Bardzo nie lubię takich wiadomości. Nigdy ich nie lubiłem, chociaż przecież w moim zawodzie niektórzy właśnie z tego żyją.
fot.freepikCzasy są takie, że teraz to sensacja, porażka, potknięcie lub czyjaś wpadka najlepiej się sprzedają i klikają. A jednak u mnie, w moim podejściu nic się nie zmieniło. Nigdy na siłę nie szukałem sensacji, żeby mieć fajny temat. Przez całe życie nie lubiłem wieści, które spadają jak grom z jasnego nieba. A właśnie taką wiadomością była ta o zawieszeniu Igi Świątek w związku z wykryciem w jej organizmie niedozwolonej substancji.
Dowiedzieliśmy się o tym dopiero teraz, a to właśnie z tego powodu Polka wycofała się z turniejów w Seulu, Wuhan i Pekinie. Ta informacja mną wstrząsnęła. Podobnie jak dawniej szokowały mnie inne historie z dopingiem w tle dotyczące wielkich postaci światowego
sportu. Nie chcę tu wymieniać kolejnych nazwisk. Podobnie jak nie chcę i nie mogę wrzucać Igi do jednego worka z ludźmi, którzy doping brali świadomie i z premedytacją. Tutaj sytuacja jest inna. Świątek zakazanego środka nie użyła świadomie. Współpracowała z organami antydopingowymi. Przekazała do badań wszelkie suplementy, z których korzystała, oraz próbki włosów. Ostatecznie na jej korzyść przemówiło kilka elementów. Z tym najważniejszym – że każdy kolejny test był negatywny.
Oczywiście mam w głowie jedną, ważną myśl. Otóż niesamowicie mocno boli mnie fakt, że tygodniami byliśmy karmieni informacjami o potrzebie odpoczynku naszej zawodniczki, o wypaleniu i tak dalej. A w tle była sprawa dopingowa. Czy tak musiało się to odbywać? Tego nie wiem. Po prostu nie wiem. Wiem za to, jak bardzo Iga stara się być perfekcjonistką. I jak musi ją boleć, że brała lek przepisany przez lekarza, dopuszczony do użytku dla sportowców, a mimo to był on zanieczyszczony fabrycznie. Tego przewidzieć nie mogła. Nie jest jasnowidzką.
Nie chcę i nie będę osądzał jednej z najlepszych tenisistek na świecie. Niestety, inni będą to robić. Bo dostali na tacy łakomy kąsek. Zbudować wokół tego wszystkiego teorię spiskową? Aż się prosi. Zrobić szum medialny, który będzie trwał tygodniami? A dlaczegóż by nie? Opowiadać niestworzone historie? Jak najbardziej!
Martwi mnie coś jeszcze. Pamiętam o teorii, do której często wraca jeden z moich kolegów, bardzo doświadczony dziennikarz. Otóż według niego świat sportu dzieli się na złapanych i niezłapanych, a nie na tych, którzy są czyści i na dopingu. Zawsze, gdy te słowa przytacza, dochodzi między nami do sporu i kłótni. Być może jestem naiwny. Być może nie chcę przyjąć do wiadomości pewnych faktów. Być może… Ale swojego podejścia nie zmienię. Jeśli miałbym zgodzić się ze słowami kolegi, podpisać pod tym, że świat sportu jest światem dopingowych cwaniaków, to… nie wiem, co bym zrobił. Oznaczałoby to bowiem tylko tyle, że cała moja zawodowa praca i serce w nią wkładane są warte funta kłaków.