19 kwietnia
piątek
Adolfa, Tymona, Leona
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Liczył się każdy dzień

Ocena: 5
3611

 

Wyrzucała sobie, że niepotrzebnie szła się myć.

Wieczorem siedzą skulone na koi. Ona ze spuszczoną głową.

Jedna z koleżanek pyta: „Co ci jest, chora jesteś? Co cię boli?”. „Nic” – odpowiada Anna. „Powiedz, co ci dolega, to zaraz pójdziemy szukać jakiegoś ratunku.” „Nic mi nie jest.” „To czemu jesteś taka smutna?”

W końcu, powiedziała, że zostawiła różaniec. Koleżanka kładzie rękę na jej ręku i mówi: „Aneczko, a ty bez różańca nie będziesz się modlić?”.

„Jak to nie będę? Oczywiście, że będę!”

„No, widzisz. Ten różaniec mógł znaleźć ktoś, kto był już u kresu wytrzymałości i chciał ze sobą zrobić coś złego, unicestwić się. I znalazł ten różaniec, który mu uratował życie.”

 


REWIR

Któregoś dnia Annę zbudził bardzo silny ból głowy. Była jak sparaliżowana. – No, nie mogę iść, nie wytrzymam, bo mi się głowa zaraz połamie – wspomina.

Zgłosiła, że nie może pracować. Wysłano ją po pomoc lekarską. Więźniarka z Poznania rejestrująca chorych uratowała życie nie tylko Annie.

– Mówię jej: moja głowa, nie wytrzymam. A ona odpowiada: „Zaraz tu przyjdzie lekarka Niemka. Weź termometr”. Wzięłam, ale słyszę, że lekarka już weszła. Zaczęłam trzeć rtęć palcem, bo ktoś mi kiedyś powiedział, że wtedy podnosi się temperatura. Trę i trę, w ostatniej chwili wrzuciłam pod pachę i wchodzi ta Niemka, wyciąga rękę. Dałam jej termometr. Usłyszałam: „Uuuu! Na rewir!”. Widać musiałam natrzeć tej rtęci, że poleciała mi temperatura.

Dostała kartkę i została skierowana na rewir – zielone drewniane bloki po przeciwnej stronie mieszkalnych, zbudowanych z cegieł. Zamiast koi były tam piętrowe prycze.

– Oczywiście nikt mnie nie zbadał, nikt nie dał żadnych leków, tyle że leżałam na pryczy i nie wychodziłam na apel. Jedzenie przynoszono nam takie samo. Jak było więcej chorych, to leżały po dwie. Jedna w jedną stronę, druga w drugą, bo prycza wąska, więc przy mojej głowie były nogi drugiej pacjentki, a moje nogi, przy jej głowie. Każda chora na inną chorobę.

Później Annę zabrali na tył baraku i umieścili na środkowej pryczy. Jej stan się pogorszył.

– W nocy zaczęłam strasznie krzyczeć. Taki ból głowy, jakby chciała mi pęknąć. Bezwiednie wydobywał się ze mnie krzyk, którego nie byłam w stanie zahamować. Nie mogłam przestać i dziewczyny się wystraszyły, że jak ktoś z Niemców to usłyszy, wejdzie, rąbnie mnie kolbą i będzie koniec. Więc chociaż nie wolno było w nocy wychodzić, jedna ze sztubowych poleciała po lekarkę – również więźniarkę. Przyszła i zrobiła mi jakiś zastrzyk. I przestałam krzyczeć.

Nigdy nie dowiedziała się, co jej było, ponieważ nie została wtedy zbadana. Wróciła do swojego bloku, ale w czasie jej choroby zaprzyjaźnione więźniarki odeszły.

– Każda znalazła sobie miejsce w takiej czy innej pracy. Wtedy poznałam dwie młode dziewczyny, które zauważyły, że nie mam koi. „Chodź do nas – powiedziały – my jesteśmy na górnej koi, pod żarówką, mamy światło. Jest miejsce dla ciebie”.

Pochodzące z Łodzi dziewczyny przygarnęły Annę, za co była im bardzo wdzięczna. – Jedna ciut starsza ode mnie, Genia, a druga Bronia, była parę lat starsza. Zaprzyjaźniłyśmy się i byłyśmy jak rodzone siostry, jakbyśmy się znały od dziecka.

 


ŚWIADECTWO

Pogodę ducha i poczucie humoru Anna Szałaśna zachowała do dziś. Mimo koszmaru, jaki przeżyła, najwięcej opowiada o pozytywnych ludzkich postawach, z jakimi zetknęła ją obozowa rzeczywistość. I z poczuciem misji edukuje kolejne pokolenia. W październiku ubiegłego roku aż czterokrotnie wzięła udział w spotkaniach organizowanych na terenie obozu Auschwitz-Birkenau.

– Do Oświęcimia przyjeżdżają grupy niemieckie. W październiku były cztery grupy z Niemiec, nie uczniowie, tylko osoby dorosłe. Była i grupa francuska, także złożona z dorosłych. Tłumaczka tłumaczyła na bieżąco. Opowiadam tak, by mogli sobie wyobrazić, jakby tam byli. Tak jak pani opowiadam, w ten sam sposób. Żyłyśmy bez wody, bez piżamy, bez koszuli, bez ręcznika… Bez różnicy, Polka czy Żydówka. To była nasza codzienność.

 


Anna Szałaśna (1926) była też więźniarką KL Ravensbruck. Po zakończeniu wojny przebywała w Szwecji w ramach programu pomocy ofiarom nazizmu zorganizowanego przez Czerwony Krzyż i hrabiego Bernadotte’a. W 1946 r. wróciła do Polski. Po maturze w 1948 r. studiowała w Poznaniu muzykologię. W 1959 r. przeprowadziła się do Warszawy i jako etnomuzykolog rozpoczęła współpracę z Instytutem Sztuki PAN. Kierowała tam archiwum fonograficznym.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 19 kwietnia

Piątek, III Tydzień wielkanocny
Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije,
trwa we Mnie, a Ja w nim jestem.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 52-59
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter