24 kwietnia
środa
Horacego, Feliksa, Grzegorza
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Koń Kościuszki

Ocena: 0
5103
Wrażliwości na cudzą biedę Europa nie odziedziczyła po swoich pogańskich przodkach, ale wzięła ją z Ewangelii.
Bezpośredni świadek tak pisze o niezwykłej wrażliwości na biedę, jaka cechowała Tadeusza Kościuszkę: „Nie mógł nigdy znieść widoku nędzy bliźniego bez usiłowania ulżenia jego nieszczęścia. Przez cały czas pobytu swego w Solurze wyszukiwał sam często o jałmużnę prosić nie śmiejących ubogich, których nieśmiałość tym bardziej wsparcia godnymi czyni. Odwiedzał schronienia nieszczęśliwych i łączył pociechy do swych dobrodziejstw. Skoro się dowiedział, że jaki ubogi chorobą złożony został, posyłał mu natychmiast lekarstwo, i wywiedziawszy się o jego stanie, dostarczał mu wszystkiego, co tylko do jego uleczenia potrzebnym było”.

Nawet koń Kościuszki nabrał takiego nawyku, że samorzutnie zatrzymywał się na widok każdego żebraka. Uroczą opowieść na ten temat zapisał Juliusz Słowacki, w swoim liście do matki z 15 marca 1833 roku: „Po śmierci Kościuszki jeden z obywateli kupił po nim konia, na którym stary Kościuszko często jeździł – lecz koń, przeszedłszy do nowego pana, ilekroć wiózł szlachcica drogą, zatrzymywał się i stawał przed każdym żebrakiem, tak go dawny pan przyzwyczaił rozdawaniem jałmużny. Nowy nabywca znudził się takim narowem konia i odsprzedał go”.

Głęboko w kulturze

Duchowa historia Europy pełna jest tego rodzaju budujących anegdot. Wystarczy przypomnieć świętego Marcina z Tours, który podzielił się z żebrakiem połową swojego płaszcza czy świętą Katarzynę ze Sieny, która żeby przezwyciężyć wstręt, jaki odczuwała przy pielęgnowaniu trędowatych, całowała ich rany. Gdyby ktoś zebrał takie opowieści, zapewne złożyłyby się na grubą książkę. Należy zaś wierzyć anegdotom: jeżeli jakiś temat obfituje w anegdoty, znaczy to, że wszedł on bardzo głęboko w kulturę i obyczaje.

Otóż warto zdać sobie sprawę z tego, że wrażliwości na cudzą biedę Europa nie odziedziczyła po swoich pogańskich przodkach, ale wyłącznie z Ewangelii. Mimowolnym świadkiem tego jest wielki nienawistnik chrześcijaństwa, cesarz Julian Apostata. Marząc o odnowie religii pogańskiej, Julian doszedł do wniosku, że zyska ona więcej popularności, jeżeli przy świątyniach pogańskich będą jakieś odpowiedniki chrześcijańskich dzieł miłosierdzia. Oto fragment jego listu do pogańskiego arcykapłana Teodora, a zawarte w nim świadectwo jest tym cenniejsze, że tak wiele w nim nienawiści do chrześcijaństwa:

„Właśnie dlatego, że nędzarze byli przez kapłanów [pogańskich] nie zauważani, nie uznający bogów Galilejczycy [tzn. chrześcijanie] na tę miłość człowieka nacisk położyli i czyn najnikczemniejszy wzmocnili pozorami sprawy pożytecznej. Podobnie jak ludzie zwabiający dzieci słodkim plackiem, kilkakrotnie dając im po kawałku, odciągają je daleko od domów i porywają na swoje okręty, i gorzkie staje się dla nich na całe dalsze życie to, co przez chwilę zdawało się słodkie, tak i Galilejczycy, zaczynając od tzw. „uczt miłości”, „przyjęć”, „obsługi stołów” – tak wiele nazw nosi u nich ta sama czynność – wielkie mnóstwo ludzi doprowadzili do bezbożnictwa i uczynili z nich” (...). Dalszego ciągu tego listu nie znamy, bo chrześcijańskiemu kopiście puściły nerwy i przestał go dalej przepisywać.

Gdyby cesarz Julian żył dłużej i gdyby jego plany wprzęgnięcia świątyń pogańskich w działalność charytatywną się powiodły, byłby to jeszcze jeden przykład pozytywnego wpływu Ewangelii nawet na środowiska jej wrogie. Dobry bowiem wpływ Ewangelii na społeczeństwa, które jej jeszcze nie znają, to zjawisko wręcz częste, nieraz nam współczesne. – „Jeszcze pół wieku temu” – pozwolę sobie tu przepisać czyjeś spostrzeżenie – „społeczeństwo japońskie było okrutne i nieludzkie, chociaż panowała uprzejmość i dobre wychowanie w stosunkach międzyludzkich. Dzisiaj, pół wieku później, w Japonii roi się od stowarzyszeń dobroczynnych i wolontariuszy, japońscy wolontariusze jeżdżą nawet do Trzeciego Świata. Misjonarze w Japonii twierdzą: Jest to wyraźny wpływ chrześcijaństwa na ten lud, który przecież nie nawraca się do Chrystusa”.

Więcej miłosierdzia

Szacunek i miłość dla człowieka słabego i cierpiącego jest wielkim skarbem kultury europejskiej, ale zarazem każde kolejne pokolenie zauważa jakieś wielkie zaniedbania oraz wypaczenia w tej dziedzinie. Przez wiele wieków nie umieliśmy np. dostatecznie zauważać godności ludzkiej człowieka upośledzonego umysłowo, nie zauważaliśmy, jak strasznie nieraz cierpią ludzie chorzy psychicznie. Dziś bywamy szczególnie okrutni – o czym świadczy stosunek wielu z nas czy to do aborcji, czy to do eutanazji – wobec tych słabych, którzy dopiero zaczynają swoje życie lub zbliżają się do jego końca.

Co więcej, również wtedy, kiedy pełnimy autentyczne dzieła miłosierdzia, nieraz są one naznaczone różnymi cieniami, a nawet wypaczeniami. Już Pan Jezus kazał nam sprawdzać samych siebie, czy dzieł miłosierdzia nie czynimy po to tylko, żeby nas ludzie widzieli. W XVII wieku merkantyliści walczyli z dobroczynnością, twierdząc, że wielu ubogich przyzwyczaja ona do bierności, lenistwa i cwaniactwa. Z kolei w XIX wieku socjaliści walczyli z tym, co nazywali filantropią, a co ich zdaniem jest listkiem figowym, którym bogacze chcą zakryć swoje niesprawiedliwości.

Szacunek i miłość dla człowieka słabego i cierpiącego
jest wielkim skarbem kultury europejskiej

Niezwykle mądrą odpowiedź na tego rodzaju zarzuty daje Karol Hubert Rostworowski w dramacie „Miłosierdzie”. Autor wydobywa tam wszystko najgorsze, co zdarza się w związku z czynieniem miłosierdzia – i hipokryzję wielu tych, którzy je czynią, i bezduszne wygodnictwo oraz cynizm wielu tych, którym miłosierdzie jest świadczone, i nieautentyczność wielu tych, którzy je głoszą. Wobec tak ciężkich zarzutów Miłosierdzie poddano sądowi i skazano na ukrzyżowanie. Po lewej stronie Miłosierdzia ukrzyżowano Bogacza, po prawej – Kaznodzieję.

Okazało się jednak wtedy, że świat stał się kompletnie nieludzki i przemienił się w jedno kłębowisko wzajemnej wrogości. Na szczęście, akcja dramatu rozwija się i straszny świat bez miłosierdzia okazał się tylko przestrogą. Ponieważ zaś świat miłosierdzia doskonałego, czyli ostateczne zmartwychwstanie Miłosierdzia to dopiero obietnica – widzowie dramatu z ulgą dowiadują się, że w naszym świecie nadal będzie wiele miłosierdzia. Owszem, miłosierdzia ułomnego, skażonego ludzką słabością, a nawet grzechem, ale jednak miłosierdzia.

Wniosek jest prosty: Lepsze jest miłosierdzie ułomne niż żadne. Ale różne ułomności w naszym czynieniu miłosierdzia starajmy się jednak rozpoznawać i usuwać. Innymi słowy, starajmy się o to, żeby czynione przez nas miłosierdzie było prawdziwe, jak najprawdziwsze. Przecież sami dostąpiliśmy miłosierdzia, więc bądźmy miłosierni. Jeśli zaś staramy się czynić miłosierdzie, wolno nam ufać, że również w Dniu Sądu dostąpimy miłosierdzia ostatecznego.

o. Jacek Salij OP
fot. ks. Henryk Zieliński/Idziemy

Idziemy nr 45 (477), 9 listopada 2014 r.


PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 24 kwietnia

Środa, IV Tydzień wielkanocny
Ja jestem światłością świata,
kto idzie za Mną, będzie miał światło życia.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 12, 44-50
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
+ Nowenna do MB Królowej Polski 24 kwietnia - 2 maja

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter