18 marca
wtorek
Cyryla, Edwarda, Boguchwaly
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Praca jak gest Weroniki

Ocena: 0
1197

W siedzibie ONZ w Nowym Jorku Sylwia Juszkiewicz została uhonorowana nagrodą „Pielęgniarka o światowym wpływie” za służbę medyczną na kijowskim Majdanie w 2014 r. oraz pomoc w transportowaniu rannych z Ukrainy do Polski podczas trwającej wojny.

Pytana o to, czy marzyła, by zostać pielęgniarką, Sylwia Juszkiewicz śmieje się. – Po maturze myślałam tylko o tym, żeby nadal chodzić do szkoły z moimi koleżankami. Któraś wymyśliła pielęgniarstwo, dostałyśmy się, potem one zmieniły kierunek, a ja zostałam. Dopiero podczas praktyki w szpitalu poczułam, że to jest to, co chcę w życiu robić.

Zaczynała pracę na początku lat 90., w czasach transformacji ustrojowej, dzikiego kapitalizmu i rosnącego bezrobocia, a dla pielęgniarek – limitowanych miejsc pracy i marnych pensji. Z koleżankami szukały pracy w Ostrołęce, Płocku i Warszawie. „Nie mamy wolnych miejsc w hotelu dla pielęgniarek, a na stancję z pensji nie będzie was stać” – słyszały. Dopiero w Krakowie, 400 km od jej rodzinnego Przasnysza, była praca w klinikach uniwersyteckich i miejsce w hotelu. Choć opłaty za ten hotel były niewielkie, to i tak pensja z trudem wystarczała na to, by przeżyć miesiąc, dlatego Sylwia z koleżankami chodziła do pobliskich jezuitów po kromki chleba, które zostawały ze śniadania. Dodatkowo zaczęła pracować na pół etatu w pogotowiu ratunkowym.

Z czasem coraz mocniej dojrzewało w niej pragnienie codziennego uczestnictwa we Mszy Świętej. Bazylika krakowskich dominikanów jest położona w samym centrum miasta, blisko Rynku. Sylwia znalazła tam miejsce, gdzie przy swoim napiętym grafiku mogła o różnych porach uczestniczyć w Eucharystii. Z czasem jako pielęgniarka zaczęła opiekować się chorymi i starszymi zakonnikami, wśród nich o. Joachimem Badenim. Towarzyszyła mu w ostatnich tygodniach życia. U dominikanów znalazła kierownika duchowego i stałego spowiednika. – Od lat codziennie trzymam się tylko dwóch punktów – mówi. – Mszy Świętej i adoracji. I nawet jeśli mam mnóstwo różnych spraw w głowie i trudno mi jest skupić się na modlitwie, to jednak wierzę, że gdy oddaję ten czas Panu Bogu, przyniesie to dobry owoc i da mi siłę.

 


 

WŁODEK

Po upadku PRL-u na ulicach Krakowa widać było coraz więcej ludzi bez dachu nad głową – na dworcu kolejowym, na Plantach, w długich kolejkach do jadłodajni. Sylwia robiła paczki żywnościowe i zanosiła je do noclegowni; odwiedzała wspólnotę bezdomnych. Pewnego dnia jej zespół ratowniczy został wezwany do dwojga bezdomnych. – Podjechaliśmy do takiej ruiny, że strach było wejść – opowiada. W środku nie było prądu, wody, istny armagedon – wspomina. Postanowiła, że w intencji tych ludzi zamówi Mszę Świętą i jak to ma w zwyczaju, da im karteczkę z informacją o niej. „Karteczkami się nie najedzą” – pomyślała i zawiozła im paczkę z jedzeniem. Potem pojechała do nich kolejny raz i kolejny. Mijały miesiące. „W ich życiu nic się nie zmienia, jak pili, tak piją” – pomyślała z goryczą i na modlitwie poprosiła Pana Jezusa o znak, czy ta pomoc ma sens. Tego dnia w pracy czekali na nią „jej” bezdomni – Włodek i Ela. Przyszli z ogromnym bukietem kwiatów. „Chcieliśmy ci podziękować za to, że traktujesz nas jak ludzi” – powiedzieli. Znak otrzymała, pomagała im latami. Włodek, były kryminalista, od dawna nie miał kontaktu z rodziną. Sylwia w intencji jego rodziców i siostry zamówiła Msze Święte. Po jakimś czasie zadzwoniła do niej Ela. „Włodek po czternastu latach rozmawiał z ojcem” – opowiadała z przejęciem. Pojednali się, zaczęli się spotykać. Włodek zmarł nagle, gdy pomagał komuś wnieść po schodach zakupy. Został pochowany w rodzinnym grobowcu.

Intencje mszalne zamawiała nie tylko za Włodka i jego najbliższych. Trudno zliczyć osoby, które w ten sposób wsparła: współpracowników, potrąconego przez tira mężczyznę, który umarł po przywiezieniu go przez jej zespół do szpitala, chłopaka, który popełnił samobójstwo, i jego rodziców, księży, prezydenta Kaczyńskiego (na chwilę przed katastrofą smoleńską). A ostatnio prezydenta Zełenskiego i jego małżonkę.

 


 

UKRAINA

Przed laty, za namową koleżanki, zaczęła uczestniczyć w Mistrzostwach Ratownictwa Medycznego. – W czasie zawodów wykonuje się przeróżne zadania, czasem bardzo wyszukane. Wiedzieliśmy, że warto na nie jeździć, bo gdy w pracy spotkamy się z ekstremalną sytuacją, już będziemy mieć to przećwiczone – mówi. Na mistrzostwa Polski przyjeżdżały ekipy z Ukrainy, a gdy takie zawody organizowali w swoim kraju, zaczęli zapraszać Polaków. – W Ukrainie doświadczyliśmy dużo dobra – opowiada Sylwia – choćby wtedy, gdy jechaliśmy na zawody do Kamieńca Podolskiego i w środku nocy zabłądziliśmy. Zagadnięty o drogę człowiek zaprosił nas do domu, dostaliśmy świeżą pościel, kolację. Potem się okazało, że zatrzymała się w tym domu krewna gospodarzy, dziennikarka z Kijowa, która miała te mistrzostwa relacjonować, i następnego dnia nas na nie pilotowała. W Kamieńcu wypatrzył nas w tłumie nieznany nam paulin, o. Stanisław. W razie gdybyśmy mieli problemy z noclegiem, zaprosił do klasztoru, a że problemy faktycznie się pojawiły, skorzystaliśmy z gościnności. Klasztor paulinów położony jest przy ul. Dominikańskiej i koledzy żartowali, że przed wyjazdem pewno krzyżem leżałam w kościele, że tak się nam udało, bo warunki mieliśmy doskonałe – śmieje się. Ostatnie mistrzostwa odbyły się w 2013 r. w Kijowie.

Polskie zespoły ratownicze pracują bez lekarzy, w ukraińskich zawsze oni byli. Często w czasie zawodów ci lekarze wsiadali do polskiej karetki, patrzyli, jak nasi wykonują zadania, robili zdjęcia, a w następnym roku mówili, że wykorzystywali je jako materiały szkoleniowe. – To było dla nas bardzo miłe – podkreśla Sylwia.

Kiedy w lutym 2014 r. wybuchła rewolucja, od razu pomyślała o tych lekarzach i ratownikach. Bardzo chciała tam pojechać. – Mówiono, że to niemożliwe, bo nie mamy zaproszenia ze strony ukraińskiej ani zezwoleń na pracę tam – opowiada. – Któregoś dnia zadzwoniła do mnie moja szefowa i zapytała: „Sylwia, nadal chcesz jechać na Ukrainę?”. „Kiedy?” – zapytałam. I usłyszałam: „Jutro”. Natychmiast się zdecydowałam.

Przed wyjazdem wpadła do dominikanów, w kaplicy św. Jacka modliła się w intencji wyjazdu. O. Reginald, dominikanin urodzony w okolicach Lwowa, a wówczas jej pacjent, zapytał: „Widziałaś ten obraz, gdzie św. Jacek wypędza złe duchy z Kijowa?”. Nie wiedziała nawet, że św. Jacek, założyciel krakowskiego klasztoru dominikanów, był w Kijowie, i to dwukrotnie. W krakowskim kościele, w kaplicy jemu poświęconej wisi obraz Tomasza Dolabelli „Święty Jacek wypędzający diabła”, co – jak głosi legenda – zdarzyć się miało na wyspie Dnieprowej. Przy tym obrazie Sylwia modliła się przed wyjazdem.

Do Lwowa pojechali z transportem leków i opatrunków, od granicy byli pilotowani przez nieoznakowany samochód. Mieli zakaz zatrzymywania się, obawiano się prowokacji. Ściany szpitala we Lwowie, do którego przywieźli leki, obwieszone były setkami zdjęć osób poległych na Majdanie. Lekarka opowiedziała im o paczce przyniesionej do punktu medycznego, podpisanej „leki”, która podczas otwierania wybuchła i zmasakrowała jednego z medyków. Opowiadano im o ciałach znalezionych po dekapitacji, o tym, jak wyciągano rannych ze szpitali i ich zabijano. To była brutalna rewolucja.

Stamtąd wyruszyli do Kijowa, na Majdanie stanęli wśród koczujących tam osób. – Nagle usłyszałam jakieś wołanie, odwróciłam się i wtedy starszy człowiek wręczył mi biały hiacynt, dziękował za naszą obecność. Ugięły się pode mną nogi, bo przecież św. Jacek znany jest na Zachodzie jako Hiacynt. Dla mnie to było Boże działanie – opowiada pielęgniarka. Z tamtejszego szpitala transportowali pacjenta z raną postrzałową brzucha i nogą prawie całkowicie urwaną na skutek silnego uderzenia łomem.

Kiedy Rosja napadła na Ukrainę, Sylwia zgłosiła gotowość do wyjazdów w ramach wolontariatu. Ponieważ nie ma za sobą szkoły przetrwania ani szkolenia wojskowego, może dojechać tylko do Lwowa. – Czasem na granicy po stronie ukraińskiej celnicy odsyłają polskie ambulansy do kolejki dla ciężarówek, zwlekają z odprawą. W drodze powrotnej jest łatwiej, bo wiedzą, że musimy zdążyć dowieźć rannych na lotnisko. Mobilizuje mnie to, że tam, we Lwowie są ludzie, którzy naprawdę potrzebują naszej pomocy. Zdarza się, że ci, którymi mam się zająć, okazują mi troskę, proponują kanapki, picie. W tym swoim nieszczęściu nie są skoncentrowani na sobie, widać w nich wewnętrzny pokój.

 


 

OBOK LESZCZYŃSKIEJ

Poczuła się bardzo zakłopotana, gdy usłyszała, że w tym roku działające przy Organizacji Narodów Zjednoczonych Katolickie Stowarzyszenie Pielęgniarek CICAMS oprócz niej pośmiertnie nagrodziło jeszcze jedną Polkę – Stanisławę Leszczyńską, położną, która uratowała w Auschwitz około trzech tysięcy dzieci.

– Dla mnie to odznaczenie to z jednej strony zaszczyt, z drugiej lekcja pokory – mówi Sylwia. – Dostałam to samo wyróżnienie, co Stanisława Leszczyńska, a przecież między naszymi działaniami jest wielka przepaść, bo ile ona zrobiła, a ile ja. Pomyślałam, że jeśli mam je przyjąć, to przez zrozumienie gestu św. Weroniki. Kiedyś, rozważając drogę krzyżową, zrozumiałam, że nasza praca w pogotowiu to jest odtwarzanie prostego gestu, który ta święta wykonała dla Jezusa – tylko otarła Mu chusteczką twarz, a jak została nagrodzona! Obliczem Pana. My jesteśmy przy pacjencie krótko, wykonujemy wobec niego jakiś gest i ten gest ma znaczenie, czasem jest kluczowy. Na Majdanie nikt do nas nie strzelał, nie opatrywaliśmy rannych, ale dla tego pana, który podał mi hiacynt, ważne było to, że przyjechaliśmy, jesteśmy, ktoś im w tej tragedii, która wokół się rozgrywa, towarzyszy.

Sylwia Juszkiewicz od ponad dwudziestu lat, czyli od czasu, gdy na ręce swojego
spowiednika złożyła ślub czystości, nosi na palcu srebrną obrączkę z wygrawerowanymi słowami: „By Miłością wieczną płonąć”. Jego realizacją wypełnia swoją codzienność.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Dziennikarka mieszkająca w Krakowie


redakcja@idziemy.com.pl

- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 18 marca

Wtorek, II tydzień Wielkiego Postu
+ Czytania liturgiczne (rok C, I): Mt 23, 1-12
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
Nowenna do św. Józefa 10-18 marca
Modlitwy do św. Alojzego Orione

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter