25 kwietnia
czwartek
Marka, Jaroslawa, Wasyla
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Najważniejsze w świecie

Ocena: 0
8823
Rodzicielstwo najbardziej ze wszystkiego pokazuje, że Pan Bóg stworzył nas na swoje podobieństwo – mówi Magdalena Lisiakiewicz, autorka książki „Pod sercem mamy. O dzieciach utraconych i cudzie życia”
Magdalena Lisiakiewicz z maleńką wówczas, a dziś ponad trzyletnią Karolinką

Z Magdaleną Lisiakiewicz, autorką książki „Pod sercem mamy. O dzieciach utraconych i cudzie życia”, rozmawia Monika Odrobińska


Jaki jest najpiękniejszy dźwięk?

Niezmiennie zdumiewa mnie, że z ograniczonej liczby dźwięków może powstać nieograniczona ilość melodii. Myślę o tym zawsze, kiedy słyszę nowy, piękny utwór. Jest jednak jeden taki dźwięk, który uważam za najpiękniejszy na świecie, nieporównywalny z żadnym innym – to śmiech dziecka. Kiedyś samotnie spacerowałam po mieście. Z bloku przez uchylony balkon dobiegały odgłosy zabawy i rozbrzmiewający na całe osiedle śmiech dziecka. Od razu przypomniał mi się śmiech mojej córeczki, który powoduje, że momentalnie czuję szczęście.


Swoją książkę, poświęconą m.in. dramatycznej walce o macierzyństwo, zaczyna Pani od słów Psalmu (61,3): „Na skałę zbyt dla mnie wysoką wprowadź mnie”. Jak je rozumieć?


Przypuszczam, że rozumie je pani tak jak ja na początku: że to jakby prośba o trudne doświadczenia, które zahartują ducha. Długo nad nimi myślałam i odbieram je tak: przede mną wysoka skała, sama nie dam rady się na nią wspiąć, Ty mnie, Boże, poprowadź.

Kiedy przypomnę sobie swoje wyobrażenia i marzenia o macierzyństwie z czasów liceum – jako idealnej mamy, to widzę, jak boleśnie zderzyły się z rzeczywistością. Ta mama dwa razy poroniła, przeżyła śmierć jednej córeczki i kolejną, bardzo trudną ciążę, znów przedwczesny poród w 27. tygodniu. Sama bym tej skały nie zdobyła. Dlatego też wiem, że jeśli Bóg postawi przede mną „zbyt wysoką skałę”, to na pewno przy mnie będzie. Jest to więc modlitwa o trwanie z Bogiem.

Z perspektywy czasu wiele rzeczy zaczynam rozumieć. Niektórych nadal nie pojmuję. Mam nadzieję, że Pan Bóg mi o tym opowie, kiedy się spotkamy.


W jednym z listów do Pana Boga napisała Pani „mój kochany stan błogosławiony to lekcja zaufania Tobie”. Na czym polegało to zaufanie?


To była pierwsza ciąża. Od zawsze wiedziałam, że ze względu na hiperprolaktynemię i policystyczne jajniki będę miała problemy z poczęciem. Niestety okazało się, że mogę mieć także trudności z donoszeniem ciąży. „Kochany stan błogosławiony” to spełnione marzenie, powołanie. Stale było wystawiane na konfrontację z lękiem: czy ciąża przetrwa. Miałam wtedy ogromną wiarę i równie wielką nadzieję. Ciąża nie przetrwała.

To, co napisałam w tej pierwszej ciąży o lekcji zaufania było przygotowaniem na jeszcze trudniejszą lekcję. Nie wyobrażam sobie, jak tragedię poronienia czy śmierci dziecka przeżywają kobiety niewierzące. To, że swoje cierpienie można oddać, pomaga je znieść. Wiara to potęga.

Oczywiście, gdy umiera dziecko trudno powiedzieć: „cóż, na pewno miałeś, Boże, dobre zamiary”. Takie zaufanie typu „wszystko będzie dobrze” to nie jest zaufanie. „Ufam Tobie” kryje w sobie zgodę na to, że po mojemu może nie być dobrze. To tym bardziej bolesne, jeśli dotyczy najważniejszej dziedziny życia, a tą jest dla mnie macierzyństwo. Pragnęłam go całą sobą i całą siebie musiałam oddać.


Miłość to mama wstająca do dziecka po raz dziesiąty w nocy – nie wygląda na przepełnioną uczuciem, ale z pewnością je wyraża. Jakiej miłości uczą dzieci?


Miłość to spalanie się. Robert Friedrich „Litza” powiedział kiedyś, że to codzienne umieranie. Każdego ranka budzę się i wiem, że mogłabym zrobić coś dla siebie: poczytać książkę, pójść do fryzjera, iść do pracy robić karierę. Ale jestem w ciąży albo karmię piersią – umieram dla siebie, poświęcając się innemu człowiekowi. Umierając w ten sposób jest się o wiele szczęśliwszym, niż żyjąc tylko dla siebie. Jednak nie można też poświęcać się całkowicie – nie jest to dobre ani dla matki, ani dla dziecka. Nawet w szaleństwie pierwszych miesięcy jego życia trzeba znaleźć chwilę, by zrobić dla siebie choćby coś malutkiego. Grunt to cieszyć się drobnymi przyjemnościami.

Długo szukałam tytułu dla mojej książki. Cieszę się, że jest w nim i „mama”, i „serce”, bo miłość macierzyńska to siła serca. Często nawet nie uświadamiamy sobie, jaką moc ma to serce, ile może przetrwać. Nigdy wcześniej nie przypuszczałabym, że mogłabym znieść tyle dla dziecka, jakkolwiek zawsze go pragnęłam. Miłość mamy to potęga.

Spalanie się w miłości zaczyna się już w ciąży – zwłaszcza tej zagrożonej, kiedy leży się tygodniami, miesiącami. W ciąży kobieta poświęca siebie, musi omijać swoje przyzwyczajenia, odkłada siebie na bok. Mimo to nie wiem, czy kiedykolwiek w życiu czułam się spełniona bardziej niż wtedy, kiedy odstawiłam siebie na bok – dla dziecka.

A dzieci? One kochają bezwarunkowo. Ich miłość jest prawdziwa. Nawet jak mama się zdenerwuje i nie jest już taka idealna, to dzieci nie są pamiętliwe – kochają tu i teraz. Dobrze jest móc czerpać z takiej miłości.


Czego jeszcze uczą nas dzieci?


Mnóstwa, mnóstwa rzeczy. Organizacji czasu, kreatywności, elastyczności, przekraczania siebie samego. Prawda, że brzmi jak CV idealnego pracownika? Aż dziw, że są szefowie, którzy nie chcą zatrudniać mam po urlopach macierzyńskich. Ja musiałam odważyć się prowadzić samochód – nie miałam wyjścia. To, że robię to dla córeczki (bo przewoziłam do szpitala pokarm, kiedy jeszcze leżała w inkubatorze), pomagało przekroczyć siebie.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 25 kwietnia

Czwartek, IV Tydzień wielkanocny
Święto św. Marka, ewangelisty
My głosimy Chrystusa ukrzyżowanego,
który jest mocą i mądrością Bożą.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): Mk 16, 15-20
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)


ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter