– Praca w tej grupie sprawiła, że słowo „nadzieja” nabrało konkretnego znaczenia – mówi s. Elisabeth Sudoł opiekująca się teatrem więziennym „Nadzieja”, który już od siedmiu lat działa w Areszcie Śledczym na warszawskim Grochowie.
fot. Sylwia Gawrysiak– Nie chciałam brać w tym udziału – zaczyna opowieść Ania, jedna z osadzonych – ale usłyszałam, że może to być ciekawa przygoda, dzięki której czegoś się nauczę. Że można zmierzyć się ze swoimi słabościami, że to jakieś wyzwanie. I tak weszłam do grupy – opowiada. Subtelna szatynka może mieć dwadzieścia parę lat. – Na początku nie podchodziłam do tego tak poważnie. Bardziej liczyłam, że miło spędzę czas. Poza tym dobrze jest zrobić coś wspólnie. Coś innego niż plotki i picie kawy – podkreśla.
Rola pasowała
– Mnie wkręciła Ania dwa lata temu. Opowiadałam jej, że kiedyś występowałam w teatrze młodzieżowym, a w „Nadziei” akurat potrzebowali nowej osoby – opowiada Natalia. Ciemnowłosa dziewczyna wygląda na najmłodszą z grupy.
– Trwały przygotowania do jasełek i brakowało kurtyzany. Takiej wypindrzonej paniusi. Rola pasowała do mnie – śmieje się Ela. Jej perfekcyjny makijaż i manicure od razu rzucają się w oczy. – „No dobrze, zagram” – powiedziałam. Miał być jednorazowy występ, wyszło inaczej – mówi. Przy okazji jasełek, trochę z łapanki, dołączyły też dwie, na oko najstarsze, kobiety z grupy – Ala i Bożenka.
Tylko Weroniki nie trzeba było namawiać. – Kiedy byłam jeszcze na zamku [zakład karny typu zamkniętego – przyp. red.] zaplanowałam sobie, że jeżeli tylko przejdę na oddział półotwarty, to spróbuję dołączyć do teatru. Odbywając wcześniej terapię w innym zakładzie, występowałam już w jednym przedstawieniu i bardzo mi się to spodobało – mówi energiczna blondynka.
Czytaj dalej w e-wydaniu lub wydaniu papierowym
Idziemy nr 6 (592), 5 lutego 2017 r.
Artykuł w całości ukaże się na stronie po 15 lutego 2017 r.