19 kwietnia
piątek
Adolfa, Tymona, Leona
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Wojtyła właśnie odjechał

Ocena: 5
2588

Zacznę moją opowieść od naszego polskiego papieża. Dopadły mnie te wspominki akurat teraz, gdy zima jeszcze odejść nie ma zamiaru, mimo że marzec już zawitał i słonko częściej nam towarzyszy. Może dlatego właśnie ks. Karol Wojtyła kojarzy mi się z marcem?

fot. ks. Henryk Zieliński/Idziemy

Przez lata wyjeżdżałam w góry nie po to, aby „ponartować”, ale żeby odetchnąć u urszulanek szarych na Jaszczurówkach. Ich dom upodobał sobie ksiądz – potem biskup i kardynał – Karol Wojtyła i przez wiele lat przyjeżdżał – w zimie na narty, a zawsze pooddychać świeżym górskim powietrzem. A przede wszystkim, żeby naładować serce niezwykłym klimatem życzliwości i dobroci. Ja na Jaszczurówki jeździłam w podobnych zamiarach. Tak się dziwnie jednak składało, że nigdy nie spotkałam ani nie poznałam osobiście krakowskiego biskupa… Zawsześmy się mijali!

Siostra Teresa Batogowska, którą poznałam, kiedy zaczęłam przyjeżdżać z chorą na gościec córką, zawsze mnie witała okrzykiem, że „Wojtyła już był” albo: „Wiesz, Wojtyła właśnie odjechał! ”. Za to z s. Teresą zaczęła mnie łączyć niezwykła przyjaźń, która trwa do dziś.

Siostra Teresa była przez wiele lat ochmistrzynią na Jaszczurówce. Wstąpiła do zakonu dopiero po skończeniu studiów ogrodniczych na warszawskiej SGGW. Świadoma swojego wyboru, z oddaniem wypełnia zakonną misję. Zarządzała ogrodem i jego plonami, z których siostrzyczki robiły różne potrawy i przetwory, pyszne soki i galaretki, a ich smak do dziś wspominam. Wystarczyło się do s. Tereski przytulić, a już sama dobroć na ciebie spływała! Wszystkim było wiadomo, że siostrzyczki zajmują się rodzinami wielodzietnymi, wynajmując im kwatery w swoim drewnianym domu, prowadzą przedszkole i w rozmaity sposób dopieszczają swych gości-turystów, także opowieściami o swoim niezwykłym Gościu. Nic dziwnego, że i ja pokochałam siostrzyczki, całym swym wdzięcznym sercem – i kocham je aż do dziś.

Aż wierzyć się nie chce, że był czas – oj, dawno, dawno temu – że wcale urszulanek szarych nie znałam, dzieci miałam małoletnie i często spędzaliśmy wakacje w Lichajówkach, między Murzasichlem a Małym Cichym. Ksiądz, marianin, ówczesny katecheta moich dzieci, przebywający na księżowskich wakacjach, zaprosił nas na niezwykłą Mszę Świętą, którą miał zamiar odprawić pod gołym niebem na Rusinowej Polanie. Pamiętam pasterską kolibę, gdzie mieliśmy nocny przystanek, ognisko, którego rozpaleniem zostałam obarczona, i ciekawe rozmowy, wyjaśnienia gnębiących nas problemów przez naszego księdza, przyjaciela i powiernika. W szałasie zrobiło się w końcu ciepło, wygodnie i cicho. Na zewnątrz zaś panowała chłodna noc i roziskrzone sierpniowe niebo. O świcie wlokłam się niewyspana, z przemoczonymi rosą nogami i niezadowolona z tej całej górskiej przygody. Jednakże kiedy zaczęła się Msza, gdy zaczęliśmy śpiewać pieśni, zapomniałam o zmęczeniu i przemoczonych nogach. Spory głaz, przykryty białym obrusem, odgrywał rolę ołtarza. A kiedy pierwsze promienie słońca przebiły się ze Słowacji na naszą stronę Tatr i zalały wszystko swym blaskiem, czuliśmy, że całe zło świata gdzieś znika, że już odtąd wszystko będzie dobre, i my sami również. To wydarzenie było dla nas wielkim przeżyciem, skoro pamiętam je do dziś.

Pełne te nasze Tatry rozmaitych historii… Czas już więc na jedną z tych, które słyszałam od kochanej s. Teresy Batogowskiej. Oto zimą ks. Wojtyła wpadł na chwilę do Jaszczurówek. Wciągnął swój ulubiony sweter, przypiął narty i poszusował przed siebie. Tyle tylko, że nie przełożył do kieszeni żadnych dokumentów! Po godzinie tak sypnęło śniegiem, że na parę kroków nic nie było widać i biskup stracił orientację. Kiedy nieświadomie przekroczył granicę, czujni żołnierze wypatrzyli intruza, zgarnęli i zaczęli przepytywania. Pytają o nazwisko – mówi, że Wojtyła. Pytają o zawód – mówi, że biskup. Ot! Natrząsa się z nich ten – niby – biskup! Źli się zrobili, napastliwi. „Takich biskupów to my znamy” – mówią. Karol Wojtyła miał wielkie poczucie humoru, więc leciutko się uśmiecha i mówi, żeby zadzwonili do Krakowa, do kurii, to się wszystko wyjaśni. Na wszelki wypadek dzwonią. No i wszystko się potwierdza! Jest już i gorąca herbata, by się biskup nie przeziębił, i przeprosiny na koniec. Jest i łącznik, który wyprowadza biskupa na prostą drogę do Jaszczurówek, by znów nie pobłądził! A tam przerażone długą nieobecnością siostrzyczki wręcz odchodzą od zmysłów. Ale wszystko ma swój dobry koniec! I cieszę się, że mogłam tę sympatyczną historyjkę opowiedzieć czytelnikom „Idziemy” w ostatnie dni tej zimy.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 19 kwietnia

Piątek, III Tydzień wielkanocny
Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije,
trwa we Mnie, a Ja w nim jestem.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 52-59
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter