Zanim 12 listopada na Zamku Królewskim po raz pierwszy od 123 lat zawisła biało-czerwona flaga, Warszawa mobilizowała wszystkie siły, by Polska znów pojawiła się na mapie świata.
Rozbrajanie Niemców w Warszawie ? warta studentów. W głębi widoczni rozbrojeni żołnierze niemieccy; fot. ze zbiorów Narodowego Archiwum CyfrowegoPrzykładem jedności narodowej był pochód z okazji 125. rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 Maja, w 1916 r. Na 730 tys. mieszkańców Warszawy przyszło wtedy aż 200 tys. ludzi ze wszystkich warstw, stronnictw politycznych. Tłumy „ożywione jedynym i wyłącznym przywiązaniem do sprawy, miłością do ojczyzny” – jak mówił wówczas prezydent stolicy książę Zdzisław Lubomirski. Pochód zaimponował nawet Niemcom.
Poobcinane toto
W chwili wybuchu I wojny światowej sprawa polska nie istniała na arenie międzynarodowej, jednak w sytuacji, w której okupanci znaleźli się we wrogich obozach, polskie społeczeństwo upatrywało nadziei. Pierwszego sierpnia 1914 r. powstał Komitet Obywatelski Warszawy – społeczna instytucja przy magistracie. Na prezydenta miasta Niemcy mianowali Zdzisława Lubomirskiego, a władzę wykonawczą powierzyli Straży Obywatelskiej – noszącej na ramieniu biało-czerwone opaski.
W 1915 r. warszawską syrenkę uczyniono symbolem samorządu – pojawiała się na pieczęciach, herbach, dokumentach. Wprowadzono bezpłatne, powszechne i obowiązkowe szkolnictwo podstawowe, Uniwersytet Warszawski i Politechnika otrzymały prawo wykładania w języku polskim. – Warszawie przywrócono miano stolicy, a tym samym przygotowywała ona sobie miejsce w wolnej Polsce – mówi dr Anna Załęczny z Muzeum Niepodległości.
Kiedy pierwszego grudnia 1916 r. do Warszawy wkraczały Legiony, Lubomirski podjął Piłsudskiego w ratuszu i przyjął jego deklarację wstąpienia do Tymczasowej Rady Stanu – pomyślanej jako organ doradczy, współdziałający na rzecz przyszłych instytucji państwowych. – Sześć dni później została powołana przez władze okupacyjne – mówi Anna Załęczny. „Ograniczone, poobcinane toto” – pisał Lubomirski, ale to był zalążek i przygrywka do inauguracji Rady Regencyjnej.
W połowie marca 1918 r. Warszawa zyskała pierwszego wybranego przez radę miasta, a nie okupanta, prezydenta. Piotr Drzewiecki nadał magistratowi rangę, bo brał udział w spotkaniach na najwyższych szczeblach. Informacje o usuwaniu Austriaków i utworzeniu Tymczasowego Rządu Ludowego Rzeczypospolitej Polskiej w Lublinie poruszyły Warszawę. Nastroje antyniemieckie doprowadziły do rozbrajania Niemców, zajęcia Cytadeli i Zamku Królewskiego, a 10 listopada do Warszawy wrócił Piłsudski. Przy ul. Moniuszki 2, gdzie mieszkał, tłum wiwatował. Dzień później przekazano mu władzę wojskową. Wtedy to obrady w magistracie po raz pierwszy odbyły się bez udziału obcych władz. – Symbolicznie odzyskano niepodległość, Piłsudskiemu przyznano honorowe obywatelstwo, a Belweder stał się rezydencją przywódcy niepodległej Polski – komentuje Anna Załęczny.
Skarb w węźle
Równolegle do struktur administracyjnych tworzono wojskowe. – Warszawa miała bogatą historię powstańczą, była centrum konspiracyjnym – mówi prof. Janusz Odziemkowski z UKSW. – Tu funkcjonowały gimnazja i wyższe szkolnictwo, dające kadry, które w szybkim czasie zyskiwały zdolność bojową. Do połowy 1919 r. zaciąg do wojska był wyłącznie ochotniczy, tylu było chętnych. W stutysięcznej armii Kongresówki 15 tys. stanowili warszawiacy. Warszawa dała też oficerów i żołnierzy do oddziałów technicznych.
Tu była doskonała infrastruktura wojskowa: Cytadela i koszary mieściły do 40 tys. żołnierzy. – Wraz z Cytadelą przejęto radiostację dalekiego zasięgu, przez którą na Zachód poszedł komunikat Piłsudskiego o odrodzeniu niepodległej Polski – mówi prof. Odziemkowski. – Ona też potem zagłuszała radiostację rosyjską, gdy w kwietniu 1920 r. Armia Czerwona zbliżała się do Warszawy.
Stolica ze świetnie zachowanym węzłem kolejowym była też centrum komunikacyjnym. – To skarb każdej armii, zwłaszcza, gdy raczkował transport samochodowy – przyznaje prof. Odziemkowski. – Pajęczyna połączeń na wschód umożliwiała przerzut wojsk na tamtejszy front.
W Warszawie znajdowało się też centrum produkcji asortymentu dla wojska. Nie mieliśmy przemysłu zbrojeniowego, ale w rozgromionych prywatnych zakładach pozostały kadry i maszyny. Pozwalało to na naprawę sprzętu wojskowego, produkcję części zamiennych. Warszawa była więc jednym z głównych centrów zaopatrzenia frontu. Dysponowała też kilkunastu tysiącami łóżek dla rannych żołnierzy. – Była dla nich symbolem trwania Polski – mówi prof. Odziemkowski. – Nawet jeśli płakali z głodu i przemęczenia, szli do Warszawy, bo wiedzieli, że gdy jej nie obronią, stracą nadzieję na wolną Polskę.
Szatański naród
Żeby zrozumieć rolę Kościoła w odradzaniu się polskiej niepodległości, trzeba się cofnąć do 5 listopada 1917 r. Wtedy to niemiecka orkiestra zagrała „Boże, coś Polskę” i „Jeszcze Polska nie zginęła”. Można powiedzieć: cud. Ale było to grane na osłodę po ogłoszeniu aktu władców Niemiec i Austro-Węgier, zobowiązujących się do utworzenia państwa polskiego, ale bez samodzielnej polityki zagranicznej i armii. – Na ogłoszenie tego aktu rzekomej niepodległości na Zamku Królewskim ostentacyjnie nie przyszedł abp Aleksander Kakowski – mówi Tomasz Chojnacki z KUL. – Także w utworzonej Tymczasowej Radzie Stanu dopatrywał się on akcji propagandowej, mającej zachęcić polskiego żołnierza do walki u boku Niemców i Austriaków.
Również powstała 27 października 1917 r. Rada Regencyjna nie miała kompetencji prowadzenia polityki międzynarodowej, dlatego abp Kakowski nie chciał do niej przystępować. – Nie łudził się co do szczerości okupantów, uznał jednak, że to wszystko, co może na ten czas zrobić dla Polski – mówi Tomasz Chojnacki. – Z czasem Rada zyskiwała coraz większą samodzielność i większe kompetencje administracyjne, wzywała do wzmożonych prac wszystkie siły polityczne. Jednym z jej największych osiągnięć było uformowanie kadry administracyjnej, oświatowej i sądowniczej dla przyszłej Polski.
– Jako członek Rady abp Kakowski najwięcej zdziałał na polu Kościoła – mówi Tomasz Chojnacki. – Mówił, że w wolnej Polsce musi być tolerancja religijna. Zabiegał o przysłanie do Warszawy nuncjusza papieskiego, jemu zawdzięczamy pierwociny konkordatu, powołał zręby Episkopatu, poparł tworzenie wyższych szkół katolickich.
Na gruncie odzyskiwanej niepodległości wygrały także kobiety. Te działające w Warszawie zwołały we wrześniu 1917 r. Zjazd Kobiet Polskich, który obradował w budynku Towarzystwa Higienicznego. Domagał się on przyznania kobietom w przyszłej ordynacji wyborczej do samorządu czynnego i biernego prawa wyborczego oraz deklarował, że udział kobiet w delegacjach miejskich powinien być „niezwłocznie urzeczywistniony, gdyż prawnie nic temu nie stoi na przeszkodzie”. Uchwała wspominała wyłącznie o samorządzie tylko dlatego, że w tamtym czasie nie było jeszcze innych polskich ciał przedstawicielskich. Działania kobiet jako kurierek, „dromaderek” przenoszących materiały wybuchowe, wywiadowczyń, które wespół z działaniami wojska, polityków i Kościoła doprowadziły do odzyskania wolności – potwierdzały obawy cara Mikołaja: „Lękam się kobiet! Ten szatański naród zawsze działał przez nie”.
Artykuł na podstawie referatów wygłoszonych podczas zorganizowanej przez IPN konferencji „Warszawiacy wobec niepodległości”, 18 pażdziernika. Tygodnik „Idziemy”był patronem medialnym konferencji.