14 lutego
piątek
Cyryla, Metodego, Walentego
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Wigilia na stepie

Ocena: 0
557

Cztery tysiące kilometrów dzieli Warszawę i kazachstańską stolicę Astanę. Ale Polacy żyjący w tym odległym środkowoazjatyckim kraju starają się obchodzić Wigilię i Boże Narodzenie tak jak ich rodacy nad Wisłą.

fot. ks. Zbigniew Bigda

Kiedy Polacy się tam zjawili, przesiedleni blisko dziewięćdziesiąt lat temu z Ukrainy, musieli swoją wiarę ukrywać. Dziś mogą się modlić i świętować, choć nie wszystkie tradycje udaje się zachować.

 


CZAS ZIEMIANEK I KOMENDANTURY

W 1936 r. tysiące Polaków musiało opuścić żyzne ziemie centralnej Ukrainy, by trafić na niegościnne stepy Azji Środkowej. O deportacjach zdecydowano w Moskwie. Nasi rodacy zostali uznani za „niebezpieczny element”, który musi zostać usunięty z szerokiego pasa wzdłuż granicy Ukraińskiej SRR i Polski.

Tak opowiadał o tych wydarzeniach Dmitryi Panto, repatriant z Kazachstanu, w pracy nadesłanej na konkurs zorganizowany przez Fundację Joachima Lelewela: „Jesienią 1936 r. do mieszkania moich dziadków zapukali żołnierze NKWD, który rozkazali im spakować potrzebne rzeczy. Pozwolono im zabrać ze sobą krowę. Na stacjach ludzie starali się zdobyć coś do jedzenia, coś ugotować, wyprać pieluszki, zobaczyć bliskich zamkniętych w innych wagonach oraz napoić bydło. Po około miesięcznej podróży pociąg zatrzymał się na stacji Tajynsza. Babcia wspominała, że z Tajynszy transportowano ich bryczkami albo samochodami. Moja rodzina została przetransportowana ok. 70 km od Tajynszy, w miejsce, gdzie później powstała wieś Krasnodolsk. Jedna z 37 wsi, które powstały podczas deportacji w 1936 r…

Kiedy przyjechali tam jesienią, ci ludzie, którzy zostali deportowani wiosną, zaczęli już ujarzmiać dziką naturę. Pradziadek dołączył do ich pracy. Zamierzali wspólnie skończyć budowę ziemianek z samanu [suszone cegły z gliny i słomy – red.] przed srogą zimą, jednak nie wszystkim się udało. Część rodzin spędziła zimę w wojskowych namiotach, które rozstawili enkawudziści. Pierwszy rok w Kazachstanie kojarzył się babci z dużą umieralnością niemowląt i małych dzieci. Po srogiej zimie cała ludność zaczęła oswajać nigdy nie zagospodarowaną ziemię.

Po wojnie, do 1956 r., wszyscy mieszkańcy Krasnodolska i sąsiednich wsi podlegali komendanturze. Bez zgody komendantury nie wolno było się przemieszczać – do sąsiedniej wsi, do lekarza ani do sklepu. Po odwołaniu komendantury jakość życia we wsi się polepszyła, ludzie mieli większą swobodę.

Księża zjawili się na tych ziemiach dopiero w połowie lat pięćdziesiątych. Do tego czasu ludzie gromadzili się w domach i modlili się różańcami oraz klęcząc przed tymi obrazami, które zdołali zabrać ze sobą w czasie deportacji. A księża przyjeżdżali bardzo późno w nocy, odprawiali Msze Święte oraz udzielali wszystkich sakramentów świętych. Odjeżdżali wcześnie rano…”.

Jak w takich warunkach myśleć o Bożym Narodzeniu? Z pewnością było to bardzo trudne. Ale o świętach nigdy nie zapominano.

 


BABCIE WE WSPOMNIENIACH

O wierze, a więc także o Bożym Narodzeniu, pamiętali przede wszystkim starsi, zwłaszcza kobiety. Stąd we wspomnieniach z reguły pojawiają się babcie – własne czy cudze, ale przede wszystkim takie, które znały modlitwy lub przynajmniej miały modlitewniki. Jeszcze dziś można spotkać w Kazachstanie starsze kobiety, które na co dzień mówią z rosyjska po ukraińsku, ale potrafią po polsku wyrecytować cały modlitewnik…

– Od kiedy tylko pamiętam, Wigilię obchodziliśmy. I w zasadzie był to dla nas jedyny dzień Bożego Narodzenia – opowiada Nina Metelska, repatriantka, w Kazachstanie pochodząca z miejscowości Szortandy, ok. 50 kilometrów od Astany, a dziś żyjąca pod Warszawą. – Kiedy byłam mała, nikt nawet nie marzył o kościele w Szortandach, a księża na Boże Narodzenie raczej nie przyjeżdżali. Zbieraliśmy się u babci, a potem u kogoś innego z rodziny, modliliśmy się – mówi.

Repatriant, który w Polsce jest od pięciu lat, były wiceprezes Związku Polaków w Kazachstanie Oleg Czerwiński, pochodzi ze wspomnianej już Tajynszy. – Mieszkałem tam szesnaście lat. Wtedy nazywała się Krasnoarmiejsk – opowiada. – Kiedy miałem pięć, sześć lat, babcia zabrała mnie na Mszę, odprawianą potajemnie w domu. Takie Msze organizowane były właśnie przez babcie. Dopiero gdy byłem w szkole średniej, stały się półoficjalne. A po upadku ZSRR, gdy pojechałem na studia do Ałma Aty, Kościół zaczął odradzać się zupełnie jawnie.

Jak mówi, na Wigilię zawsze był opłatek. – Nie wiem skąd, z pewnością nielegalnie dostarczali go księża. U babci był zwykle niewielki skrawek opłatka i dzieliliśmy się nim, odrywając maleńkie kawałeczki. Dziś oczywiście nie ma z tym żadnego problemu, opłatki mamy, zresztą ludzie jeżdżą do Polski i przyjeżdżają z Polski, mogą więc opłatki przywieźć.

Wspomina, że starali się zachowywać polskie obyczaje. – Ale na przykład nie wiedzieliśmy nic o Adwencie. O tym usłyszałem dopiero w Polsce – podkreśla. – No i nie mogliśmy mieć takich samych dań jak na przykład w Warszawie. Skąd w Tajynszy wziąć karpia? Trzeba było zadowolić się inną rybą. Ale choinki dekorowaliśmy.

 


DROGA PO TOCZKACH

Do Pierwomajki z Astany trzeba jechać na zachód. Można dobrą drogą, pod warunkiem że tuż przed Pietrowką da się skręcić w lewo i przejechać przez rzekę Iszym. Na wiosnę, po roztopach, droga jest zazwyczaj nieprzejezdna, ale potem przeważnie ją naprawiają. Jest też i druga droga, kręta i wyboista, „po toczkach”, czyli „po punktach”. Mija się wtedy liczne wioski. Kiedy Polaków przywożono na step, zastawali wbity w ziemię słup z napisem „Toczka” i numerem. W toczce 10 powstała

późniejsza Kamianka, 11 – Kamyszenka, 12 –Pierwomajka, 13 – Łozowoje, 14 – Priiszymka. NKWD planowało jeszcze trzy toczki, ale nastała zima i zrezygnowano z tego pomysłu. W niektórych toczkach przybysze zastawali dwie długie ściany z samanu, wybudowane przez więźniów przywiezionych z łagru. Dzielili je na izby wielkości 3 na 5 metrów, każda była oddzielnym „domem”, w którym żyła jedna lub dwie rodziny.

Dziś Pierwomajka to spora wieś, licząca ponad tysiąc mieszkańców. Zajmuje dość duży teren, bo inaczej niż w Polsce ziemi jest tu pod dostatkiem. Jak ktoś chce postawić nowy dom, może niemal dowolnie wybrać miejsce. Dokoła widać całkowicie płaski step, pusty aż po horyzont. Bez jednego drzewa.

We wsi jest kościół, a w zasadzie przebudowana na kościół chata. Jest Dom Polski, w którym ma siedzibę polska organizacja. Funkcjonuje też dobrze wyposażona szkoła i przedszkole. Kiedy ten numer tygodnika „Idziemy” oddawaliśmy do druku, wieś wyglądała wręcz bajkowo, cała pokryta śniegiem – widać to na zdjęciach, które dostaliśmy od tamtejszych Polaków. Temperatura minus 23 stopnie, jaka panuje w Pierwomajce, to w Kazachstanie nic szczególnego; jak opowiadają miejscowi, temperatura minus 35–42 stopnie utrzymuje się zaledwie przez tydzień, a potem jest tak jak obecnie. Kiedyś silny mróz trzymał bardzo długo, bo zima w Kazachstanie trwa od września do maja. W pozostałych miesiącach jest lato.

– W naszych wioskach, w których mieszkamy, potomkowie deportowanych zachowali kulturę i tradycje naszych przodków – opowiada Rusłana Sniegurska, szefowa polskiej organizacji. – Na Boże Narodzenie zawsze ubieramy choinkę, a 24 grudnia, w Wigilię, kiedy na niebie pojawia się pierwsza gwiazda, cała rodzina zbiera się u starszych, u rodziców w domu. Pamiętamy, aby na stole było dwanaście dań chudych, bez alkoholu. Zawsze stawiamy jedno nakrycie dla Pana Boga. Na stole zapala się świeca, a na sianie leży opłatek. Po wieczerzy idziemy do kościoła na Mszę. A następnego dnia świętujemy Boże Narodzenie, dajemy prezenty. Odwiedzamy znajomych, przyjaciół. Świętujemy jak w Polsce.

 


PASTERKA W KATEDRZE

Spędzając Boże Narodzenie w Astanie, można poczuć się niemal jak w Polsce: do tamtejszej katedry przed północą 24 grudnia spieszą wierni na pasterkę, już po spędzonej z rodzinami wieczerzy wigilijnej. Podobnie jest w Ałma Acie i innych miastach, a także w polskich wsiach. Może zabraknąć karpia – ale będzie opłatek, którym dzielą się żyjący tam wciąż Polacy, czyli ponad 30 tys. osób.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Dziennikarz, analityk spraw międzynarodowych, doktor nauk społecznych, adiunkt na uczelni Vistula w  Warszawie


redakcja@idziemy.com.pl

- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 14 lutego

Piątek, V Tydzień zwykły
Święto świętych Cyryla, mnicha, i Metodego, biskupa - patronów Europy
+ Czytania liturgiczne (rok C, I): Łk 10, 1-9
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
Nowenna do św. Rocha 6-14 II

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter