Gotowość do osądzania innych pozostaje wciąż bardzo aktywna.
fot.pixabay.com/CC0Nie oceniać stylu życia innych stało się absolutem moralnym. W klimacie relatywizmu nikt nie jest lepszy niż ktokolwiek inny. Mówienie, że coś jest bardziej zgodne z ludzką naturą, byłoby dumnym twierdzeniem, że jest się w posiadaniu prawdy – a to największa przeszkoda dla harmonii różnorodnego społeczeństwa. Bez wątpienia jest to pozytywne echo ewangelicznej maksymy: „Nie osądzajcie, a nie będziecie osądzeni” (Łk 6,37). Nie znamy sytuacji ludzi, nie wiemy, jakie są ich zamiary, dopóki tego sami nie ogłoszą. Nie znamy również stopnia ich wiedzy moralnej. A jeśli do tego dojdzie fakt, że „miarą, jaką sami mierzyć będziemy, taką i nam odmierzą” (por. Mt 7,2), staje się dla nas korzystne to, by mieć na innych bardzo tolerancyjne spojrzenie: „Ja nie oceniam innych, niech i mnie zostawią w spokoju”.
W takiej atmosferze można by oczekiwać, że klimat w społeczeństwie będzie coraz bardziej otwarty i tolerancyjny. Niestety, stał się on napięty i odporny na różnice zdań. Coraz trudniej prowadzić rzetelną debatę publiczną. Trzeba więc przyznać, że gotowość do osądzania innych pozostaje wciąż bardzo aktywna. To, co się zmieniło, to tematy, na jakie można wydawać sądy.
Dziś nikt by nie rzuciłby kamieniem w kobietę cudzołożną, co jest oznaką cywilizacji. Zamiast tego wielu jest gotowych rzucić jako pierwsi kamień przeciwko tym, którzy zgrzeszyli – lub tylko zostali oskarżeni – w czymś, co dzisiejsze społeczeństwo uważa za niedopuszczalne: od uchylania się od płacenia podatków, przez seksizm, po zanieczyszczenie środowiska. W erze #MeToo oskarżenie może być śmiertelnym rzutem kamieniem w reputację człowieka, zanim wina zostanie udowodniona.
Czasami wydaje się, że istnieje współzawodnictwo co do tego, kto rzuci pierwszy kamieniem. Oczywiście oskarżenia zawsze są przedstawiane w celu zapewnienia przejrzystości, przy zerowej tolerancji dla niesprawiedliwości. Oskarżyciele są zawsze absolutnie przekonani, że stoją po stronie pokrzywdzonych, słabych itp. To zarzuty, które są mocne w nagłówkach i... niepewne w dostarczaniu dowodów. Skargi wykorzystywane w walce są szybko zapominane, gdy tylko uda się wyeliminować przeciwnika. W dominującej ortodoksji zasada nieosądzania postawy innych stała się niezmiernie selektywna. Kamieniami wypada rzucać tylko w określonym kierunku i bardzo często w konkretne osoby czy instytucje. Poddawanie zaś w wątpliwość takiego zachowania jest oceniane jako brak zaangażowanej miłości do bliźniego.