Tak, life is brutal, czasem jest pod górkę, coś boli i uwiera, ale trzeba z tym żyć.
fot Phil Nguyen | pexels.comCzytałam ostatnio wywiad z kobietą, która zajmuje się życiowym doradzaniem (life coaching) dzieciom milionerów w USA. Nie jesteśmy milionerami, przynajmniej nie wszyscy, lecz niektóre jej spostrzeżenia mogą pomóc również nam. Aprajita Anand twierdzi, że jakkolwiek zdrowa świadomość własnych emocji jest ważna, nieustanne „pogrążanie się” w nich szkodzi, sprawiając, że mamy mniej pozytywnej energii do podejmowania działań mogących poprawić sytuację. Nie wolno oczywiście w sposób bezduszny deptać uczuć dzieci, ale też, jeśli są one nadmiernie „dopieszczane”, często zwykłe, codzienne wyzwania i przeciwności urastają do rangi katastrofy, co z kolei rodzi lęki, poczucie życiowej klęski, od której ucieczką bywa świat wirtualny lub używki. Tak, life is brutal, czasem jest pod górkę, coś boli i uwiera, ale trzeba z tym żyć. Czy usuwając sprzed stóp pyłki i „ojojkając” nad każdą ranką, nie sprawiamy, że nasze dzieci stają się delikatne jak życiowe mimozy?
„Dodatkowo wielu moich klientów przyjmuje postawę ofiary, ponieważ wierzą, że są zdani na pastwę bezlitosnego świata” – mówi Anand. Ile razy, zamiast skłaniać dzieci do refleksji, co powinny zmienić, w czym się poprawić, aby rozwiązać problem lub dostosować się do obowiązujących norm, chcemy, by to świat kręcił się wokół nich, dopasowywał i doceniał. Osoba nauczona żyć w ten sposób winy szuka wszędzie, tylko nie w sobie. Pewna pani psychiatra opowiadała, że to, czy dany pacjent jest na drodze do wyzdrowienia, poznaje po tym, czy w jego narracji cały świat jest winien jego problemów, czy też zaczyna dostrzegać również swój udział i zastanawiać się, co on może zrobić, by je rozwiązać.
Inna rada, której udziela swoim młodym klientom Anand, to „dbaj o innych”, bo „czas spędzony na myśleniu o sobie może być wyczerpujący”. Wiemy, że najbardziej nieszczęsnymi osobami na świecie są egoiści, wciąż szukający przede wszystkim własnego zadowolenia. Przeważnie nigdy go nie znajdują. Czy staramy się rozmawiać o tym z naszymi dziećmi i własnym przykładem pokazywać im najkrótszą drogę do szczęścia, polegającą na dbaniu o szczęście innych? Pewnie nie odziedziczą po nas milionów, ale mogą dostać coś lepszego: kilka prostych, lecz wartych więcej niż jakiekolwiek pieniądze reguł, które pomogą im w budowaniu sensownego życia.