28 marca
czwartek
Anieli, Sykstusa, Jana
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Prof. Nowik: uchroniliśmy Europe przed groźbą rewolucji proletariackiej

Ocena: 0
1574

Gdyby Bitwa Warszawska zakończyłaby się – a taka groźba istniała – klęską Wojska Polskiego, wówczas cały ten system misternie zbudowany po Wielkiej Wojnie pękłyby jak bańka mydlana, a Europie groziłaby kolejna hekatomba, kolejny kataklizm – światowa rewolucja proletariacka - mówi prof. Grzegorz Nowik, kierownik Działu Historii i Badań Naukowych Muzeum Józefa Piłsudskiego.

fot. www.facebook.com

Dawid Gospodarek (KAI): Bitwa Warszawska jest uznawana za jedną z najważniejszych na świecie, Edgar D’Abernon stwierdził nawet, że jest 18. z nich.

Prof. Grzegorz Nowik: Rzeczywiście, termin „osiemnasta decydująca bitwa w dziejach świata” wprowadził Edgar Vincent D’Abernon, wybitny przedstawiciel establishmentu Imperium Brytyjskiego, który stał na czele misji Ententy do Polski. Przyjechała ona pod koniec lipca 1920 z zadaniem doradzania rządowi polskiemu, jak zawrzeć pokój z bolszewicką Rosją. Znaczenie tej misji było czysto dyplomatyczne, ona w żaden sposób nie wpłynęła na działania wojenne. A największym jej pożytkiem było to, co Edgar Vincent D’Abernon zapisał w swoim dzienniku. Każdego dnia prowadził zapiski, a następnie zredagował je, dodał do tego komentarz i opublikował w książeczce „Osiemnasta decydująca bitwa w dziejach świata”.

KAI: Dlaczego była aż tak ważna? Proszę opowiedzieć o jej okolicznościach.

- Ledwie rok wcześniej, w czerwcu 1919 roku, został podpisany traktat wersalski, kończący I wojnę światową z Niemcami. Równolegle były negocjowane inne traktaty - z Austrią, z Węgrami, z Imperium Osmańskim, z Bułgarią - były podpisywane w osobnych pałacach wersalskich i od nich traktaty brały swoje nazwy. Z chwilą, gdyby Bitwa Warszawska zakończyła się – a taka groźba istniała – klęską Wojska Polskiego, wówczas cały ten system misternie zbudowany po Wielkiej Wojnie pękłby jak bańka mydlana, a Europie groziłaby kolejna hekatomba, kolejny kataklizm – światowa rewolucja proletariacka. Edgar Vincent D’Abernon porównał Bitwę Warszawską do bitwy pod Poitiers, kiedy to Karol Młot pokonał saracenów, wyrzucił ich z Francji za Pireneje, dzięki czemu w uczelniach Oksfordu nie naucza się Koranu. Podobnie napisał, że dzięki zwycięstwu pod Warszawą na uczelniach europejskich, w tym na Oksfordzie, nie nauczało się, jakby to miało miejsce po ewentualnej przegranej Polski, np. nauk Stalina, Lenina czy Trockiego. Takie było znaczenie tej bitwy. Mówiąc konkretniej, to było po prostu uratowanie Europy przed zbolszewizowaniem jej i przed podpaleniem przez bolszewików. Mówiąc symbolicznie – płomień światowej bolszewickiej rewolucji ugaszony został w nurtach Wisły.

KAI: Przygasła na dwie dekady…

- Tak, bo w czasie II wojny światowej, tam dokąd sięgnęła stopa żołnierza Armii Czerwonej, ustrój komunistyczny został wprowadzony. Ustrój ten był niezwykle brutalny, ale skala tej brutalności w latach 40. i 50. nie równała się brutalności roku osiemnastego, dziewiętnastego czy dwudziestego w Rosji. Jeśli chodzi o Polskę, groźba była bardzo realna, bo do tego już się przygotowywał Polski Komitet Rewolucyjny w Białymstoku. Nasi rodzimi bolszewicy już się szykowali do eksterminacji polskich elit, groziła nam zagłada wszystkich wykształconych warstw i budowanie nowego świata na takich zasadach, jak to robili bolszewicy. Hekatomba ofiar, hekatomba krwi, zwielokrotniony Katyń – tyle, że dwadzieścia lat wcześniej. To groziło nam, to groziło wszystkim narodom, które ten region zamieszkiwały - całej Europie Środkowo-Wschodniej. Kluczowa była w tym postawa Niemiec, bo nie wiadomo było, jak się zachowają. Tam były rozważane dwa warianty. Jeden taki, że podpiszą traktat, który był już negocjowany z bolszewikami przez Wiktora Koppa w Berlinie, i wystąpią przeciwko Entencie, co łamało traktat wersalski, albo w porozumieniu z Ententą wystąpią przeciwko bolszewikom. W obu przypadkach, jednym i drugim, koszty rewizji traktatu wersalskiego spoczęłyby na Polsce. Jak wspomniałem, w roku 1920 to groziło załamaniem się całego systemu wersalskiego i nie wiadomo, jak potoczyłyby się dalsze losy Europy.

KAI: Historycy niechętnie gdybają.

- Pisarz Marcin Wolski napisał książkę „Jedna przegrana bitwa” i jemu, jako literatowi, wolno podejmować takie dywagacje, zresztą bardzo interesujące. W tej książce snuje wizję, że Armia Czerwona dochodzi do Zatoki Biskajskiej, do Adriatyku, do Morza Śródziemnego, i że cała Europa jest zbolszewizowana, papież niczym święty Piotr ukrzyżowany głową w dół na Placu Świętego Piotra, a chrześcijaństwo wraca do katakumb i tylko w takiej formie może być tajnie praktykowane. Taką wizję kreśli literat. Ja mogę powiedzieć, że to nam groziło, ale jakby to wszystko wyglądało, trudno jest dokładnie określić. Z całą pewnością Armia Czerwona nie zatrzymałaby się na Wiśle i na łuku Karpat, przygotowana już była do agresji na Węgry, na Bałkany, na kraje naddunajskie, los republik nadbałtyckich był oczywiście przesądzony, nikt by nie myślał o jakichkolwiek republikach ukraińskiej czy białoruskiej – te państwa na pewno by nie istniały.

KAI: Jan Paweł II mówił, że to było tak wielkie zwycięstwo, że nie dało się go wytłumaczyć w sposób naturalny. Stąd przylgnęła do tego nazwa „Cud nad Wisłą”. Wspominał, że zwycięstwu towarzyszyła żarliwa modlitwa narodowa. Co Pan myśli o nazwie „Cud nad Wisłą”? Skąd się wzięła?

- „Cud na Wisłą” to pomysł dziennikarza, bardzo zdolnego, który niestety odegrał fatalną rolę w dziejach Polski. To ten, który pod koniec życia żałował słów wypowiedzianych po śmierci Gabriela Narutowicza „ciszej nad tą trumną”. Wolałbym nawet nie wymawiać jego nazwiska, bo odegrał fatalną rolę jako propagandysta. W każdym razie pisał, że przy takim Wodzu Naczelnym i przy takim systemie dowodzenia, popełnionych błędach, to tylko cud może nas uratować. Nawiązywał do „Cudu nad Marną”.

KAI: Proszę przypomnieć, co to było?

- Był to marsz wojsk niemieckich na Paryż w 1914 roku, nazwano go właśnie „Cudem na Marną”, aczkolwiek nie egzaltowano się tym terminem we Francji jak w Polsce, może dlatego, że Francja była bardziej zlaicyzowana. Natomiast ta gwałtowna i niezrozumiała dla społeczeństwa, dla dziennikarzy, nagła odmiana sytuacji wojennej i nad Sekwaną w 1914 roku, kiedy Paryż się jednak obronił, a Niemcy nie wkroczyli do stolicy Francji, i ta w Polsce w 1920 roku, sama jakby prowokowała szukanie nadzwyczajnych opisów. Coś, czego nie rozumiano, zawsze starano się określić czymś niebywałym. Najłatwiej było to złożyć na opiekę Bożą. W Polsce książkę na ten temat napisał ks. dr Józef Maria Bartnik SJ, który dopatrywał się faktów bezpośredniej ingerencji Matki Boskiej. Natomiast mnie, jako historyka, uczono poddawania krytyce wszelkich źródeł.

Wspominałem także o książce Marcina Wolskiego „Jedna przegrana bitwa”, w której opisał Europę zbolszewizowaną, podaną terrorowi komunistycznemu, który potem łagodniał w następnych latach. Jan Paweł II, a wtedy jeszcze młody Karol Wojtyła, który urodził się przed rozstrzygnięciem bitwy, odkrył w sobie powołanie, został wyświęcony na księdza w tajnym, podziemnym Kościele. Ujawniony jako ksiądz został zesłany do łagrów na Syberię, gdzie dzięki swojej ogromnej charyzmie nawrócił komendanta łagru i namówił go na organizację zawodów sportowych jako elementu reedukacji więźniów. I w trakcie tych zawodów sportowych, zimowych oczywiście, na nartach uciekł na Alaskę przez zamarzniętą cieśninę Beringa. Został w radiu Wolna Europa księdzem misjonarzem, gdzie opowiedziano całą jego historię. To przejście po zamarzniętym morzu na Alaskę - prosty lud wierzył, że to sama Matka Boska interweniowała, zdjęła z głowy nałęczkę (jak Danuśka uratowała Zbyszka) i położyła ją na falach. A Karol Wojtyła skromnie twierdził, że w chwilach gdy upadał na duchu, wsparcie odnajdywał w żarliwej modlitwie, żeby Pan Bóg dodał mu sił i dopomógł w dziele opowiedzenia z Ameryki światu o tym, co się dzieje w łagrach i komunistycznej Europie.

Myślę, że powinniśmy tego typu miarę przykładać do tego pojęcia, które nazywa się „Cudem nad Wisłą”. Mianowicie jako do wielkiego natchnienia, jakie ze swojej wiary czerpał naród, społeczeństwo, wojsko. Wszyscy - począwszy od Wodza Naczelnego, który nie rozstawał się z obrazkiem Matki Boskiej Ostrobramskiej, miał go zawsze i wszędzie ze sobą. I to dotyczy całej armii, całego społeczeństwa, które nie zdawało się wyłącznie na oczekiwanie, że Pan Bóg zastąpi wojsko i społeczeństwo w wysiłku obronnym i walce, w organizacji, pracy, działaniu, w dodawaniu siły i poprzez tych ludzi działał na jego wysiłki, na jego postawę, siłę, zjednoczenie, konsolidację, mądrość dowódców, bohaterstwo i dzielność żołnierzy na polu walki. Jeśli mamy mówić o cudzie, to w taki sposób ten cud się zdarzył. Natomiast jeśli chodzi o cud rzeczywisty, to jak dotąd Kongregacja Nauki Wiary w Rzymie w tej sprawie się nie wypowiedziała. I sądzę, że to pytanie w ogóle nie powinno być skierowane do historyka, który dysponuje zupełnie innymi narzędziami, ale do duchownych i teologów, którzy badają takie sprawy.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:
- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 28 marca

Wielki Czwartek
Daję wam przykazanie nowe,
abyście się wzajemnie miłowali,
tak jak Ja was umiłowałem.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 13, 1-15
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter