W domu wywieszony jest grafik dyżurów. – Wstajemy o szóstej rano. Studenci i licealistka wychodzą bardzo wcześnie. Każde ze starszych dzieci robi sobie samodzielnie kanapki do szkoły. Z młodszymi, jemy wspólnie śniadanie. Staramy się być z żoną codziennie na Mszy Świętej. Ten, kto idzie na Mszę poranną, odwozi dzieci do szkoły – opowiada ojciec rodziny.
– Kiedy dzieci są poza domem, zajmuję się domem. Podczas popołudniowej drzemki Jadzi przygotowuję moje wykłady czy konferencje. Potem idziemy na spacer i szykujemy „wspólnie” obiad. Zwykle gotuję posiłek na dwa dni. Jednego dnia zupę, drugiego dogotowuję drugie danie, i tak na zmianę, przeważnie na 12 osób, a często na 15, bo sąsiedzi odbierają nasze dzieci ze szkoły i tak się im odwdzięczam – opisuje swój dzień mama.
Jeden dla drugiego
Prezydent Andrzej Duda 14 lutego uhonorował sześć matek rodzin wielodzietnych Krzyżami Zasługi. Wśród nich znalazła się Anna Wardak.
|
Cała rodzina spotyka się przy stole wieczorem, przy kolacji, o godz. 20. W sobotę studenci i licealiści mają okazję pospać dłużej – do 9.30. W niedzielę wszyscy zasiadają do rodzinnego śniadania o ósmej, a jeśli ktoś nie stosuje się do zasad, musi wykonać na rzecz rodziny dodatkową pracę czy dyżur.
– Zasady muszą być jasne i przestrzegane, daje to duże poczucie bezpieczeństwa dzieciom. Ale dom to nie koszary, więc jeśli dzieje się coś nadzwyczajnego, to, rzecz jasna, są odstępstwa – mówi Janusz Wardak. – Jako rodzice staramy się wysypiać, nie siedzimy po nocach. Wiemy, że brak snu powoduje wyczerpanie, potem będziemy źli na siebie albo zaczniemy chorować.
Starsze dzieci pomagają w kuchni, gdzie są tygodniowe dyżury. W weekend to głównie one zajmują się przygotowaniem obiadu. W razie potrzeby mają też dyżury przy młodszych. Wieczorem cała rodzina modli się wspólnie. – Codziennie dziękuję chociażby za to, że wszyscy wróciliśmy szczęśliwie do domu – mówi Anna.
– Sobota jest dla nas dniem roboczym, jeździmy z wykładami. W niedzielę staramy się nie planować zajęć. Zdarza się jednak, że po Mszy prowadzimy zajęcia przy parafiach – opowiada Janusz.
Mamy dzieci, bo ich oczekiwaliśmy i pragnęliśmy.
Jako małżonkowie starają się znajdować czas dla siebie. – To rzecz priorytetowa. Pielęgnowanie miłości rodziców musi być w rodzinie na pierwszym miejscu: jeśli nie będziemy o nią dbać, odbije się to także na dzieciach – mówi Anna.
W wychowaniu dzieci bardzo pomagają im też szkoły Stowarzyszenia Sternik, które współtworzyli z innymi rodzinami, aby dzieci miały w szkole przekazywane wartości spójne z tymi, którymi cała rodzina żyje każdego dnia.
Czułość na co dzień
– Dzieci wiedzą, że są kochane bezwarunkowo. Chcemy, by były szczęśliwe, a inni z nimi też. Nie chcemy realizować naszych ambicji kosztem dzieci, ale żeby rozwijały swoje pasje i uzdolnienia. Jedna z córek jest finalistką olimpiady ekonomicznej, już myśli o studiach. Druga za to jest świetną organizatorką, bardzo dobrze radzi sobie w kuchni, ale generalnie nauka jako taka nie jest jej pasją. Zachęcamy ją zatem, by wybrała technikum gastronomiczne – opowiada Anna.
– Każde dziecko musi wiedzieć, że jest kimś wyjątkowym dla mamy i taty. Kiedy więc któreś przychodzi porozmawiać, to staram się maksymalnie skupiać na nim. Potem w następnych dniach pytam o te sprawy, pamiętam o nich. Staram się – nawet przechodząc obok – okazywać im gesty czułości, jak choćby potarmosić za czuprynę, przytulić czy poklepać po ramieniu – mówi mama.
Są rodziną średnio zamożną, ale na rzeczy niezbędne środków nie brakuje. – Najstarsze dzieci, od liceum wzwyż, mają smartfony. Młodsze nie – z założenia, nie tylko dlatego, że szkoda nam na to pieniędzy, ale przede wszystkim nie byłoby to dla nich dobre – ocenia tata.
Swoją liczną rodzinę traktują jako specyficzne powołanie. – Dla mnie prawdziwy dom to taki, który pulsuje życiem – mówi Ania. – Dzieci w dużej rodzinie uczą się budowania relacji, są bardziej zaradne, potrafią wiele rzeczy zorganizować, wiedzą, że trzeba dzielić się z innymi.
Nie obawiali się, że Jadzia jako dziecko 46-letniej mamy może być zagrożona chorobą genetyczną. – Na ulicach spotyka się również całkiem młode dziewczyny z chorymi dziećmi – dodaje jego żona.
– Ja miałam nieco inną trudność – przyznaje po chwili. – Zawsze myślałam o tym przykrym momencie, kiedy będziemy musieli sobie powiedzieć, że nie będzie już więcej dzieci w naszej rodzinie, chociażby z powodu wieku rodziców.
Oboje podkreślają, że dzieci są rodzicom powierzone przez Pana Boga na pewien czas. – Nie możemy ich zatrzymywać dla siebie. Pragniemy, by w odpowiednim czasie usamodzielniły się, dobrze radziły sobie w życiu, były wspaniałymi ludźmi i w końcu – trafiły do nieba.