19 kwietnia
piątek
Adolfa, Tymona, Leona
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Strach pod granicą

Ocena: 0
1771

Życie mieszkańców spokojnych wsi i miasteczek przy naszej wschodniej granicy diametralnie zmienił napływ imigrantów. Najstarsi mieszkańcy nie pamiętają takiego czasu.

fot .PAP/EPA/MAXIM GUCHEK / BelTA / HANDOUT HANDOUT

Sytuacja na polsko-białoruskiej granicy zmienia się z dnia na dzień. Na całej długości jej 418-kilometrowego pasa jest bardzo zróżnicowana. – Począwszy od miejsc, gdzie jest zupełnie spokojnie, przez takie jak Nowy Dwór, gdzie w szkole stacjonuje wojsko, Białowieżę, gdzie ludzie przechodzą przez lasy, aż po Kuźnicę, gdzie ma miejsce napór na granicę – mówi brat Cordian Szwarc OFM, zastępca dyrektora Caritas Polska, który przez ostatni tydzień odwiedzał miejscowości w pasie nadgranicznym, objęte strefą wyjątkową.

Pan Krzysztof z rodziną mieszka w Kuźnicy Białostockiej, 300 m od działań na granicy. Opowiada, jak wygląda codzienność zwykłych mieszkańców.

– Ci, którzy przemieszczają się do pracy, muszą wychodzić z domu godzinę wcześniej, przechodzą po drodze trzy–cztery kontrole patroli. Szkoły są zamknięte, dzieci uczą się zdalnie, oficjalnie z powodu pandemii – mówi. – Z zaopatrzeniem w dwóch supermarketach nie ma problemów, towaru nigdy nie brakowało, bo na naszą stronę przychodzili na zakupy Białorusini. Ale dzisiaj, kiedy w Kuźnicy szturmowane było przejście graniczne, o godz. 15 sklepy zostały szybko zamknięte, bez informacji na jak długo – opowiada pan Krzysztof. – Ziemniaki mam własne, mięso ze zwierząt z własnego uboju, resztę można kupić na bazarku – planuje na wypadek kłopotów. – Żyjemy jak w czarnej dziurze – dodaje. – Są trudności z zasięgiem telefonii komórkowej. Także stacji telewizyjnych; odbieramy trzy–cztery kanały, często z zakłóceniami. W nocy od strony lasów po białoruskiej stronie słychać było pracujące piły motorowe, używane do cięcia drzew. Takiego sprzętu raczej uchodźcy nie mogli przywieźć ze sobą – komentuje. Kiedy w tym tygodniu zaostrzył się konflikt, znad granicy słychać było wystrzały – opowiada. – Nad dachami domów przelatują bojowe samoloty, helikoptery. Ludzie są przestraszeni. Domowe zwierzęta chowają się przy takich odgłosach – kontynuuje pan Krzysztof. Kilkuletnia wnuczka pukanie sąsiadów do drzwi odebrała jak dźwięk karabinów: „Zabieraj dziadka z podwórka, bo go zastrzelą” – zawołała do mamy. Po zmierzchu wszyscy zamykają się w domach, nikt nie wychodzi na zewnątrz.

Wiadomości o tym, co dzieje się po drugiej stronie granicy, pan Krzysztof ma od swojego znajomego z Białorusi. – Przy strefie przygranicznej budowane są drogi dla migrantów. Wśród nich niewiele jest kobiet z dziećmi. Pod granicę przywożone są dzieci z domu dziecka koło Grodna. Migranci muszą wykonywać to, co rozkażą Białorusini, inaczej kula w głowę – relacjonuje.

 


ŻYCZLIWOŚĆ I LĘK

Mieszkańcy wschodnich rejonów Polski są otwarci i życzliwi. Kiedy przed wprowadzeniem strefy specjalnej migranci przychodzili pod ich domy, częstowali jedzeniem, dawali im picie, odzież. Zdarzały się niemiłe zaskoczenia. – Jedna z kobiet, która przyjęła i nakarmiła troje migrantów, otrzymała od nich 100 dolarów. Poszła do kantoru wymienić pieniądze i okazało się, że są fałszywe – mówi pan Krzysztof. Długo trwało udowadnianie swojej niewinności.

Pani Urszula mieszka 1,5 km od przejścia w Kuźnicy, w strefie stanu wyjątkowego. – U nas na razie nic się nie dzieje. W Kuźnicy jest coraz mniej migrantów. Poszli w kierunku Czeremchy, Hajnówki. Wojsko, policja pilnują, czujemy się pod ochroną, z tego powodu jesteśmy spokojni, ale są w nas inne obawy. Po grupie ludzi, która przeszła przez granicę, wszystkiego można się spodziewać. Sąsiedzi mówią, że wchodzą do szopek, do kuchni letnich, opuszczonych domów, piwnic. Dzięki Bogu, nikogo nie atakują. Dzwonimy do Straży Granicznej, która przyjeżdża i zabiera te osoby, ale oni mówią, że nie chcą do Polski. Chcą do Niemiec – do Germanii. Siedzimy cicho jak mysz pod miotłą. Każdy boi się wyjść na pole, do lasu na grzyby. Nikt sam nie chodzi. W lasach napotkać można porzucone ubrania, plecaki. Ktoś znalazł dowód osoby z Konga – mówi pani Urszula. – Potrzebny był stan wyjątkowy, osób przedzierających się przez granicę jest mniej – dodaje.

Podobnie mówią okoliczni mieszkańcy spoza strefy stanu wyjątkowego.

 

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Dziennikarka, absolwentka SGGW i UW. Współpracowała z "Tygodnikiem Solidarność". W redakcji "Idziemy" od początku, czyli od 2005 r. Wyróżniona przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich w 2013 i 2014 r.

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 18 kwietnia

Czwartek, III Tydzień wielkanocny
Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba.
Jeśli ktoś spożywa ten chleb, będzie żył na wieki.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 44-51
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter