24 kwietnia
środa
Horacego, Feliksa, Grzegorza
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Szwajcar na służbie

Ocena: 0
1820

Papieska Gwardia Szwajcarska już się sporo zmieniła. To nie jest ten sam korpus, który zostawiłem 15 lat temu. Papież Franciszek ma większe oczekiwania niż te, które były za czasów Benedykta XVI czy Jana Pawła II - mówi Martin Kurmann, major Gwardii Szwajcarskiej, w rozmawie z Anną Artymiak.

Martin Kurmann podczas Mszy pogrzebowej Jana Pawła II (z lewej); fot. ks. Henryk Zieliński / Idziemy

Służył Pan jako gwardzista przez ostatnie dwa lata pontyfikatu Jana Pawła II...

Rozpocząłem szkołę rekrutów w listopadzie 2003 r., a 8 kwietnia 2005 r. był pogrzeb Jana Pawła II. Służyłem mu więc prawie półtora roku.

A Pana zaprzysiężenie było ostatnim podczas pontyfikatu Jana Pawła II.

Rzeczywiście, ma pani rację. Nie zauważyłem tego. Tak, było to ostatnie zaprzysiężenie za czasów Jana Pawła II. Pamiętam bardzo dobrze prywatną audiencję u Ojca Świętego. Byłem razem z moim tatą i moją mamą. Był to już czas, kiedy papież był bardzo doświadczony cierpieniem, ale zawsze wnikliwie obecny. Jedynym ograniczeniem było ciało. Pamiętam jego spojrzenie. Kiedy patrzyłeś mu w oczy, miałeś wrażenie, że rozumie wszystko. Patrzył ci w serce. Miał zdolność czytania w twoim sercu.

Czy ma Pan w pamięci jakieś szczególny moment tamtej służby?

Były dwa takie momenty. Pierwszy to prywatna Msza Święta w kaplicy w Castel Gandolfo. Msza poranna. Oprócz papieża, abp. Stanisława Dziwisza i ks. Mieczysława Mokrzyckiego było jeszcze tylko czterech czy pięciu gwardzistów. Była to dla mnie niezapomniana chwila: możliwość bycia tak blisko Ojca Świętego, sam na sam w jego kaplicy.

Niedawno zapytał mnie dziennikarz z Lucerny, mojego ojczystego kantonu, o najważniejsze wydarzenie z mojej służby w Gwardii. Nie muszę myśleć zbyt długo: pogrzeb św. Jana Pawła II. Stałem z halabardą blisko trumny, na której leżał Ewangeliarz. Widziałem dobrze, jak silny wiatr przekładał jego karty, niczym palec Boży. Aż w pewnym momencie zamknął księgę. Do dziś na samo wspomnienie przechodzą mi ciarki. Była to chwila, której nie da się nigdy zapomnieć.

Chciałbym dodać, że odwiedziłem raz Polskę, było to jakieś 2-3 lata po służbie, około 2007-2008 r. Zostałem zaproszony, aby dać świadectwo, jak wyglądała służba za czasów Jana Pawła II. Byliśmy w Wadowicach, Łagiewnikach. Zwiedziliśmy niektóre kościoły. Wszystkie pełne ludzi. Byliśmy również na krakowskich Błoniach. Może powrócę tam jeszcze raz.

Jak wyglądała służba gwardzistów w czasie śmierci i pogrzebu Jana Pawła II? Czy mieliście specjalne modlitwy?

Niestety nie. Dla nas to był czas intensywnej pracy. Było dużo więcej pracy. Przybyły miliony pielgrzymów. Dodatkowo w samym Watykanie było tysiąc osób więcej niż zazwyczaj, które miały pozwolenie na wejście do środka. I nas było więcej w miejscach naszej służby. Przy Bramie św. Anny w zwyczajnym czasie jest 3-4 gwardzistów, wtedy jednak było 6-8 w ciągu dnia, ponieważ przed Bramą była kolejka prowadząca do Bazyliki św. Piotra, stale było 30-40 tys. pielgrzymów, to samo przy Bramie Petriano, Bramie Dzwonów. Każdego dnia pracowaliśmy po 15-17 godzin. Nie było więc czasu na specjalne modlitwy. Pełniliśmy służbę.

Gdzie Pan był podczas wyboru Benedykta XVI?

Przy Bramie św. Anny. Niestety, nie byłem na placu św. Piotra ani w Pałacu Apostolskim. Niemniej jednak to również było dla mnie wyjątkowe. Przekazywałem wtedy dyspozycje dla gwardzistów, szukałem starszego sierżanta, kolegów, którzy byli wolni, aby poszli na służbę. Wszystko to było do zrobienia. To była moja praca podczas ogłoszenia nowego papieża. W tym sensie nie byłem obecny. Ale byłem jednym z pierwszych, którzy wiedzieli, że został wybrany nowy papież.

Jak to możliwe?

Po raz pierwszy przy wyborze miały bić dzwony Bazyliki. Tego dnia było wietrznie. Kiedy pojawiał się dym, bez wiatru był czarny, przy wietrze wydawał się biały. Dlatego ludzie nie wiedzieli nigdy, czy jest już nowy papież. Za każdym razem, jak był wiatr, ludzie z Porta Angelica biegli, a jak wiatr ustawał, dym wydawał się czarny. Płk Mäder, ówczesny komendant Gwardii, zadzwonił z Pałacu: „Halabardnik Kurmann, proszę poinformować Bazylikę św. Piotra. Muszą uruchomić dzwony. Mamy nowego papieża”.

A więc to był Pan w tym momencie strategicznym?

Tak. Nie doszła do nich informacja, że mają zabić w dzwony. Zadzwoniłem i mówię: „Tu gwardzista ze św. Anny, musicie uruchomić dzwony”. „Tak, tak, oczywiście” – i odłożyli słuchawkę. Nic nie zrobili, bo każdy może sobie zadzwonić i powiedzieć, że trzeba uruchomić dzwony. Tak więc pomiędzy wyborem a momentem, gdy stało się oczywiste, że został wybrany nowy papież, minęło 30 minut. Trwało to bardzo długo. Piękne wspomnienia!

Dlaczego zdecydował się Pan zostać gwardzistą?

Dla mnie była to okazja do podjęcia się wyjątkowej pracy za granicą, nie dla dochodu, ale z głębszych pobudek. Aby zrobić coś bardziej, być częścią czegoś większego, jak Kościół, niż jak kiedy ktoś może coś sam zrobić. To była moja motywacja. Także była to okazja życia w innym państwie. Było mnóstwo powodów, by zostać gwardzistą szwajcarskim.

A teraz? Skąd chęć powrotu?

Bardzo mi się podobało bycie gwardzistą. Jak się przyjeżdża, do końca nie wie się, jak będzie. Było dużo piękniej i dużo bardziej interesująco, niż sobie wyobrażałem. Tego nigdy nie zapomniałem. Dla mnie był to zawsze zaszczyt, że mogę stanowić część Gwardii Szwajcarskiej. Kiedy nadarzyła się okazja ponownego podjęcia służby, nie zastanawiałem się długo. Dla mnie to zaszczyt ponownie podjąć służbę, i to jeszcze jako oficer.

Co chciałby Pan wnieść do Gwardii z doświadczenia służby w armii i policji w Szwajcarii?

Papieska Gwardia Szwajcarska już się sporo zmieniła. To nie jest ten sam korpus, który zostawiłem 15 lat temu. Papież Franciszek ma większe oczekiwania niż te, które były za czasów Benedykta XVI czy Jana Pawła II. Oczekuje większej obecności od gwardzistów, chce, aby służyło ich więcej podczas jego podróży apostolskich. To dla nas zaszczyt, ale z drugiej strony trudne. Ma być nas 135. Nadal nie doszliśmy do tego. Teraz musimy zrobić wszystko w liczbie 110. Oznacza to, że każdy gwardzista oprócz własnej służby musi wykonać dodatkowo zadania tych, których nadal brakuje. Mam nadzieję, że moje doświadczenia wyniesione z armii i policji pomogą zmienić kilka małych rzeczy w sposobie pracy, aby ją udoskonalić.

Co zrobić, aby zachęcić więcej chłopaków do służby?

Jeśli znajdę receptę, będę bardzo szczęśliwy (śmiech). Musimy jeszcze intensywniej szukać ludzi, którzy identyfikują się z historią Szwajcarii, tradycją Gwardii. Poziom życia u nas jest bardzo wysoki. Kiedy się podejmuje służbę w Gwardii, trzeba się poddać surowej dyscyplinie. Musimy odbyć mnóstwo godzin służby każdego miesiąca, o wiele więcej, niż zazwyczaj w Szwajcarii. Wszystko to za 1,5 tys. euro miesięcznie.

Musimy więc znaleźć chłopaków, dla których pieniądze nie są na pierwszym miejscu. Którzy chcą wykonywać pracę dla czegoś ważniejszego. Wiara, Kościół powinny być ważne dla każdego gwardzisty. Musimy znaleźć żołnierzy, którzy identyfikują się z Kościołem, z Ojcem Świętym, z tym wszystkim, co Kościół stanowi. To nie jest łatwe. Niestety, nie znajdujemy ich w kościele, ponieważ w niedzielę nie ma tam prawie nikogo z młodych. Kiedy ja byłem młody, prawie wszyscy należeli do organizacji młodzieżowych, byliśmy blisko Kościoła. Dla nas to było naturalne, że w sobotę wieczorem najpierw spotykaliśmy się przy kościele, zanim poszliśmy coś zrobić razem. Punktem spotkania przy wszelkich inicjatywach prawie zawsze był kościół. Tego już nie ma w Szwajcarii.

Może za mało się pokazuje młodym ludziom, co może dać im służba w gwardii papieskiej?

To jest bogactwo na całe życie. Uczymy się oszczędności. Pracy pomimo zmęczenia czy nie najlepszego samopoczucia. Jest dyscyplina, która mobilizuje. Tego uczy służba. Z kolegami, których tu poznałem, jesteśmy w kontakcie prawie każdego dnia. Kilka razy do roku się spotykamy. Nawet po 15 latach nadal jesteśmy razem, blisko siebie.

Tradycyjnie na Dziedzińcu św. Damazego w Watykanie odbyło się 6 maja zaprzysiężenie 23 nowych gwardzistów. Pan jako major prowadził ceremonię. Jak poszło?

Dobrze (śmiech). Cieszę się, że nie zrobiłem żadnych większych błędów, których nie da się odwrócić. Jestem bardzo zadowolony.

Wróciły wspomnienia z Pańskiego zaprzysiężenia?

Tak, oczywiście! Składałem przysięgę 15 lat temu, ale mam wrażenie, jakby było to wczoraj. Wspomnienia wciąż są żywe. Sposób składania przysięgi jest ten sam. Zmieniła się nieco jej formuła. Teraz się mówi: „Bóg i nasi święci patroni”, wcześniej było: „Bóg i wszyscy święci”. To jedyna rzecz, która uległa zmianie.

Atmosfera była podobna?

Wzrasta liczba gości. Piętnaście lat temu było może półtora, najwyżej dwa tysiące osób. Dziś jest 3,5 tys. Dziedziniec pełny. A jest jeszcze więcej chętnych. Nie mamy dość miejsca dla wszystkich, którzy chcieliby przyjść zobaczyć.

 


Martin Kurmann (ur. 1983) pochodzi z Wolhusen w szwajcarskim kantonie Lucerna. W latach 2003-2005 służył w Gwardii Szwajcarskiej jako halabardnik. Po służbie w Watykanie wrócił do ojczyzny, gdzie służył najpierw w armii, a następnie w policji w Lucernie, ostatnio jako szef formacji i doskonalenia zawodowego. W styczniu 2019 r. Franciszek mianował go majorem Gwardii. W skład dowództwa Gwardii wchodzą: komendant, wicekomendant, major, dwóch kapitanów oraz kapelan.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 24 kwietnia

Środa, IV Tydzień wielkanocny
Ja jestem światłością świata,
kto idzie za Mną, będzie miał światło życia.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 12, 44-50
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
+ Nowenna do MB Królowej Polski 24 kwietnia - 2 maja

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter