A że jesteśmy w hali odlotów lotniska Okęcie? No, to tym bardziej trzeba się pomodlić: przecież za chwilę się pożegnamy na długie cztery miesiące. Staś z Marysią poprowadzą – zarządził tata – i zaproponował na początek ich poranną modlitwę do Ducha Świętego, o mądrość i roztropność na cały dzień… Babcia z dziadkiem byli zdumieni, bo nawet nie wiedzieli, że najmłodsze towarzystwo umie tak pięknie rozmawiać z Duchem Świętym.
A potem był wspólny „Anioł Pański”.
A mnie naszło wspomnienie z nie tak dawnych przecież wakacji, bodaj w Wierchomli. Pamiętam tę piękną chwilę jak dziś: wspinamy się na jakąś łagodną górkę z cudownym widokiem – prawdziwa, klasyczna łąka z łanem ziół i kwiatów – i nagle stajemy na południową modlitwę. Malcy, ich nastoletni wychowawcy, młode i pełne zapału siostra Gracjana czy może Jonatana i kilkoro rodziców, którzy akurat goszczą na obozie Przymierza Rodzin. A po modlitwie idziemy dalej. I jeszcze moje ulubione zdjęcie naszych dzieci z zimowego obozu: rozciągnięci w kolorowy szereg, z przypiętymi nartami, akurat robią znak krzyża.
A teraz na lotnisku. Z całym rodzinnym tłumkiem, z ciocią i szwagrem. I wszyscy w to wchodzimy, nikt nie ma wątpliwości. A jeśli nawet ma, to dzieci wytwarzają atmosferę takiej wiarygodności, że pytań nie ma.
Inne pokolenie. Nam w PRL nawet nie przychodziło do głowy, aby na wakacyjnym wyjeździe, wspólnie, całą grupą, publicznie się pomodlić. Jak to dobrze, że dziś młodzi ludzie nawet nie potrafią – na szczęście – przedstawić sobie ograniczeń naszej wyobraźni.
Od razu na lotnisku pomyślałam, że muszę o tym napisać i to nie dlatego, że trzeba wreszcie wziąć na tapetę jakiś wakacyjny temat. Lipiec trwa, wszyscy wyjeżdżają lub przyjeżdżają, znajomi i nieznajomi wyciągnęli wszystkie możliwe łódki, namioty, rowery, zaopatrzyli się w euro i dolary, po czym ruszyli w świat bliski lub daleki. Na obozy, kolonie, pielgrzymki, wyjazdy indywidualne i zorganizowane, parafialne i studenckie oraz co tam jeszcze, kto wymyśli. Trzeba więc napisać o wspólnej modlitwie na „Anioł Pański” i zachęcić do naśladowania, bo to jest właśnie nadzieja na odnowę naszego życia.
A jest ich naprawdę wielu: tych, którzy jako dzieci i młodzież wyjeżdżali na wakacje w ramach najróżniejszych katolickich inicjatyw, parafialnych i oazowych, stowarzyszeniowych i fundacyjnych. Cudownie było w Krościenku? To teraz trzeba zrobić Krościenko w Warszawie, Łodzi, Gdańsku i Krynicy! I to właśnie będzie raban!
Barbara Sułek-Kowalska |