16 kwietnia
wtorek
Kseni, Cecylii, Bernardety
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Małymi krokami do dużych sukcesów

Ocena: 0
1465

Praca w Państwowej Straży Pożarnej dużo mnie nauczyła. Straż to moja druga pasja, którą realizuję - wyjeżdżam do zdarzeń, pomagam ludziom. Jest to służba, której nie da się przeliczyć na pieniądze - mówi Zbigniew Bródka, panczenista, złoty medalista olimpijski z Soczi.

Fot. Sasha Krotov / CC BY 3.0 / Link

Złoty medalista olimpijski i pracuje w Straży Pożarnej?

A czemu nie? Praca w Państwowej Straży Pożarnej dużo mnie nauczyła. Straż to moja druga pasja, którą realizuję – wyjeżdżam do zdarzeń, pomagam ludziom. Jest to służba, której nie da się przeliczyć na pieniądze. Daje mi dużo radości i satysfakcji. Nie jest to łatwa służba. Teraz siedzimy, rozmawiamy, ale w każdej chwili może być wyjazd...

Zdarza się, że po akcji ludzie rozpoznają, iż przyjechał mistrz olimpijski?

Zdarza się. Jakiś czas temu pojechaliśmy do zdarzenia – delikatny pożar, nie było osób poszkodowanych – i nagle ktoś mówi z przekąsem: „Przyjechał Bródka”. Jeśli ktoś się cieszy, że mnie zobaczył, bo przyjechałem do akcji, to sprawia mi to radość, ale ja jadę przede wszystkim jako strażak – chcę zrobić to, co do mnie należy, czyli pomóc ratować życie czy mienie. Czasami na koniec rozdam kilka autografów czy zrobię z kimś selfie. Są to atrybuty popularności.

A najtrudniejsze akcje, w których brał pan udział?

Kiedy jedziemy pomóc w wypadkach komunikacyjnych.

Zdarzenia ze służby mają wpływ na życie rodzinne?

Staram się, aby nie miały. Znalazłem sposób: idę w drugim kierunku. Po służbie jadę na trening. O tym, co się wydarzyło, staram się zapominać jak najszybciej.

A jakim ojcem jest Zbigniew Bródka?

Staram się wychować dzieci w taki sposób, aby przekazać im to, co mnie przekazali rodzice – przede wszystkim szacunek dla drugiego człowieka, bo tego uczymy się w domu rodzinnym. I to jest podstawa.

Czasami trzeba być surowym, ale ponieważ mało jestem w domu, łatwo idę na różne ustępstwa i niekiedy ulegam (śmiech). Początek sezonu i czas zimy jest dla mnie bardzo intensywny, dla rodziny jest bardzo mało czasu, ale staramy się to wszystko łączyć. Jeśli jest taka możliwość, to zabieram córki ze sobą na zgrupowanie.

Czego nauczyło Pana ojcostwo?

Ojcostwo to duże wyzwanie. Nie sądziłem, że aż tak duże. Nie zdawałem siebie sprawy, że jest tak dużo obowiązków i tak wielka odpowiedzialność za dzieci. Szczególnie że to, co im przekażemy, ma wpływ na ich przyszłość, na to, jakimi będą ludźmi i jak będą potrafiły odnaleźć się w społeczeństwie. Jest to dla mnie tym trudniejsze, że dużo czasu jestem poza domem. Chciałbym wprowadzić konkretne zasady, ale egzekwowanie ich na odległość jest trudne. Trzeba pamiętać też, że nauka nie odbywa się tylko przez zasady – dzieci uczą się również przez zabawę.

Córki zaczynają coś trenować?

Do niczego ich nie zmuszam. Nie chciałbym, aby od razu były ukierunkowane na łyżwiarstwo, bo to ciężki kawałek chleba. Sam musiałem poświęcić dużo i nie chciałbym wybierać im drogi. Chciałbym, aby były przy sporcie, bo sport wychowuje, kształtuje osobowość. Uczę je jeździć na łyżwach i rolkach. Spędzamy aktywnie czas.

Jak wspomina Pan swoje dzieciństwo?

To było tak dawno! (śmiech) Jestem szczęśliwym człowiekiem, bo wychowałem się w pełnej rodzinie. Była to tradycyjna rodzina. Może nie zawsze było wszystko, jeśli chodzi o rzeczy materialne, ale wspieraliśmy się nawzajem – a to było najważniejsze. Rodzice od samego początku do dnia dzisiejszego nas wspierają, zarówno mnie, jak i siostrę.

Za sukces dużo się płaci?

W sporcie na wszystko trzeba ciężko zapracować. Na sukces składa się wiele czynników, również szczęście, które wskazuje na to, że coś się udało. Ale aby dojść do finalnej rozgrywki i wystartować w zawodach życia – zależnie od poziomu, jaki prezentujemy, dla jednego będzie to mistrzostwo szkoły, dla drugiego igrzyska olimpijskie – potrzeba pracy. Jeśli chodzi o mój sukces, to był kosmiczny wynik, ale i wykonana kosmiczna praca. A do tego szczęście w losowaniu, szczęście w rozstawieniu zawodników i dyspozycja dnia. Gdyby zabrakło któregoś z tych składowych – nie byłoby sukcesu w postaci mistrzostwa olimpijskiego. Przed startem na igrzyskach powtarzałem, że po medal przyjeżdża praktycznie każdy zawodnik, a medale są tylko trzy w danej konkurencji. Z drugiej strony ci, którzy jadą z myślą, że nie uda im się zdobyć medalu, też mają rację – bez wiary w to, że się może udać, po prostu się nie uda.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 16 kwietnia

Wtorek, III Tydzień wielkanocny
Ja jestem chlebem życia.
Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 30-35
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter