Jak wspaniałe, radosne i rodzinnotwórcze jest śpiewanie kolęd, zapewne nikogo nie muszę przekonywać.
Opłatek przełamany, życzenia wygłoszone, karpie i śledzie pochwalone, barszczyk się grzeje, kapusta z grzybami pachnie, napięcie rośnie, na makowce jeszcze nie pora. Kochani, jak nie będzie kolędy, to Święty Mikołaj nie usłyszy, że tu siedzą grzeczne dzieci, które czekają na prezenty. „Dzisiaj w Betlejem, dzisiaj w Betlejem wesoła nowina...” Hurra! Są prezenty, uff! Syci i zadowoleni, możemy śpiewać dalej, przepijając tym jedynym w swoim rodzaju wigilijnym kompotem, którego każdy z gości przywiózł kilka litrów!
Każdy dom ma ulubiony repertuar: my na przykład zaczynamy od żywszych kolęd, uważając, żeby „Lulajże, Jezuniu” nie było za wcześnie, bo się jeszcze najmłodsze dzieci rozrzewnią, a przecież trzeba jeszcze posiedzieć. No i żeby w odpowiednim momencie huknąć „Bóg się rodzi, moc truchleje”: jeśli najstarsi z lekka się zdrzemnęli, to akurat się obudzą, a panowie mogą strzelić obcasem, jak to w polonezie!
Jak wspaniałe, radosne i rodzinnotwórcze jest śpiewanie kolęd, zapewne nikogo nie muszę przekonywać. Jeśli do tego mamy muzykę na żywo – cudownie, gdy rodzinne siły wystarczą na pianino, gitara czy akordeon, ale przecież szkolne flety oraz cymbałki i trójkąty czy grzechotki też są muzyką – to już naprawdę można śpiewać i śpiewać. Aż do samej pasterki i w pierwszy dzień świąt od nowa. Nie strofując, rzecz jasna, starych cioć, że piszczą czy buczą, ani młodzieży, że nie zna wszystkich zwrotek – bo może zna, ale, jak to młodzież, woli nie pokazywać wszystkich możliwości, pewnie boi się obciachu, czy jak to się teraz nazywa.
Nikogo więc nie będę przekonywać, bo jednak polska Wigilia kolędą stoi! Od początku, przez rozbiory, wojny i komunę. Wbrew temu, co z dziwnym uporem powtarzamy, ze Polacy nie potrafią razem śpiewać. Ależ potrafią, i naprawdę to słychać w wieczór wigilijny oraz kilka następnych dni. A do tego kolęda wraz z pastorałką są wybitnym dziełem polskiej kultury! Również dlatego kolędy są takie ważne. Nawet jeśli o tym nie wiemy. Nawet jeśli nie wszyscy pamiętają, że śpiewają wiersze wielkich polskich poetów, że to teksty zapisane w XV czy XVII wieku! A mieliśmy tych tradycyjnych kolęd bez liku, dobrze ponad dwie setki, a pewno i więcej. Jeden z najwybitniejszych znawców kultury sarmackiej, nie tylko artysta, ale i profesor Jacek Kowalski z Poznania, ma w swoim repertuarze takie cudeńka jak „Pieśń Herodową” czy „Kuchareczkę Jezusową” z XVIII wieku!
Ale i my wszyscy, śpiewając „Anioł pasterzom mówił”, przypominamy piętnastowieczne strofy! To jest nasz wkład w wielką kulturę chrześcijańskiej Europy, i Bogu dziękujmy, że wciąż ją w ten sposób podtrzymujemy. I Europę, i kulturę.
Nie wiem, czy udało mi się powstrzymać w tym świątecznym felietonie od „dydaktycznego smrodku”, jak takie rady i uwagi nazywał nieoceniony Melchior Wańkowicz. Ale niech tam, sprawa tego warta! Kolędujmy, ile można, i przy okazji rzućmy tu i ówdzie młodemu pokoleniu, że właśnie niesie w sztafecie pokoleń pochodnię polskiej kultury. Wesołych świąt!