Źle się dzieje, gdy kłopoty mają tak znane kluby. Z taką historią. Przecież w polskiej piłce nie mamy 30 czy 40 drużyn godnych uwagi kibiców. Wystarczy spojrzeć na czołówkę pierwszej ligi, gdzie niemal co roku jest jeden i ten sam problem – nie ma mocnych drużyn zasługujących na grę w ekstraklasie. Mało tego, wśród kandydatów do awansu niemal rokrocznie są kluby, które tego awansu chcą wręcz uniknąć, bo na grę na najwyższym szczeblu zwyczajnie ich nie stać. Oczywiście, nie chodzi o to, by w ich miejsce na siłę promować drużyny słabe, choć z długą historią. Trzeba jednak patrzeć na tę sprawę w szerszym kontekście. A jest on bardzo konkretny.
W całej polskiej piłce pieniędzy jest na tyle mało, że dla wszystkich dużych, uznanych klubów ich nie wystarczy. Stąd biorą się co jakiś czas problemy wspomnianych już Polonii czy Widzewa. I to się nie zmieni. Tych pieniędzy ciągle będzie brakować. Bo do polskiego futbolu nie garną się bogaci Rosjanie, Chińczycy czy Saudyjczycy. Wielu z nich w ciągu roku bez problemów zbudowałoby drużyny będące poza zasięgiem reszty stawki. Tak się jednak nie dzieje. Gorzej, gdy do finansowania futbolu biorą się ludzie niemający o tym pojęcia lub otaczający się doradcami o takiej właśnie, minimalnej wiedzy. Przerabialiśmy to przy Konwiktorskiej w Warszawie, gdy Polonią próbował rządzić Janusz Wojciechowski, przerabiają to od lat w Łodzi, gdzie własne pieniądze wydawał Sylwester Cacek. W biznesie obu panom się udało, w piłce już nie.
A wracając do kontekstu. Obaj biznesmeni powinni zajmować w naszym futbolu ważne miejsce. Obaj powinni zarządzać dobrymi, mądrze kierowanymi klubami. I obaj mieli na to szanse. Niestety, szans nie wykorzystali, ale najgorsze jest to, że właśnie za ich sprawą utytułowane drużyny spadły niemal na samo dno. A za każdym takim upadkiem kryje się dramat tysięcy kibiców i niszczenie pięknej historii.
Mariusz Jankowski Idziemy nr 23 (506), 7 czerwca 2015 r. |