Czy nie jest absurdalna lub wręcz śmieszna przedświąteczna bieganina, która kończy się całkowitym nicnierobieniem? Cały ten stres, by zdążyć z przygotowaniami i aby bardziej zadbać o rodzinną atmosferę, sprawia, że równocześnie w tym całym sajgonie rani się innych kąśliwymi uwagami, nerwowymi pretensjami lub podniesionym głosem.
Okres świąteczny kumuluje sprzeczności. Konsumpcyjny styl wzmocnił to jeszcze bardziej. Kupowanie prezentów i przygotowanie wyszukanych potraw lub ozdób, aby świętować przyjście Mesjasza, który rodzi się w prostocie i ubogim żłóbku… Niestety, coraz częściej spełnia się to, o czym pisał ks. Twardowski: zamiast przeżyć święta – przeżuwamy święta.
Skoro w ostateczności każdy robi, co chce, warto wyartykułować kilka jasnych postanowień na dni, które jeszcze przed nami. Nasze Westerplatte można sprowadzić do trzech zasad.
Pierwszeństwo bliźniego nad sobą. Wiele stresów wynika z chorobliwego szukania siebie samego w prezentach i przygotowaniach. Chcemy dobrze wypaść i udowodnić sobie i innym naszą wartość; czasami nadrobić zakupami to, czego nie daliśmy w inny sposób. Może warto zrezygnować z pewnych dóbr materialnych i dorzucić te prawdziwie z serca: uśmiech, zauważenie bliźniego, delikatność w obcowaniu. Może warto – rada szczególnie dla mężczyzn – zamiast latać w ostatniej chwili za prezentami dorzucić taki osobisty dokument: „Ja, niżej podpisany, zobowiązuję się w roku 2014 wracać dwa razy w tygodniu wcześniej do domu, zobowiązuję się do oddanej opieki nad dziećmi i pracy nad charakterem”.
Pierwszeństwo człowieka nad gadżetami. Żałosne są świąteczne spotkania rodzinne wokół telewizji, aby oglądać po raz enty „Kevin sam w domu”; spotkania, w których świat wirtualny dominuje nad realnym, gdzie każdy czegoś szuka w necie i nie ma czasu dla żywego człowieka. Warto pójść na całość i w tym okresie nie poświęcić ani minuty na bezsensowne gapienie się w ekran. To dopiero byłyby święta nie do zapomnienia!
Pierwszeństwo spraw duchowych. Nie zapominajmy, że – jak sama nazwa wskazuje – są to święta Bożego Narodzenia. Jeżeli pozwolimy Bogu narodzić się ponownie w naszych sercach, odkryjemy prawdziwą radość. Evangelii gaudium!
ks. Stefan Moszoro-Dąbrowski |