23 kwietnia
wtorek
Jerzego, Wojciecha
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Sześć lat ruskiego miesiąca

Ocena: 0
2835

 

Zesłańcy pozbawieni byli wszelkich praw. Aż wybuchła wojna niemiecko-radziecka i umowa Sikorski-Majski sprawiła, że ogłoszono „amnestię”. – Tworzyła się armia gen. Andersa – wspomina dr Borowski. – Można było do niej wstępować, ale przymusu nie było. Z kolei ci, którzy potem nie wstąpili do armii gen. Berlinga, kończyli w łagrach.

Na wyjście z Rosji z którąkolwiek z armii rodzina Tadeusza – kobieta, starzec i dziecko – nie miała co liczyć. On tymczasem skończył siedem lat i poszedł do szkoły. – Po rosyjsku uczono literatury, historii, geografii, ale i matematyki – wspomina. – Po polsku czytać i pisać uczyła polskie dzieci moja mama. Uczniowie musieli należeć do pionierów, skąd prostą drogą mieli trafiać do komsomołu i do partii. „Ojca ci aresztowali, jeszcze brakuje, żebyś w pioniery poszedł” – pomstowała mama. Wezwana przez kierownika szkoły, tłumaczyła: „To organizacja ateistyczna, a ten mój syn w Boga wierzy, co z niego za pionier będzie?”. Rzeczywiście, przestraszyli się, że taka parszywa owca będzie im kolektyw nawracać i dali mi spokój.

Od czwartej klasy były obowiązkowe zajęcia wojskowe: manewry, rzucanie granatem. A szesnastolatków już brali do armii na mięso armatnie. Tadeusz w czwartej klasie poszedł do kołochozu. W wialni sypał zboże, choć ledwie sięgał do korby. Po miesiącu zarobił pół wiadra ziarna i nie czuł się już jak zjadacz chleba, ale jak jego dostawca.

Najkrótszą lekcję patriotyzmu Tadeusz pobrał, gdy wpadł do domu i od progu krzyknął: Jest’ chaczu!. – Matka akurat garnek szorowała i jak mnie ścierą zdzieliła! Ani słowa nie powiedziała, ale ja aluzju poniał i więcej po rusku w domu nie gadałem.

 


Z KULKĄ W PLECACH

Kiedy Anders wyprowadził wojsko z częścią cywilów, pozostałą resztę Polaków w ZSRR objęła „paszportyzacja” – akcja zmuszania do przyjęcia radzieckiego paszportu. Tych, którzy odmówili, czekało więzienie lub łagry, a ich dzieci – dom dziecka. – W dietdomach panowała rusyfikacja i prawo pięści – wspomina dr Borowski. – Moja mama paszport przyjęła. Na szczęście po wojnie obywatelstwo radzieckie udało się anulować i wrócić do Polski.

Zimą 1945 r. zmarł dziadek. – A tak bardzo chciał doczekać końca Hitlera! – wspomina wnuk. – Bo o końcu Stalina przezornie przy mnie nie mówił, żebym się w szkole nie wysypał. Pochowaliśmy go na nieogrodzonym kawałku stepu. Z trudem wykopaliśmy dół w zmarzniętej ziemi, postawiliśmy krzyżyk. Miał chorobę niedokrwienną stóp, obumierały mu palce. Opieki lekarskiej nie było, najbliższy szpital 150 km od kołchozu. Umierał w bólach, a my byliśmy bezradni. Być może to wpłynęło na mój zawód? Chorzy i umierający nie powinni być sami. Chciałem zostać chirurgiem, ale na zsyłce odmroziłem sobie palce, paliczki się nie wykształciły, jeden palec mam krótszy o 2 cm. Zostałem więc psychiatrą.

Do Polski Tadeusz z mamą wrócili w 1946 r. Tygodniami szykowali na tę podróż suchary – lekkie i energetyczne. Na widok kolejarzy z orzełkami po przekroczeniu granicy w Brześciu ogarnęło ich wzruszenie. – W jednym ręku trzymali bułkę, w drugim kiełbasę, odtąd Polska jawi mi się jako kraj dobrobytu – wspomina dr Borowski. – Na zaproszenie cioci ze Stanów Zjednoczonych odpowiedziałem, że byłem w Kazachstanie, Turkmenistanie, Uzbekistanie i już dziękuję.

Wrócili do Łap. W ich domu mieszkała ciotka z rodziną. Przywitała ich ciasteczkami: „Przepraszam, że tak skromnie” – tłumaczyła się. – Skromnie?! Wtedy nie pamiętałem nawet, jak smakuje ciastko – wspomina dr Borowski. – Miałem 12 lat, z zesłania przyjechałem w walonkach, a z amerykańskich darów dostałem marynarkę z napisem „US Army” z dziurą po kuli na plecach. Rówieśnicy gwizdali na ulicy za takim cudakiem. Takie to były moje pierwsze spotkania z Polską. A potem 50 lat milczenia na temat zsyłki. W czasie Pierwszej Komunii Świętej sterczałem jak wieża wśród ośmiolatków. Na studia się nie dostałem mimo dobrych ocen – życiorys nie ten. Udało mi się dopiero po śmierci Stalina. W wojsku koledzy dostali wyższe stopnie niż ja, element niepewny. Na szczęście na tym mi nie zależało. Za „Solidarności” w latach 1980-1984 byłem dyrektorem szpitala, ale przestałem, gdy władza się umocniła. Od ponad 30 lat towarzyszę umierającym, i to uważam za życiowe powołanie.

 

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Absolwentka polonistyki i dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim, mężatka, matka dwóch córek. W "Idziemy" opublikowała kilkaset reportaży i wywiadów.

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 23 kwietnia

Wtorek, IV Tydzień wielkanocny
Kto chciałby Mi służyć, niech idzie za Mną,
a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 12, 24-26)
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)


ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter