Czy macie wrażenie, że życie pędzi, a twarze bliskich przelatują przed oczami jak w oknach mijających się pociągów?
fot. Askar Abayev | pexels„Nie ma nic milszego, niech, kto chce, mi wierzy, niż rodzinny obiad w sielskiej atmosferze. Obrus świeży leży, starsi znad talerzy do młodzieży szczerze szczerzą się” – śpiewał lata temu, z właściwym sobie talentem, Wojciech Młynarski. Ktoś powie: samo życie. Jednak dziś wielu dzieciom wspólne posiłki kojarzą się jedynie ze specjalnymi okazjami typu Wielkanoc czy Boże Narodzenie (koledzy córki naszych znajomych, gdy powiedziała im, że jedzą w rodzinie wspólne posiłki, pytali zdumieni, czy u niej w domu codziennie jest Wigilia). Nasze grafiki często ułożone są tak, że dom staje się raczej stacją przeładunkową niż miejscem bycia razem. Brak czasu, pośpiech, rozbieżności w rozkładach dnia – powodów jest wiele, ale jak zwykle wszystko zaczyna się w głowie. Na to, co uważamy za istotne, łatwiej nam znaleźć czas i umiemy się jakoś zorganizować. Usiąść z kimś do stołu to wejść na wyższy poziom relacji, okazać, że jest nam bliski i że zależy nam na nim. To dla nas jasne, bo zapraszając do domu gości, przyjmujemy ich właśnie przy stole, poświęcając im czas i uwagę. Szkoda, jeśli nie starcza nam tego dla najbliższych.
Czy macie czasem wrażenie, że wasze życie pędzi jak szalone, a twarze bliskich przelatują wam przed oczami jak w oknach mijających się pociągów? Może pora przyhamować, bo za jakiś czas faktycznie będziecie czuć się we własnym domu jak na dworcu, gdzie obojętnie mijają się podróżni zmierzający w różnych kierunkach. Pierwszą stacją, na której możecie zatrzymać się w biegu, jest rodzinny stół. Jeść i tak każdy musi, więc dlaczego nie wykorzystać tego jako profilaktyki wielu problemów, które wynikają z zaniedbywania rodzinnych relacji? Choć raz dziennie usiąść razem o ustalonej godzinie i poświęcić sobie trochę czasu i uwagi. Czy to naprawdę taki nadludzki wysiłek, jeśli zważymy, ile czasu poświęcamy (a czasem tracimy) na mniej istotne kwestie? Wszystko, co wartościowe, kosztuje i wymaga trudu. Podobnie wspólny obiad czy kolacja wiąże się z koniecznością zaplanowania, może przeorganizowania życia i jakiegoś wysiłku ze strony domowników, ale kto wytrwa, ten zobaczy wiele dobrych owoców. I przynajmniej jest szansa, że wasze dzieci nie będą z rozdziawionymi buziami pytać koleżanek, czy wspólny posiłek oznacza, że codziennie mają w domu Wigilię.