Ktoś powiedział kiedyś, że jeśli nie ma się czasu, to powinno się go sobie wziąć. Stwierdzenie to, aczkolwiek zgrabne, gotowa byłabym uznać za absurdalne, gdybym lwiej części mojego czasu w ciągu ostatniej dekady nie spędziła z małymi dziećmi.
One bowiem dokładnie to praktykują: biorą sobie czas, gdy go potrzebują. W dowolnej ilości. Może dlatego, w odróżnieniu od dorosłych, zawsze go mają – w potocznym tego znaczeniu – ponieważ go nie mają – w sensie posiadania. Czasu nie odmierzają, nie gonią, nie nadrabiają ani nim nie zarządzają. Do głowy im nie przyjdzie, że coś takiego jak czas może do nich należeć. I chociaż jeszcze przed ukończeniem drugiego roku życia z upodobaniem i dziką wręcz stanowczością potrafią mówić owszystkim: „To moje!”, nigdy nie powiedzą: „To mój czas!”.
Kto z kim przestaje... Siłą więc rzeczy mama także musi się uczyć brać sobie czas. Tym więcej, im mniej go – według ogólnie przyjętych prawideł – ma. Dzieje się to niezauważalnie, gdzieś między czytaniem książeczek z obrazkami, lepieniem babek z piasku, budowaniem Parku Skaryszewskiego z klocków, gotowaniem zupy z liści bzu, obserwowaniem mrówek, biedronek, gołębi, a ostatnio chomika. Nowy lokator naszego domu i dziecięcych serc stanowi wdzięczny materiał do ćwiczeń. Ma futerko o osobliwym umaszczeniu, wypukłe oczy i drobne, różowe pazurki. Wchłania każdą ilość pokarmu. Rzeczywiście ją chomikuje – w workach policzkowych i w kącie swojego domku. Najbardziej lubi ziarna słonecznika, łuska je z chrzęstem w imponującym tempie. Bardzo ruchliwy, biega po tysiąc razy w tę i we w tę, przekopuje ściółkę. Po co? Myje się, staje słupka, podchodzi blisko prętów klatki, węsząc porusza wąsikami i popatruje ku nam równie uważnie, co my ku niemu. I kiedy tak siedzę razem z dziećmi, obserwując z nimi – i po trosze dla nich – chomika, choć właściwie powinnam koniecznie robić coś innego, na przykład pisać felieton, okazuje się, że i dla mnie trochę czasu się znajdzie.
Bo znów się okazuje, że czas należy do rzeczy podobnych do miłości: ma się je, kiedy się je daje.