20 kwietnia
sobota
Czeslawa, Agnieszki, Mariana
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Prezydentowa z uchodźstwa

Ocena: 0
5199
Jej życie to wielka księga dobroci. Bóg, rodzina i ojczyzna są tam zawsze na pierwszym miejscu.
Każdy, kto zna prezydentową Karolinę Kaczorowską, może mówić o dużym szczęściu. Serdeczna, ciepła, nie stwarza nawet najmniejszego dystansu. Przez cały czas uśmiecha się do ludzi. Poważnieje, kiedy opowiada o 10 kwietnia. Wtedy w katastrofie pod Smoleńskiem zginął jej mąż Ryszard Kaczorowski, ostatni prezydent Rzeczypospolitej Polskiej na Uchodźstwie, rezydujący w Londynie.

I od pamiątek związanych z mężem, od zdjęć, portretów pani prezydentowa rozpoczyna nasze spotkanie. A na końcu wskazuje na nagrodę Stowarzyszenia Wydawców Katolickich Feniks za niepisaną Księgę Życia, która w tym roku została przyznana po raz pierwszy.

– Jest to dla mnie wielka niespodzianka, nie spodziewałam się tak wielkiego wyróżnienia. Jestem wdzięczna Bogu za to, co otrzymałam, ale wiem, że to dzięki mężowi, który był przykładem prawego i dobrego człowieka – mówi dla „Idziemy” Karolina Kaczorowska.


PIEKŁO SYBIRU

– Byliśmy normalną, kochającą się rodziną, nie pamiętam żadnych nieporozumień czy kłótni. Moi rodzice, Rozalia i Franciszek Mariampolscy, od najmłodszych lat uczyli mnie i brata Józefa miłości do Boga i Ojczyzny. Byli bardzo pracowici, zarówno mama, jak i tata mieli gospodarstwa, które sprzedali, a potem zakupili jedno większe pod Stanisławowem. Mieszkaliśmy tam przez dwa lata. Nasze rodzinne szczęście zakłócił wybuch wojny. Miałam wtedy 9 lat – opowiada pani prezydentowa.

Wkrótce przyszedł 10 lutego 1940 r., który już na zawsze zmienił życie setek tysięcy polskich rodzin.

– Mama tej nocy nie mogła spokojnie zasnąć, miała grypę. Między drugą a trzecią w nocy do naszych drzwi załomotali sowieccy żołnierze i Ukraińcy. Mieliśmy dwie godziny na spakowanie rzeczy. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, dokąd nas zabierają. Najgorsze było dla nas, że nie było taty w domu, bo pojechał załatwiać urzędowe sprawy – podkreśla pani prezydentowa – i kiedy tatuś powrócił do domu i nie zastał nas, nie namyślał się długo i wyruszył za naszym pociągiem.

Rozpoczęła się długa, katorżnicza podróż. Wielu jej nie przetrwało. Zostali przesiedleni do Komi.

– W pierwszym tygodniu aresztowali tatę. Starałam się robić wszystko to, co lubił, aby po jego powrocie zrobić mu niespodziankę. Pamiętam, jak latem 1940 r. mama wraz z bratem została zabrana na 3 miesiące na sianokosy. Zostałam sama. Choć miałam 10 lat, starałam się być bardzo dojrzała. Zobaczyłam, że zawsze o godz. 6 kilka pań wychodziło do lasu, żeby pozbierać jagody. Wkrótce także zgłosiłam się do tego zajęcia. Za zarobione pieniądze kupowałam machorkę dla taty. Pamiętam, że także wtedy zaprzyjaźniłam się z Rosjanką, zesłaną jeszcze w czasach Rewolucji Październikowej – sąsiadką, która miała w szafie ukrytą ikonę Matki Bożej. Codziennie modliłyśmy się. Teraz, kiedy byłam w cerkwi w Bielsku Podlaskim i zobaczyłam ikonę, od razu powróciły wspomnienia z Sybiru i widok tej malutkiej ikonki, przed którą tak gorąco prosiłam o łaski – opowiada Karolina Kaczorowska.

Na Syberii mama była prawdziwą bohaterką. Z najmniejszych i najprostszych surowców potrafiła przygotować posiłek dla kilku osób. Choć całymi dniami pracowała, to jeszcze w nocy szyła do późnych godzin, natomiast tata przez cały czas był więziony. Po amnestii w 1941 r. wraz z synem Józefem wstąpili do tworzącego się polskiego wojska, którym dowodził gen. Władysław Anders.

Karolina Mariampolska podzieliła los „dzieci tułaczach”, które z Armią Andersa opuściły Związek Sowiecki, i przez Persję, wraz z mamą, dotarła do Afryki. Tam uczęszczała do polskiej szkoły i złożyła przyrzeczenie w polskim harcerstwie, z którym związana jest do tej pory.

– Kiedy mieszkałyśmy w Afryce, najważniejsze było dla mnie mieć wokół siebie wielu przyjaciół. I do dzisiaj trwają te wszystkie znajomości. Raz w miesiącu w Londynie spotykamy się na obiedzie – dzieli się wspomnieniem.


SCHRONIENIE W LONDYNIE

Po 6 latach, w 1948 r., pani Rozalia Mariampolska wraz z córką, jako żona i matka żołnierzy, otrzymała zgodę na wyjazd do Anglii pierwszym statkiem.

– Początki były bardzo trudne. Mieszkałyśmy w zwykłych, powojskowych barakach, na środku był jeden piec. Mimo złych warunków, dziękowałam Bogu, że wyrwał nas z piekła Syberii i przyprowadził tutaj. Przez cały czas trzymała nas myśl, że zobaczymy wkrótce brata i tatę i że powrócimy do Polski – stwierdza pani Kaczorowska.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 19 kwietnia

Piątek, III Tydzień wielkanocny
Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije,
trwa we Mnie, a Ja w nim jestem.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 52-59
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter