Zaczęło się od uniesionych ze zdziwienia brwi. Potem doszły lekkie drgnięcia powiek.
fot. PAP/EPA/JEON HEON-KYUNNiewiele później te drgania zaczęły się powtarzać. I były już efektem nie zdziwienia, ale zdenerwowania.
To wszystko zadziało się podczas niedawno zakończonych mistrzostw Europy piłkarzy ręcznych. Turniej organizowany na Węgrzech i na Słowacji chwilami przypominał kabaret. I to dość kiepski. Trudno wytłumaczyć, dlaczego akurat w tym momencie pandemia przerosła organizatorów. A przerosła. Nie trzeba sięgać po przykłady z innych reprezentacji. Wystarczy wspomnieć historie, które spotkały naszą kadrę. Jeszcze trzy godziny przed pierwszym meczem z Austrią nie było wiadomo, w jakim składzie i czy w ogóle Polakom uda się zagrać. Wszystko przez brak wyników testów. Historia się powtarzała do końca naszych występów. W międzyczasie nasi piłkarze ręczni zostali zerwani od stołów w trakcie śniadania. Powód? Testy. Jakby naprawdę nie dało się tego zaplanować. Tak zaplanować, by nie burzyć drużynie rytmu dnia. Rytmu niezwykle ważnego, bo problemem nie było samo przerwanie posiłku – to się nakładało na kłopoty z późniejszym treningiem, odnową biologiczną i tak dalej.
W dzisiejszych czasach to doprawdy zdumiewające, że w Bratysławie testy sportowców przeprowadzano na parkingu samochodowym. I znów – nie chodzi o to, że komuś korona spadła z głowy. Chodzi o poszanowanie pracy tych ludzi. Oni poświęcili wiele podczas przygotowań. Przez kilka tygodni dbali o swoje bezpieczeństwo. Wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że mistrzostwa mogą być loterią, bo czas jednak jest trudny i koronawirus nie tylko naszej drużynie krzyżował plany. Dlaczego jednak pozwolono na ten wielki bałagan organizacyjny?
Nie tylko Polacy po zakończeniu turnieju mówili o problemach. Z wielu stron płynęły słowa złości, rozczarowania. I niemal każdy mówił o tym, że nigdy więcej w czymś podobnym nie chce brać udziału. Bo doceniając to, że udało się rozegrać mistrzostwa, nie wolno zapominać o tych wielu niedociągnięciach.
Wszyscy już wiemy, że z koronawirusem da się żyć i jednocześnie przeżywać sportowe emocje. Trzeba jednak dołożyć starań, by zawodnicy mieli w miarę komfortowe warunki przygotowań oraz odpoczynku. Tym razem tego zabrakło.
W czasie trwających zimowych igrzysk olimpijskich temat bezpieczeństwa i zdrowia też jest bardzo aktualny. I na pewno go nie unikniemy. Mam jednak nadzieję, że żadnych wielkich drgań oraz tąpnięć związanych z pandemią nie będzie. Naiwniak ze mnie? Być może. Po prostu chciałbym, żeby powieki drgały mi z powodu sportowych emocji, a nie zdrowotnych zawirowań dotykających najlepszych olimpijczyków.