Mamy historyczny ćwierćfinał piłkarskich mistrzostw Europy! Czy także coś więcej? Tego, pisząc te słowa, nie wiem, ale wiem, że biało-czerwoni zrobili coś wyjątkowego.
Nasz największy plus to zespołowość. Ludzie Adama Nawałki lubią ze sobą pracować, lubią ze sobą przebywać – i jest to jeden z fundamentów ich sukcesu. Ale sukcesu nie byłoby bez kilku filarów.
W bramce mamy Łukasza Fabiańskiego. Kiedy obserwowałem go w Gdańsku, podczas towarzyskiego meczu z Holandią, wyglądał jak nieobecny duchem. Bo w tamtym spotkaniu trener postawił na Wojciecha Szczęsnego, który rozpoczął pierwszy mecz na Euro. Jego kontuzja sprawiła jednak, że do bramki wrócił Łukasz. I pokazał, jakim jest sportowcem. Bez niego nie pokonalibyśmy Szwajcarii. Merci, Łukasz!
Filary obrony to Kamil Glik oraz Michał Pazdan. Od tej polskiej ściany podczas Euro odbiło się bardzo wielu rywali. Panowie – wielkie merci! Na najgorętsze merci – za całokształt – zapracował Kuba Błaszczykowski, autor podstawowej bramki w meczu ze Szwajcarią. Niezmiennie swoją rolę wypełnia Robert Lewandowski. To prawda, że napastników rozlicza się ze zdobytych bramek, ale nasz kapitan jest dla drużyny bezcenny. W każdym meczu obok niego było trzech, a nawet czterech rywali. Dzięki Lewandowskiemu więcej miejsca mieli inni gracze ofensywni. To piłkarz klasy światowej. A potwierdził to, gdy podszedł do pierwszego rzutu karnego w meczu ze Szwajcarią i dał sygnał pozostałym: musimy to wygrać. Merci, Robert!
Lewandowski zaczął, a skończył ten, który wciąż, zdaniem wielu, jest w jego cieniu, czyli Grzegorz Krychowiak. Za chwilę, po transferze do Paris Saint Germain, zostanie oficjalnie najdroższym polskim piłkarzem w historii. I wtedy wyprzedzi Lewandowskiego. Ale Krychowiak tak naprawdę lubi pozostawać w cieniu. Bo jest człowiekiem od czarnej roboty. Defensywny pomocnik to serce drużyny. Nasze serce jest zdrowe i niesamowicie waleczne. Krychowiak uwielbia niekiedy z tego cienia wychodzić: lubi żartować, lubi media, uwielbia modne stroje. Szczerze przyznam, że nie zawsze mi się to podoba. Ale Grzegorz taki już jest. Za to bardzo podoba mi się jego rola w polskiej drużynie. Jest suwerenem środkowej części boiska i tam rządzi. Właśnie on strzelił w meczu ze Szwajcarią decydującą jedenastkę. I zrobił to niesamowicie. Pewnie. Z kamienną twarzą. Tak jakby chciał pokazać: kocham takie wyzwania. A ja kocham takich piłkarzy, nigdy nie odpuszczających, zostawiających na boisku kawał zdrowia. Merci, Grzegorz!
Mariusz Jankowski |