Co osiem minut w Polsce dochodzi do kradzieży z włamaniem. Złodziei często sami „zapraszamy”. Aby skuteczniej się przed nimi bronić, dobrze jest ich… poznać!
Zakład Karny na warszawskiej Białołęce, fot. Monika Odrobińska/IdziemyAndrzej kradł od 14. roku życia. Dziś ma 23 lata, z czego pięć ostatnich przesiedział w więzieniu. – Zaczęło się od chipsów i batoników – wspomina. – Pierwszy dom „zrobiłem”, jak miałem 16 lat. Wyciągnąłem wtedy 240 zł. Potem z jednego włamania można było przyciąć kilka tysięcy. Ze wspólnikami robiliśmy nie więcej niż kilka włamań miesięcznie, żeby nie ryzykować. Do każdego przygotowywaliśmy się kilka dni.
OKIEM PRZESTĘPCYZłodziej nie zastanawia się nad ryzykiem, jakie niesie włamanie – on realizuje cel. Dlatego nie ułatwiajmy im zadania!
I pamiętajmy: włamanie trwa góra osiem minut, ochrona w ciągu dnia ma na przyjazd… 10-15 minut. |
Metoda na kamizelkę
Kradł, bo w domu nie było łatwo, wychodził więc „na żer”. Jak twierdzi, nie dla przyjemności, ale by przeżyć. Co czuł w trakcie włamań? – na pewno nie strach – przyznaje. – Wiedziałem, że muszę zrobić swoje i nie dać się złapać.
Marek, który także odsiaduje wieloletnie kradzieże, również z włamaniem, chciał zarobić łatwo i szybko. – To dawało adrenalinę, była przygoda – tłumaczy. – Kierował mną nałóg narkotykowy. Włamywałem się głównie do mieszkań w blokach. Najczęściej podczas remontów elewacji. Szedłem po rusztowaniu i sprawdzałem, w którym mieszkaniu nie pali się światło. Dla niepoznaki nakładałem zieloną kamizelkę, żeby przypominać robotnika. Czasem do sforsowania okna wystarczał śrubokręt, czasem i on nie był potrzebny, bo okno było uchylone. Zdarzało mi się też wchodzić przez drzwi, które ktoś zostawił otwarte albo w których zostały klucze.
Andrzej stawiał raczej na bogate, stojące na uboczu domy. – Z bloków było za trudno wyjść – mówi. – Do włamania używałem najczęściej diamentu, którym obrysowywałem klamkę. Najpierw jednak z dwoma lub trzema kolegami przez kilka dni obserwowaliśmy dom. Nie siedzieliśmy wtedy w samochodzie, bo to by było podejrzane, każdego dnia też podjeżdżaliśmy innym autem. Jeśli po posesji kręcił się pies, w dniu napadu go usypialiśmy. Jedna osoba stała wtedy na czatach. Samochodem stawaliśmy tak, żeby wprost z okna czy drzwi można było przełożyć łupy do bagażnika. Kradliśmy najczęściej sprzęt RTV, a w zasadzie wszystko, co się nawinęło pod rękę i mogło mieć zbyt.
Czy złodzieja odstrasza alarm? – Nie! – przyznaje Andrzej. – Wiedziałem, że tak szybko nie przyjadą, a jak alarm wył, to nie uciekałem, tylko przyspieszałem działanie. Wejście do środka, kradzież i ewakuacja muszą zająć nie więcej niż 10 minut. Po tym czasie jest ryzyko, że nakryje cię ochrona.