BEZ DZIECI
Jednym z ważnych elementów przysięgi jest odpowiedź na pytanie: „Czy chcecie przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym Pan Bóg was obdarzy?”. Chociaż młodzi z rozpędu odpowiadają: „Chcemy!”, to wielu z nich zakłada, że dzieci mieć nie będzie. – W takim przypadku łatwo można stwierdzić, że odrzucenie płodności w jej wymiarze biologicznym może skutkować nieważnością zawieranego małżeństwa – twierdzi proboszcz jednej z parafii na warszawskich Bielanach, a zarazem sędzia w sądzie biskupim.
Zdarza się też, że chociaż oboje mają w tym względzie jednoznaczne stanowisko, to ich plany różnią się w kwestii czasu, kiedy dzieci miałyby przyjść na świat. I tu może pojawić się problem, bo młode kobiety często wolą rozwijać się w pracy, niż pozostać „uwięzione” w domu przez kilka miesięcy.
Ciekawe wyniki przyniosły badania zrobione na zamówienie Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej z marca 2021 r., w których osoby bezdzietne najczęściej deklarowały, że w przyszłości chcą mieć dziecko, przy czym im młodsi respondenci, tym częściej wskazywali właśnie tę odpowiedź. Osoby w wieku powyżej 35 lat nie myślały już o powiększeniu rodziny. Co warto podkreślić, to mężczyźni w znacznej większości deklarowali chęć posiadania dziecka. Kobiety zaś podkreślały wartość stabilnej sytuacji zawodowej i finansowej.
Zdaniem Pauliny Kujawskiej na zajście w ciążę nigdy nie ma idealnego momentu. – Dla kobiety zawsze będzie to wybór pomiędzy karierą a rodziną, jednak w poprzednich latach te priorytety były inaczej ustawione. Dziś coraz częściej panie mówią o stabilizacji, własnych potrzebach i samorozwoju, co nie sprzyja założeniu rodziny – tłumaczy psycholog. Warto jednak dodać, że macierzyństwo pozwala kobiecie na rozwinięcie wielu kompetencji potrzebnych w życiu zawodowym, takich jak np. lepsza organizacja.
Trend opóźniania rodzicielstwa jest jednak wyraźny – zauważa Joanna, zatrudniona w dużej korporacji. – Pracuję w dość młodym zespole. Większość ludzi ma około 30 lat i jedynie połowa z nich posiada potomstwo. Ci, którzy go nie mają, wprost przyznają, że jest to dla nich wygodna sytuacja, a nawet, że nie lubią dzieci. Twierdzą, że jeszcze chcą się wyszaleć, a na pieluchy przyjdzie czas – opowiada.
I NIE OPUSZCZĘ CIĘ – PO RAZ DRUGI
W ostatnich latach dynamicznie rośnie liczba spraw o stwierdzenie nieważności małżeństwa. Pomimo pandemii w 2020 r. sądy kościelne w Polsce wydały wyroki w 3643 sprawach, z czego pozytywnie skończyło się 2512 spraw. Kiedy ustają przeszkody – czy to dzięki stwierdzeniu nieważności, czy w wyniku śmierci współmałżonka – wiele osób chce uregulować nowy związek, który w międzyczasie zdążył zaistnieć.
Jak podkreśla ks. Jacek Dębski, takich związków, w którym przynajmniej jedna osoba znajdzie się przed ołtarzem po raz drugi, zdarza się w ciągu roku od 25 do 30 proc. To duża liczba, jednak zdaniem duszpasterza potwierdza ona, że ludzie cenią sobie sakramenty. – Kiedy już raz człowiek poniósł porażkę i dłuższy czas żył z niemożnością korzystania z sakramentów, szanuje daną mu drugą szansę – tłumaczy ks. Dębski. – Ponadto zwykle są to osoby w wieku około 40 lat i dojrzalej podejmują decyzje. Na ich twarzach zamiast radości widać raczej powagę i większe zrozumienie. Nie ma tam już efektu nowości, oni nie szukają wrażeń, ale odpowiedzialności i stabilności – dodaje.
– Patrząc czasem na te pary niesakramentalne, które stoją z tyłu kościoła jak pokutnicy i przeżywają swoją sytuację, widzę w nich często więcej wiary niż u tych w formalnych związkach, którzy żyją jak poganie – podkreśla proboszcz z Bielan. – Moi rekordziści mieli w sumie 170 lat, kiedy mogli zgłosić się do kancelarii, aby aktualny związek sformalizować w kościele. Później zdążyli spędzić ze sobą jeszcze cztery lata! – opowiada.
Zdaniem duszpasterza nasze konsumpcyjne podejście do życia przekłada się też na relacje, w których coraz mniej zrozumienia i kompromisu. – Ludzie coraz rzadziej zdają sobie sprawę z tego, jak poważne są słowa „ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską”, więc kiedy pojawiają się pierwsze trudności i kłopoty, to pierwszą myślą nie jest naprawić tę relację, ale zniszczyć. Stąd tyle rozwodów, a myślę, że przy odrobinie dobrej woli i rezygnacji z własnego egoizmu wiele małżeństw udałoby się naprawić – dodaje.