Ten, kto zdradził, musi wykonać solidną pracę, by pomóc współmałżonkowi w przeżyciu jego bólu – mówi o. Mirosław Pilśniak OP, duszpasterz małżeństw i rodzin, w rozmowie z Ireną Świerdzewską.
Czy są takie miejsca i czasy, kiedy szczególnie jesteśmy narażeni na niedochowanie wierności w małżeństwie?
Wakacje niosą niebezpieczeństwo zdrady, także w małżeństwach, które zakładają wierność sobie i uznają to za wartość. Niebezpieczeństwo wiąże się z wyjściem z pewnej rutyny. W ciągu roku każdy dzień małżeńskiego życia wypełniony jest gęsto zadaniami. Jest to męczące, a z drugiej strony stwarza pewne ramy, sprawia, że nie ma okazji i czasu na szukanie przygód. Kiedy zatrzymuje się codzienna gonitwa, to nagle pojawia się pustka, która domaga się zapełnienia. Nie tylko w wakacje, ale w każdym czasie, kiedy skończyliśmy jakieś zadanie, a jeszcze nie zaczęło się następne, rodzą się emocje domagające się zaspokojenia. Opanowuje nas frustracja i jakieś oczekiwanie na przeżycie szczęścia. Łatwo wtedy wpaść w oglądanie pornografii czy autoerotykę. Podczas wakacji, wybici z codziennej rutyny, oczekujemy, że wydarzy się coś, co będzie dla nas atrakcyjne, przyjemne, właściwie świat powinien nam to zapewnić. Jesteśmy gotowi do realizacji takiego scenariusza, mając poczucie, że jeśli tak się nie stanie, to będziemy podwójnie sfrustrowani.
W wielu okolicznościach spotkamy osoby, dla których wierność naszym wartościom nie jest normą. Ludzi, którzy będą chcieli trafić na chwilę naszej słabości i wykorzystać ją według swojego planu.
Rozmiękczaniu kręgosłupa małżeńskiej wierności mogą sprzyjać też wyjazdy bez współmałżonka, jak na przykład do sanatorium czy na tzw. wyjazdy integracyjne z pracy albo do miejsc typu SPA.
Są małżeństwa, które wyjeżdżają osobno, żeby „żona odpoczęła od męża, mąż od żony”, a każdy w miejscu, które lubi…
Czas wakacji należałoby zaplanować w ten sposób, żeby znaczną jego część spędzić razem. Jeśli małżonkowie z miesiąca urlopu spędzą dwa–trzy tygodnie na wspólnych rodzinnych wyprawach, wycieczkach, czy nawet urlop spędzą w domu, ale wspólnie, twórczo i ciekawie, to jest to właściwa proporcja. Nie musimy zawsze mieć nadzwyczajnego wyjazdu – bardzo kosztownego czy do odległego miejsca, gdzie połowę czasu zabiera podróż. Pamiętam wakacje z rodzinami, kiedy małżonkowie mieli czas na swoje hobby. Któryś z panów przeznaczał 2,5 godziny dziennie na ulubiony sport – bieganie – a oprócz tego rodzina spędzała 8 godzin na wspólnych wyprawach, zabawach, grach. To było twórcze i pokazywało wzajemne zaufanie i afirmację. Realizacja hobby też jest źródłem siły dla człowieka.
Kiedy powinna zapalić się czerwona lampka, że dana sytuacja robi się ryzykowna?
Historie zdrad i niewierności często zaczynają się niewinnie i banalnie, w otoczce dobra. Małżonek spotyka osobę, która wydaje się zagubiona, delikatna, potrzebująca ochrony i wsparcia i na początek wystarcza jej obecność i życzliwość. Diabeł pracuje nad nami subtelnie, w białych rękawiczkach. Zjawia się w okolicznościach, kiedy jesteśmy podatni na jego podszepty – przecież chętnie spotkalibyśmy kogoś, kto jest piękny, delikatny, wrażliwy i w dodatku potrzebuje naszej pomocy.
Czy osoba znajdująca się w takiej sytuacji powinna o tym rozmawiać ze współmałżonkiem?
Życie w pełnej małżeńskiej relacji więzi i zaufania zakłada, że mąż powie żonie: „Wiesz, spotkałem taką kobietę, opowiadała, jak jest jej ciężko w życiu, zostawiłem jej słowa otuchy, ale nie planuję dalej z nią rozmawiać”. Jednym zdaniem zamknąć całą sprawę. Upewnianie drugiego, tłumaczenie, że żadna zdrada za tym się nie kryje, może tylko wzbudzić wzajemne podejrzenia i popychać do ukrywania przed sobą nawzajem trudnych spraw. Jeżeli małżonkowie zbudowali między sobą fundament zaufania, mogą żartować: „Czy tamta przygoda już się zakończyła?”. Ale jeśli nie zbudowali między sobą fundamentu zaufania, to takie żarty mogą być karkołomne.
Natomiast ukrywanie w tajemnicy tego typu spotkań sprzyja dalszemu działaniu diabła, który będzie pokusę rozwijał i podpowiadał: „Nie możesz powiedzieć o tym spotkaniu współmałżonkowi, musisz go chronić dla jego dobra, żeby się nie denerwował i nie niepokoił”. Kto ulega tym podszeptom, ten jest na dobrej drodze, żeby iść dalej ścieżką w stronę zdrady. Rozwija się spisek tajemnicy przed współmałżonkiem i tu zaczyna się prawdziwe niebezpieczeństwo.
A kiedy zaczyna się zdrada?
Obecnie wiele osób nie podziela chrześcijańskiej wizji seksualności. Zbanalizowanie seksualności, sprowadzanie do sfery przyjemności czy fizjologii, czemu hołdują współcześni „ewangelizatorzy seksu”, sprzyja traktowaniu seksu jako przeżycia tylko na płaszczyźnie fizjologicznej, stąd sprzyja też zdradom.
Fizyczna zdrada, czyli przejście na poziom erotyki, czułości czy też podjęcie współżycia, jest dramatycznym znakiem zdrady, ale nie jedynym. Istnieje wiele poziomów zdrad. Najpospolitszy to taki, kiedy mam z jakąś osobą wspólną tajemnicę, którą ukrywam przed współmałżonkiem. Ta osoba staje się dla mnie natchnieniem w rozwiązywaniu trudnych spraw. To może oznaczać wzajemną fascynację, co jest już niewiernością.
Uważam, że większą szkodę w małżeństwie niż zdrada fizyczna, będąca chwilą słabości, czyni psychiczne odejście od współmałżonka, porzucenie go, życie obok siebie, brak budowania więzi. Nie trzeba wyjeżdżać na wakacje, żeby zdradzać. Zdalne kontakty przez internet, media społecznościowe, owocujące silnym zaangażowaniem emocjonalnym, także są zdradą współmałżonka.
Jak wracać do małżonka, kiedy doszło do zdrady? Zaczynać od wyjawienia prawdy?
Niechrześcijanin w zanadrzu ma chyba tylko zemstę, czyli wyrównanie rachunków. Chrześcijanin ma do dyspozycji cudowny środek, jakim jest przebaczenie, czyli stworzenie świata i naszej miłości na nowo, poprzez przepraszanie i pojednanie. To siła, której prawie nie zna świat bez Chrystusa.
Nie o wszystkim zawsze trzeba mówić współmałżonkowi, np. kiedy w myślach, przez moment staliśmy się niewierni, zapatrzyliśmy się na kogoś. Nie warto wtajemniczać w takie niewierności współmałżonka, bo stworzylibyśmy jakąś histerię wokół naszych myśli. Świadomy powrót, czynienie dobra, gesty życzliwości i dobroci, które odbudowują więź, to też jest forma przepraszania.
Jeżeli wydarzyło się coś, co druga osoba ocenia jako zdradę, to potrzebna jest rozmowa, przepraszanie i powrót do więzi małżeńskiej.
Jak wtedy ma się zachować zdradzony współmałżonek?
Należy nauczyć się stawiać pytania: „Jak ja mam teraz budować za ciebie relacje, żebym nie był w panice, że tracę kompletnie oparcie w tobie? Jak poradzisz sobie w przyszłości w sytuacji zagrożenia kolejną zdradą?”. Ten, kto zdradził, ma nauczyć się odpowiadać na te pytania przekonująco i odpowiedzialnie. Nie może mówić: „Nic się nie stało, twój brak zaufania mnie pogrąża, niepotrzebnie domagasz się czegoś ode mnie”. Musi być zachowana proporcja: kto jest krzywdzicielem, a kto ofiarą. Konieczna jest w relacji prawda. Skrzywdzona osoba musi nauczyć się stawiać pytania i towarzyszyć drugiemu w odzyskiwaniu wierności. Miejmy świadomość, że przebaczanie, pojednanie, powracanie do wierności to jest szeroki temat. Dotyczy codziennego życia, nie tylko sytuacji zdrady. Jeśli nie przebaczamy sobie na co dzień, to nie poradzimy sobie w sytuacjach nadzwyczajnych, jakimi są zdrady małżeńskie.
Jak stronie skrzywdzonej może pomóc małżonek, który zdradził?
Ten, który zdradził, musi wykonać solidną pracę, by pomóc współmałżonkowi w przeżyciu jego bólu, poczucia braku wartości, niepewności, lęku. Ma być teraz tym, który leczy bolące miejsca. Miałem kontakt z wieloma osobami, które znalazły się w takiej sytuacji. Zdradzeni przeżywają morze bólu i cierpienia. Potrzebują mocnego wsparcia.
Co robić, kiedy poczucie skrzywdzenia ciągle wraca?
Jeżeli potrafimy ze sobą rozmawiać o codziennych doświadczeniach, niezadowoleniu czy wybuchach złości, to powinniśmy także potrafić rozmawiać o emocjach, które towarzyszą nam po zdradzie. Nawet uprzedzić: „Słuchaj, ja teraz mogę źle zachować się wobec ciebie, stracić panowanie nad sobą, bo pamięć o zdradzie tak mnie dotyka i tak boli”. Lecząca może być odpowiedź drugiej strony: „Wiem o tym i przyjmuję to, że czasami będziesz mnie ranić swoim zachowaniem”. Jeśli małżonkowie potrafią ze sobą rozmawiać i być ze sobą na poziomie dialogu, to łatwiej przejdą przez taką sytuację. Jeżeli nie będą potrafili rozmawiać ze sobą, będą ukrywać swoje bóle, nieść je w skrytości, to ten ciężar będzie wyrządzał im coraz więcej krzywdy. W przypadku braku poprawy relacji mimo starań warto, by małżonkowie zwrócili się po pomoc do specjalisty.
A czy to dobry pomysł, by żona rozmawiała o zdradzie z koleżanką?
Wrażliwość moralna podpowie, kiedy przekraczamy granice wierności małżeńskiej, a kiedy uczciwie staramy się znaleźć pomoc u zaufanej osoby. Jeśli spotykam się sam na sam z taką zaufaną osobą i z góry określimy ramy tej rozmowy: „Słuchaj, chciałabym naradzić się z tobą, bo sama już nie wiem, co o tym myśleć”, to nie naruszam wtedy zasady wierności. Jeżeli zdrada małżeńska staje się przedmiotem debaty koleżanek z klubu, to sądzę, że jest to naruszenie wierności i jakiś odwet.
Jak odbudowywać więź małżeńską po zdradzie?
Jeżeli ma miejsce szczera rozmowa między małżonkami, to ona już rozpoczyna nowy etap życia małżeństwa. Dla przykładu Ruch „Spotkania Małżeńskie” prowadzi program rekolekcyjny stwarzający okoliczności do dobrej rozmowy. Mogą być oczywiście inne, podobne programy, które dają takie możliwości. Jeżeli wydarzyła się zdrada, to znaczy, że czegoś brakowało w relacji małżonków. Zdrada próbowała wypełnić jakąś pustkę, diabeł wykorzystał doświadczenie jakiegoś braku, uderzył i pomógł stworzyć okoliczności do zdrady. Ważne, by małżeństwo odbudowujące wzajemną relację prowadziło dialog głębszy niż wcześniej. Jak długą drogę muszą przejść w tym procesie, dokładnie nie wiadomo, zapewne kilkuletnią. Spotkałem ostatnio kogoś, kto był 10 lat po sytuacji zdrady. Dało się zauważyć, że jest to osoba po przejściach – jakiś wewnętrzny ból pozostaje, ale wróciła radość bycia w małżeństwie. Dzięki pomocy Bożej potrafimy wyjść lepsi z kryzysów, z niewierności, ale zdrada nie jest narzędziem do budowania głębszej relacji. Nie powinna się wydarzyć.