Trwała ona tygodniami. I była męcząca. Bo przecież nawet najlepsza serialowa saga ma prawo zmęczyć.

A co dopiero, gdy dotyczy piłkarza, który po prostu chce zmienić klub.
Przez ponad miesiąc byliśmy wszyscy zasypywani „newsami” z pierwszej ręki, przeciekami z ręki drugiej, pewnymi informacjami ze źródeł bardzo poważnych oraz wiadomościami nikomu do szczęścia nie potrzebnymi.
Wiem, wiem, wiem. Sam jestem dziennikarzem. Media z tego żyją. Ale… nie lubię przesady. A transfer Roberta Lewandowskiego sprawił, że wielu przesadzało. Szukanie taniej sensacji zawsze jest mało smaczne.
Nie brakowało takich, którzy najchętniej śledziliby życie kapitana reprezentacji Polski dzień i noc. Potem najchętniej relacjonowaliby to, co Robert zjadł na śniadanie, ile minut ćwiczył, dlaczego tak późno gdzieś wyszedł i po co w ogóle pojechał na wakacje…
Proszę postawić się na miejscu naszego piłkarza. To naprawdę nie jest łatwe ani przyjemne, gdy trzeba non stop znosić taką medialną wrzawę. Wrzawę, o którą się nie prosiło. Lewandowski chciał zmienić klub. Jego prawo. I jestem przekonany, że gdyby dało się to zrobić szybciej, ciszej, prościej, to na pewno by z tego skorzystał.
Sytuacja była jednak inna. Stąd postawa byłego już napastnika Bayernu. To ona sprawiła, że Polak z wielkiego bohatera, z ikony bawarskiego klubu, stał się kimś innym. Kimś krytykowanym, czasami wyszydzanym, a nawet wyśmiewanym. Bo łaska, nie tylko ta kibicowska, ale też ludzka, na pstrym koniu jeździ.
Gdy Robert strzelał gola za golem dla Bayernu – wszystko było super. Gdy jednak postanowił zrobić być może ostatni tak ważny krok w swojej karierze – wszystko było już złe. Niektórzy chcieliby zrzucić go z piedestału.
Na szczęście nikt nie odbierze mu sukcesów, jakie odniósł w Bundeslidze. Być może pojawi się ktoś, kto wykreśli jego rekordy. Nigdy jednak nie zmieni się to, że w historii niemieckiej ligi zapisał się w sposób absolutnie wyjątkowy. I choćby z tego powodu zasłużył na więcej szacunku.
Teraz Lewandowski będzie walczył dla Barcelony. Klubu wyjątkowego nie tylko w Hiszpanii. I przyznam, że mam pewne obawy związane z tym transferem. Duma Katalonii od jakiegoś czasu jest bowiem na zakręcie. Także finansowym. Dlatego nie tylko najbliższy sezon będzie dla Barcelony ważny oraz niezwykle trudny.
Nadzieje związane z przyjściem polskiego napastnika są ogromne. Jego gole będą bardzo wyczekiwane i potrzebne. Oby ich nie zabrakło. Bo jeśli polski napastnik nie da Barcelonie bramek, wtedy szybko się okaże, że cała ta saga i transferowe zamieszanie nikomu szczęścia nie dały.