Nie wiem, co byśmy zrobili bez tych wszystkich amerykańskich i angielskich – głównie – książek, które kiedyś wpadały nam w ręce, odziedziczone po przodkach, niekiedy wznawiane w tamtym dziwacznym systemie, czasem przysyłane z zagranicy lub z rzadka czytane w oryginale.
To ostatnie odnosi się akurat do przykładu Agaty Christie, której nie wszystkie kryminały miały prawo wyjść po polsku w systemie reglamentacji politycznej i ideowej, jaki obowiązywał do 1989 roku. Bo wystarczyło, żeby w powieści dwie dociekliwe starsze panie zastanawiały się, czy odrażającej zbrodni w pociągu nie popełnił przypadkiem utajony komunista, żeby taka książka nie mogła się w Polsce ukazać. A przecież w moim westchnieniu nad dawną literaturą nie chodzi o takie „momenty”, ale o cały system prawa, sprawiedliwości i praworządności, który się z tamtych – nawet dopuszczonych do obiegu – książek wyłaniał. Obraz sędziego z angielskiej czy amerykanskiej prowincji budował jednoznacznie pozytywny wizerunek tego zawodu, nawet jeśli był to człowiek niesympatyczny czy nieżyczliwy. Tak, ale za to był niezawisły, nieprzekupny i niebylejaki. Nasz wzorzec z Sevres, można powiedzieć.
Czego nie dało się powiedzieć o sędziach, prokuratorach i innych prokurentach obecnych na łamach mediów systemu szczęśliwie minionego. I oto nagle okazuje się, że KOD-y i inne ciała organizują demonstracje w obronie niezawisłości sędziów. Bo jest jakoby zagrożona.
Czytaj dalej w e-wydaniu lub wydaniu papierowym
Idziemy nr 10 (596), 5 marca 2017 r.
Artykuł w całości ukaże się na stronie po 15 marca 2017 r.