28 marca
czwartek
Anieli, Sykstusa, Jana
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Kronika wypadków tatrzańskich

Ocena: 0
6769

Rozpoczął się wakacyjny najazd turystów na Tatry i najpracowitszy dla TOPR-owców okres. Kim są i jaka jest ich praca?

W centrali Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego przy ul. Piłsudskiego 63a w Zakopanem trwa codzienny dyżur: przy telefonie ratownik, pod ręką kierownik dyżuru, kierowca-ratownik i ratownik medyczny. To niezbędne minimum, do którego w zimie dochodzi dwóch lawinowców i pies. Pod telefonem pozostaje jeszcze dwóch ratowników, a kiedy trzeba – śmigłowiec z pilotem pokładowym i dwoma ratownikami dołowymi.

Jest spokojniej, więc można usiąść i porozmawiać.

Dziś dyżuruje jako kierowca-ratownik Jurek Maciata, góral z Białego Dunajca, w TOPR-ze od 32 lat. Jego specjalizacja to psy lawinowe, więc zimą ma dyżur wyłącznie z psem. Daniel Kędra z Krakowa jest ratownikiem-ochotnikiem, od czterech lat w TOPR-ze, i przewodnikiem tatrzańskim II klasy.

 

Na wszystkie kłopoty

– Najwięcej roboty jest w miesiące wakacyjne, a najwięcej wezwań – na Orlą Perć, szczególnie odcinek między Zawratem i Granatami, ale i trawers miedzy Zawratem i Świnicą. Także w rejon Rysów – tłumaczą.

Jak wygląda ich praca, dobrze pokazuje kronika, którą można śledzić na stronie www.topr.pl. Średnio dwa razy dziennie podrywa się śmigłowiec, by przetransportować do szpitala w Zakopanem kogoś, komu uraz nóg nie pozwala na samodzielne zejście. Zdarzają się jednak i wyloty, kiedy – jak 23 czerwca – „do TOPR-u zadzwonił turysta, informując, że wraz z matką, wędrując po Orlej Perci, dotarli na Kozie Czuby. Matka doznała blokady psychomotorycznej, nie jest w stanie iść dalej”.

Zdarzają się przypadki, kiedy trzeba z bardzo trudnego szlaku sprowadzać kobietę w zaawansowanej ciąży, ratować 85-latka, który przecenił swoje siły, albo na prośbę rodziny szukać w Tatrach turysty z problemami psychicznymi. Ósmego czerwca na lewo od ścian Świstowej Czuby odnaleziono szczątki człowieka, który zaginął w Tatrach jeszcze 27 listopada 2015 r. I tego samego dnia przed schroniskiem pod Ornakiem – reanimować gimnazjalistę, który dopalacze popił napojem energetycznym.

Standardem są urazy dolnych kończyn: zwichnięte stawy skokowe, zbite kolana. Także zasłabnięcia.

TOPR-owcy nie komentują konkretnych wypadków. Robią, co mogą, by pomóc, kiedy jeszcze można. Ale mają swoje przemyślenia.

– Są przypadki losowe, ale wiele jest takich, które wynikają z ludzkiej głupoty – mówi wprost Jurek Maciata. – Tak się porobiło na tym świecie, że dziś trzeba być najlepszym, najszybciej przejść Orlą Perć, wejść tam, gdzie najwyżej, najniebezpieczniej, żeby sobie zrobić selfie, i potem to opublikować Facebooku. Wkurza mnie, kiedy ktoś ciągnie sześcioletniego syna na Rysy, żeby się potem tym chwalić. Ludzi nie interesują wędrówki np. w Tatry Zachodnie, gdzie jest przyjemnie i bezpiecznie, gdzie jest kontakt z przyrodą. Chodzi o pokazanie się. Dodatkowo utrapieniem są osoby po tzw. szkołach przetrwania, gdzie po trzech dniach dostaje się glejt, że ktoś może zdobyć wszystko: wszędzie wejść, wszystkiego dokonać. I okazuje się potem, że zabrakło wyobraźni. Także wtedy, gdy pogoda się załamuje i nie przyjdzie komuś refleksja, że skoro te góry już stoją tu tysiące lat, to jeszcze postoją, i nie trzeba koniecznie na nie wchodzić akurat dzisiaj – kontynuuje myśl Jurek Maciata.

 

Na akcję

Kiedy przychodzi zgłoszenie, o rodzaju środków do interwencji decyduje kierownik dyżuru. Jeśli wypadek jest np. na Kozim Wierchu, leci śmigłowiec. Jeśli załoga sama da sobie radę, to dobrze. Jeśli nie można do poszkodowanego dolecieć, bo spadł, zsunął się w żleb, wtedy śmigłowiec bierze wspomnianych dwóch ratowników w dyspozycji i wysadza ich w możliwie najbliższym wypadku miejscu. I muszą dojść. Jeśli jest noc, leje lub chmury nie pozwalają na lot – zarządza się pospolite ruszenie. Dyżurny wysyła SMS do ratowników, że potrzeba ludzi na wyprawę w rejon np. Mięguszowieckich Szczytów. Jak się zbierze grupa, podjeżdżają, jak blisko się da, i idą ze sprzętem w górę.

Oprócz tych TOPR-owców, którzy czekają w centrali na wezwanie, w Tatrach znajdziemy ich też w schroniskach: na Hali Gąsienicowej, nad Morskim Okiem oraz w dolinach Pięciu Stawów i Chochołowskiej. Jednoosobowo pełnią tygodniowe dyżury głównie po to, by rozpoznawać sytuacje na miejscu, wzywać grupy ratownicze z centrali, opatrywać ludzi, którzy sami przychodzą z urazami, lub sprowadzać z okolicy tych, których nie zdążyli przed zmrokiem zejść.

– Pomagajmy nie tyle ratownikowi, co sobie, głównie przez zachowanie zdrowego rozsądku i dobre przygotowanie do wyjścia w góry – mówią. – Trzeba wcześniej zapoznać się z trasą: poznać stopień trudności, warunki i potencjalne zagrożenia, czas przejścia. Aby zorientować się, jaka będzie pogoda, nie trzeba nawet wychodzić z domu, wystarczy wyklikać w internecie – mówi Daniel Kędra. – I w końcu mierzyć siły na zamiary.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Katolik, mąż, absolwent polonistyki UW, dziennikarz i publicysta, współtwórca "Idziemy" związany z tygodnikiem w latach 2005-2022. Były red. naczelny portalu idziemy.pl. radekmolenda7@gmail.com

 

- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 28 marca

Wielki Czwartek
Daję wam przykazanie nowe,
abyście się wzajemnie miłowali,
tak jak Ja was umiłowałem.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 13, 1-15
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter