19 kwietnia
piątek
Adolfa, Tymona, Leona
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Terroryści potrafią liczyć

Ocena: 0
1952

Piątkowy wieczór wiosną 2004 roku w Lyonie. Izabela, Polka mieszkająca od lat przy rue Henri IV, a więc niemal w środku miasta, zaprasza mnie na kebab do pobliskiej knajpki Ismaila, zaprzyjaźnionego Turka.

Idziemy, choć nie ukrywam stremowania: w środku kilku rozmawiających w swoim języku Turków, my dwoje, Ismail i ani jednego Francuza. – Nie przychodzą w takie miejsca? Boją się? – dopytuję. Ismail tylko się uśmiecha, a Iza – sarkastyczna z charakteru – uspokaja: wolą inne klimaty.

– A co do lęku, to jeśli Francuzi nadal będą z szeroko otwartymi rękoma przyjmować każdego przybysza z Maghrebu, to przyjdzie moment, kiedy zaczną się bać. Widziałam, jak ten lęk postępuje, mieszkając w Marsylii – już nawet nie laickiej, ale coraz bardziej islamskiej. Bo muzułmanie potrafią liczyć. I kiedy jest ich gdzieś wystarczająco wielu, zaczynają stawiać swoje warunki – dodała już po polsku Iza.

Powyższa historia wraca do mnie co jakiś czas, gdy odwiedzam Francję, a szczególnie Marsylię – dziś miasto z północnymi dzielnicami zamienionymi w zamknięte enklawy islamskiego świata, gdzie spotkamy na ulicy Algierczyka, a już niekoniecznie Francuza. Bez muzułmanów w tym mieście nie można już decydować o niczym. Z całą jednak mocą słowa Izy powracały do mnie przez cały miniony weekend, kiedy ze znajomymi z Paryża, studząc emocje i obawy, próbowaliśmy rzeczowo rozmawiać o tym, co się tam stało. Jak doszło w ich mieście do masakry już nie „bluźnierców Mahometa”, ale zwykłych paryżan.

Nikt tego głośno nie mówi, ale skandowane na placu Republiki „Liberté-Égalité-Fraternité”, znicze pod francuskimi ambasadami w wielu krajach świata, śpiewana wszędzie „Marsylianka” i oświetlone w kolorach francuskiej flagi najważniejsze budowle – to wszystko, dając Francuzom olbrzymią porcję otuchy, nie rozwiąże problemu, który już jest.

– Napływowych muzułmanów we Francji jest dziś tylu, że czują się tu „u siebie”. Ale „u siebie” nie znaczy „jak we Francji”, ale „jak w Syrii, Algierii, Maroku”. Jeśli kiedyś zechcą, żeby francuscy chrześcijanie we Francji czuli się u siebie tak, jak w Syrii, albo będą chcieli na władzach coś wymóc – czy nie znajdą się terroryści, którzy zaczną zaprowadzać nowy porządek metodami podobnymi do tych z ostatniego piątku? – pyta wyraźnie wystraszona Nathalie.

– Wkurza mnie i martwi, kiedy słyszę, że „Francja będzie atakowana przez «Daech» (ISIS), dopóki nie zmieni swojej polityki”. Co oni sobie myślą? Że są u siebie? Że mogą dyktować nam, jaką politykę mamy prowadzić? – pyta Antoine. Przyznaje jednak, że infiltrowanie przez służby bezpieczeństwa grup podwyższonego ryzyka, kiedy te wtapiają się w setki tysięcy niegroźnych, ale kompletnie niezintegrowanych ze społeczeństwem francuskim muzułmanów, jest praktycznie niewykonalne. – Nie wiadomo, czy „bezlitosna wojna”, wypowiedziana terrorystom przez prezydenta François Hollande’a, jest dziś jeszcze – kiedy mamy tak silną grupę muzułmanów potencjalnie sprzyjających „Daech” – w ogóle do wygrania. Ogłoszony przez prezydenta stan wyjątkowy, wprowadzony pierwszy raz od 1945 roku, a więc kompletnie dzisiejszym Francuzom obcy, nie będzie trwał wiecznie. Gdy słyszę, że naszą odpowiedzią na te barbarzyńskie ataki będą kolejne naloty na Syrię, to zastanawiam się nad kosztami. Przecież nie zainstalujemy bramek wykrywających bomby i karabiny w wejściach do wszystkich kościołów, klubów, muzeów, metra itd. – zastanawia się Antoine.

Oficjalnie jest dziś we Francji ok. 7 mln muzułmanów, nieoficjalnie dwa razy tyle, a według „Front de Défense de la France” (Front Obrony Francji), odpowiednika naszego ONR-u – nawet 25 milionów. I państwo francuskie już wiele lat temu straciło nad tą grupą pełną kontrolę. Według oficjalnych szacunków francuskich służb bezpieczeństwa w tej muzułmańskiej społeczności tylko kilka tysięcy osób to uśpieni islamscy terroryści. Jednocześnie jednak 15 proc. tej muzułmańskiej społeczności we Francji oraz 16 proc. wszystkich francuskich obywateli nie ukrywa swojego poparcia dla działań ISIS. Nawet gdyby obliczać od wspomnianych siedmiu milionów – wychodzi, że islamscy terroryści, gdy się uaktywnią, mogą nad Sekwaną liczyć na pomoc ponad miliona swoich braci w wierze. Dobrze to wiedzą; umieją liczyć.

– Za daleko to zaszło. Być może zamiast przestać się bać we Francji islamskiego terroryzmu, przyjdzie nam jedynie – od jednego ataku terroru do kolejnego – zapominać, że boimy się cały czas – konkluduje Nathalie.

A jaka może być z tego nauka dla nas w Polsce? Warto uczyć się na błędach innych i przestać bezrefleksyjnie powtarzać, że wielkość kwot imigrantów i to, kogo do kraju wpuszczamy, nie ma większego znaczenia. Inaczej może przyjdzie nam rzeczywiście gorzko przyznać: „nous sommes comme les Français” – jesteśmy jak Francuzi.

Radek Molenda
fot. PAP/EPA/Ian Langsdon

Idziemy nr 47 (530), 22 listopada 2015 r.

 

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 19 kwietnia

Piątek, III Tydzień wielkanocny
Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije,
trwa we Mnie, a Ja w nim jestem.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 52-59
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter