Wielki talent, młody, ale już z sukcesami. Siatkarz, który przez lata może być podporą kadry. Dlaczego naszej? Bo w reprezentacji Kuby grać nie chce od dawna. W barwach swojego kraju zadebiutował jako... czternastolatek. Trzy lata później został wicemistrzem świata, ale przyszłości nie wiązał z krajem rządzonym przez dyktaturę braci Castro. W 2012 roku po turnieju finałowym Ligi Światowej opuścił wyspę i po rozpoczęciu współpracy z polskim agentem zaczął szukać szczęścia w Europie. Trenował z drużyną z Rzeszowa, ale grać nie mógł. Powrócił na parkiety w wielkim stylu i w ubiegłym sezonie poprowadził Zenit Kazań do triumfu w Lidze Mistrzów. Sam został uznany za najbardziej wartościowego gracza turnieju w Berlinie. Turnieju, w którym zagrały dwa polskie kluby, a nasi kibice kolejny raz na własne oczy zobaczyli, jak utalentowanym jest zawodnikiem. Doskonale widzieli to też Rosjanie, dlatego zaproponowali mu grę w swojej reprezentacji. Leon tę propozycję odrzucił.
Kubańczyk nie ukrywa, że bardzo podoba mu się w Polsce, ma tutaj dziewczynę i przyszłość chce związać z naszym krajem. Jeszcze w tym miesiącu powinien otrzymać polskie obywatelstwo. A to oznacza, że droga do naszej kadry jeszcze się skróci. Przepisy mówią wprost – od momentu otrzymania paszportu muszą minąć dwa lata, by siatkarz mógł zagrać w nowych barwach. Ten czas może być krótszy, bo w przyszłym roku specjalna komisja światowej federacji siatkarskiej może podjąć decyzję o skróceniu karencji. Wszystko przebiega więc zgodnie z prawem. Pytanie jednak, czy Leon jest naszej reprezentacji niezbędny. Ma warunki, by zostać siatkarzem wybitnym. Temu nikt nie zaprzeczy. Trzeba jednak pamiętać, że my mamy reprezentację, która jest mistrzem świata. Mamy też niesamowicie utalentowaną młodzież. I ograniczanie jej wejścia do kadry poprzez naturalizowanie obcokrajowców, najbardziej nawet wyjątkowych, musi wzbudzić wątpliwości i może zasiać ferment. A to, na rok przed igrzyskami w Rio de Janeiro, naprawdę nie jest nam potrzebne do szczęścia.
Mariusz Jankowski |