Decyzją Episkopatu Sierra Leone podczas Mszy Świętej zniesiono znak pokoju, a Komunia Święta udzielana jest tylko na rękę. Odmawiamy też specjalną modlitwę o uwolnienie kraju od nieszczęścia Eboli – relacjonuje ks. Jacek Pielak.
Z księdzem Jackiem Pielakiem, misjonarzem diecezji warszawsko-praskiej w Sierra Leone, rozmawia Katarzyna WróblewskaCzy Ksiądz i inni misjonarze pracujący na placówce misyjnej w Kambii mają kontakt z chorymi na Ebolę? Jaka jest sytuacja w regionie?
Cały czas jest zagrożenie wirusem w całym kraju. Kiedy na przełomie lipca i sierpnia jego obecność nasiliła się, dotyczyło to głównie południa i południowego zachodu kraju, rejonów Kenemy i Kailahun. Obecnie najwięcej nowych przypadków przybywa stosunkowo niedaleko od nas, bo w Makeni i Port Loko, oddalonym od nas około 50 km. Sytuacja jest do tego stopnia trudna, że obydwa te miasta obecnie są zamknięte. Dłuższy czas Kambia District był w ogóle wolny od Eboli, co było ewenementem w kraju. Teraz już tego powiedzieć nie możemy. W ciągu ostatnich dwóch tygodni i tutaj stwierdzono ok. 25 przypadków. Niemniej jednak sytuacja jest dużo lepsza niż w całym kraju.
Ale jednak ryzyko zarażenia istnieje?
Z jednej strony ryzyko zachorowania jest dosyć duże, ale z drugiej trzeba dodać, że jeśli nie ma się bezpośredniego kontaktu z chorymi, zachowuje się szczególną higienę i unika kontaktów związanych z dotykiem, to możliwość złapania wirusa mocno się ogranicza. Jak jednak wiadomo, nigdy nie można w 100 proc. czuć się bezpiecznym. Stosujemy się do ogólnych zasad obowiązujących wszędzie: trzeba unikać dotyku, nawet podawania ręki. A muszę podkreślić, że dla przeciętnego Afrykańczyka dotyk jest niezwykle ważny, ta konieczność unikania dotyku – to wręcz zmiana mentalności, niesamowicie trudna.
Jak w praktyce wyglądają działania rządu Sierra Leone w walce z epidemią? Czy mają wpływ na Waszą pracę?
Władze Kambii prosiły nas o udostępnienie starego ośrodka dla chorych na polio na miejsce kwarantanny dla osób z naszego dystryktu podejrzanych o wirusa Eboli. Były w związku z tym duże protesty społeczne okolicznych mieszkańców. Ostatecznie administrator apostolski diecezji Makeni zadzwonił do mnie, mówiąc, że dostał telefon od ministra zdrowia, że organ rządowy – coś w rodzaju ogólnokrajowego sztabu kryzysowego – nakazuje przekazać tymczasowo ośrodek na ten cel. Od ponad miesiąca ośrodek jest miejscowym centrum kwarantanny dla chorych, u których wystąpiły symptomy wirusa Eboli. Były już przypadki przywiezienia osób, u których stwierdzono pozytywny wynik testu, a także – nieliczne jak dotąd – przypadki śmierci.
|
Podróżowanie po kraju jest utrudnione. Po godzinie 22. ludzie nie mogą wychodzić z domów, po 19. nie można używać publicznego transportu. W wielu miejscach na drogach pojawiły się punkty kontrolne, gdzie każdemu mierzy się temperaturę, i gdzie każdy ma umyć ręce roztworem wody i chloru.
Zakazane się większe zgromadzenia ludzi. Dopuszczalne są tylko wspólne modlitwy w kościołach i meczetach. Zamknięte są wszelkie „kina”, kluby itp.
Szkoły po wakacjach nie zostały otwarte i nie wiadomo, kiedy będą. Wszyscy powtarzają słowa prezydenta: It is better to lose one year of education than whole generation – „Lepiej stracić jeden rok nauki niż całe pokolenia”. Nie było np. jeszcze egzaminu kończącego naukę w gimnazjum.
Każdy odradza podróżowanie po kraju. My też nie wyjeżdżamy poza parafię. Air France, British Airways i mniejsze linie do odwołania zawiesiły loty do SL. Obecnie przylatują tu tylko Air Brussels i Air Maroque, ale ograniczyły ilość połączeń.
Czy w związku z zagrożeniem wirusem nastąpiły zmiany w sprawowaniu liturgii?
Decyzją Episkopatu Sierra Leone podczas Mszy Świętej zniesiono znak pokoju, a Komunia Święta udzielana jest tylko na rękę. Odmawiamy też specjalną modlitwę o uwolnienie kraju od nieszczęścia Eboli.
Jaka jest sytuacja innych misjonarzy pracujących w diecezji Makeni?
Dostaliśmy wiadomość, że u dwóch hiszpańskich bonifratrów – lekarzy ze szpitala katolickiego w Lunsar – stwierdzono obecność Eboli. Zostali przetransportowani do Hiszpanii, obaj nie żyją. To jak na razie jedyne przypadki osób konsekrowanych w diecezji, u których stwierdzono Ebolę.
Jeśli chodzi o środowisko kościelne, tylko jedno zgromadzenie podjęło decyzję o ewakuacji. To amerykańskie siostry Notre Dame pracujące na Uniwersytecie w Makeni. Wszyscy pozostali dalej pracują.