Czy papież Franciszek chciałby posłuchać historii "Inki", pochowanej w ostatnią niedzielę z najwyższymi honorami, dzielnej do granic najwyższego bohaterstwa dziewczyny, sanitariuszki i łączniczki AK, która "umiała się zachować"?
Ten papież „z manipulacji”, którego słowami i gestami usiłowali grać – i nadal to robią – w swoim opisie różni publicyści nie tylko z lewej, ale i z prawej strony – zapewne nie. Ale papież realny, wcześniej kardynał Jorge Mario Bergoglio, do 2013 roku metropolita Buenos Aires, nie miałby na pewno nic przeciwko temu. I może nawet historia życia, śmierci i trwająca 70 lat historia pogrzebu „Inki” byłaby dla papieża duszpasterską okazją.
„Argentyna znajduje się w momencie, w którym musi podjąć przełomową, całościową i fundamentalną decyzję (…) o rozpoczęciu nowej drogi bądź zatonięciu w nędzy, chaosie, utracie wartości i rozpadzie jako społeczeństwa”. Te słowa niezbyt pasują do wytwarzanego przez niektóre media wizerunku papieża jako wyznawcy zglobalizowanego świata bez państw i narodów. A jednak wygłosił je na początku tego tysiąclecia właśnie kard. Bergoglio.
Czytaj dalej w e-wydaniu |
Barbara Sułek-Kowalska
Idziemy nr 36 (570), 4 września 2016 r.