W tym roku niemal w tym samym czasie rozgrywane są mistrzostwa świata siatkarzy oraz mistrzostwa Europy koszykarzy.
To dobra okazja, by spojrzeć na te dyscypliny z polskiej perspektywy. Nie da się ukryć, że w naszym kraju są to dwa światy. Siatkówka to niemal sport narodowy, z bardzo silną ligą, mocną reprezentacją i znakomitą organizacją. Prawie wszystko na wielu płaszczyznach zapięte jest na ostatni guzik. Po prostu nie ma się do czego przyczepić. Inne dyscypliny, nie tylko koszykówka, mają czego zazdrościć i mogą brać przykład. Dobry przykład.
Za to pod koszem problemów nie brakuje. Kilka miesięcy temu kibice przeżyli srogi zawód, gdy reprezentacja rozczarowała w eliminacjach mistrzostw świata. Liga ma sporo problemów, w szkoleniu młodzieży też jest wiele do zrobienia. A gdy dodamy do tego przepychanki, do jakich dochodziło wokół reprezentacji, rezygnację z gry kapitana Adama Waczyńskiego czy braterski konflikt na linii Mateusz Ponitka–Marcel Ponitka, otrzymamy obraz, na którym nie brakuje poważnych rys. Nie ma więc przypadku w tym, że siatkarze liczą się w walce o medale, a koszykarze dziś mają problem, by dogonić najlepszych, choć jeszcze niedawno sięgnęli po ósme miejsce na świecie. To naprawdę są dwa światy. I proszę mi wierzyć, te różnice doskonale widać też na dole. Znam wielu rodziców, których dzieci trenują siatkę i kosza. Przekaz od nich płynący pokazuje te różnice. W siatkarskich klubach nikt nie narzeka na zainteresowanie, młodzież chętnie trenuje, a są miejsca w Warszawie, gdzie wręcz trudno dostać się do jakiejkolwiek drużyny. To właśnie efekt zainteresowania i nieustającego boomu oraz mody na siatkówkę. Ta moda jest widoczna na boiskach, ale także na trybunach. Kibic siatkarski jest wierny, głośny, dobrze zorganizowany. Ktoś powie: są to kibice sukcesu, jak będzie źle, to fanów i wsparcia zabraknie. Otóż niekoniecznie. Siatkówka zbudowała tak mocną pozycję, że nawet jeśli kadra czy kluby znajdą się na zakręcie, to wspólnymi siłami uda się wrócić do pionu. Za to w świecie koszykówki dominuje marazm. Tak to odbieram. Czują to również trenerzy najmłodszych, którzy często nie mają z kogo wybierać chętnych do treningów. A wspomniane wyżej afery, dziwne konflikty, tylko wzmacniają obraz dyscypliny, która po prostu od lat dołuje. Oczywiście, nie brakuje pod koszem pozytywnych postaci, ludzi zaangażowanych. To jednak za mało, by dyscyplina ruszyła z miejsca. W polskiej koszykówce potrzebne są systemowe zmiany. Jak ich dokonać? Jeśli czasami brakuje własnych pomysłów, zawsze można wziąć przykład z siatkówki.