbieta…
W Piśmie Świętym czytamy o bardzo tajemniczych powołaniach, gdy to, co najistotniejsze, przychodziło do człowieka, gdy był już bardzo stary. Tak było w przypadku sędziwego Abrahama. Podobnie było z Mojżeszem. Miał 80 lat, gdy Pan Bóg wezwał go do dzieła absolutnie przekraczającego siły pojedynczego człowieka – właśnie jemu Bóg powierzył wyprowadzanie ludu wybranego z niewoli egipskiej. Druga Księga Machabejska opisuje męczeństwo czcigodnego Eleazara, który na stare lata odważnie poszedł na śmierć, chociaż mógł się ratować.
Także historia Kościoła zna wielu męczenników umierających za Chrystusa już w sędziwej starości. Kiedy skazany na pożarcie przez lwy św. Ignacy z Antiochii dowiedział się, że chrześcijanie próbują coś zachachmęcić, żeby go od tak okropnej śmierci ocalić, napisał list błagalny, żeby nie przeszkadzać mu w dopełnieniu męczeństwa. „Chcę być Bożą pszenicą; chcę być starty zębami dzikich zwierząt, aby się stać czystym chlebem Chrystusa” – pisał.
Papież Franciszek często mówi o dziadkach i osobach starszych. Kim mogą być dla młodych?
Przenikanie się pokoleń pięknie przedstawia Księga Przysłów: „Koroną starców – synowie synów, a chlubą synów – ojcowie” (17,6). Pani ma rację – papież Franciszek lubi podkreślać wielkie znaczenie dziadków w przekazywaniu wiary następnemu pokoleniu. Nawet w bulli ogłaszającej Jubileusz Roku 2025 napisał: „Szczególną myśl kieruję do dziadków i babć, którzy przekazują wiarę i mądrość życiową młodszym pokoleniom. Niech będą wspierani wdzięcznością dzieci oraz miłością wnuków, które znajdują w nich zakorzenienie, zrozumienie i otuchę”.
Ojciec Święty mówił to również u nas w Polsce, kiedy w 2016 r. był na Wawelu. Przypomnijmy: „Dziadkowie są pamięcią narodu, są pamięcią wiary. Trzeba łączyć młodzież z dziadkami: także to jest bliskością. Być blisko i tworzyć bliskość”. W Polsce Ludowej Opatrzność Boża uchroniła nas od agresywnego wejścia bezbożnictwa w rodziny. Ale w domach ubeków, milicjantów czy ważniejszych urzędników to dziadek, a najczęściej babcia przypominali dzieciom o Bogu, uczyli pacierza, pokazywali Kościół. Dzisiaj ten problem wraca w nowej postaci. Wielu starych rodziców ciężko przeżywa to, że ich dzieci nie chcą wnuków ochrzcić ani uczyć życia wiarą.
Starość to także czas intensywniejszego przygotowywania się do odejścia. Dlaczego modlimy się w suplikacjach „Od nagłej i niespodziewanej śmierci zachowaj nas, Panie”, skoro wielu chciałoby odejść szybko, nie doświadczając cierpienia?
To chyba jest bardzo normalne, że pragniemy łagodnej śmierci. Ale zarazem niesłychanie ważna jest modlitwa, by śmierć nie zastała nas w momencie nieprzygotowania. Skoro naprawdę wierzę w życie wieczne, to rozumie się samo przez się, że bardzo mi zależy na tym, żeby odejść z tego świata w stanie łaski uświęcającej. To sformułowanie z suplikacji o zachowaniu od nagłej i niespodziewanej śmierci jest odpowiednikiem prośby: „Zachowaj nas od śmierci w stanie grzechu”. Dodam jeszcze, że przed śmiercią chciałoby się też pożegnać z tymi, od których będziemy odchodzić.
A to, że byłoby nieźle, Panie Boże, gdyby moje odejście z tego świata było wolne od nadmiernych uciążliwości, to już inna sprawa – o to również wolno nam się modlić. Ponadto w tej modlitwie dopatrywałbym się takiej prośby: „Panie Boże, niech na tym świecie będzie tyle miłości, żeby moje odchodzenie było osłodzone dobrocią tych, którzy będą w pobliżu”.
Niektórzy sami chcą wyznaczyć sobie koniec życia…
W świecie odrzucającym Boga pojawia się bezbożna myśl, żeby samemu zarządzać swoją śmiercią. To wielka i straszliwa pokusa eutanazji. Współczesna pycha lubi formułować takie zdania, że „w swoim życiu zrobiłem, co trzeba, mogę odchodzić i jest to moja prywatna decyzja”. Albo „nikomu nie jestem potrzebny, nie chcę być ciężarem dla moich najbliższych”. Krótko mówiąc, są to hasła ze świata, w którym nie życzymy sobie, żeby najwyższym wymiarem rzeczywistości była miłość.
Św. Grzegorz z Nazjanzu zostawił mądrą przestrogę. Jeśli życie ludzkie porównać do podróży okrętem, to bywa tak, że podróżuje się ciężko, wśród przeciwnych wiatrów, burz, a w końcu okręt dopływa bezpiecznie. Ale bywa i tak, że okręt płynie spokojnie, bez specjalnych kłopotów, jednak zatonie u samego wejścia do portu. „Wielu, już po pięknej podróży, w samym porcie doznało rozbicia. Wielu po burzliwej podróży znalazło spokój w przystani” – pisze święty. Dlatego jeśli spełniłeś swoje zadanie życiowe, dotarłeś do portu, ale jeszcze jesteś na okręcie, to nie sprowadzaj katastrofy na sam koniec.
Gdyby Ojciec miał napisać List do osób starszych, jak św. Jan Paweł II, co by Ojciec podkreślił?
Przede wszystkim przypomniałbym Grzegorza z Nazjanzu. Jeśli życie miałeś piękne, dzieci udane, cudowne wnuki, niech jego podsumowanie będzie jeszcze piękniejsze. Nie wyznaczaj Panu Bogu czasu, kiedy przed Nim staniesz. A jeśli w swoim życiu chodziłeś po manowcach, to przynajmniej na koniec zaufaj Panu Bogu. Jezus nawet łotra na krzyżu ocalił. Również ty, nawet jeśli wiele grzeszyłeś, będziesz zbawiony, ale ocalenia szukaj u Pana Jezusa.