Mamy więc w strefie medalowej tylko drużyny z Europy.
fot. PAP/ EPA/FRIEDEMANN VOGELStało się. Dwa ćwierćfinały – i z mundialem pożegnały się dwie ostatnie drużyny spoza Starego Kontynentu. Czyli zamiast mistrzostw świata mamy finał piłkarskiego święta pod hasłem: Europa rządzi! I nie będę ukrywał, że cieszy mnie taka sytuacja. Brazylijskiej piłki nie lubiłem nigdy. Trochę na przekór wszystkim, którzy zachwycają się techniką i radością z gry Brazylijczyków, a trochę dlatego, że lubię niespodzianki, Canarinhos zaś to obok Niemców najbardziej utytułowana drużyna w historii.
Argentyna w Rosji zagrała tak, jakby promowała zachowania godne kabaretu. Z tak dziurawą obroną nie miała prawa zajść daleko. Urugwaj walczył ambitnie, ale w starciu z Francją był po prostu słabszy. Koniecznie trzeba jeszcze wspomnieć o drużynach afrykańskich. Co cztery lata mówi się o ich rosnącej sile. Co cztery lata mają walczyć o medale, a w tym roku nie udało im się dosłownie nic. Egipt, Tunezja, Nigeria, Maroko i Senegal odpadły po fazie grupowej. Nie można tego nazwać inaczej niż klęską. Afryka miała skutecznie gonić piłkarski świat, a po rosyjskim turnieju mam wrażenie dokładnie odwrotne. Odległość od najlepszych na świecie jeszcze się powiększyła. I jest to jedno z największych mundialowych zaskoczeń.
Czytaj dalej w e-wydaniu lub wydaniu papierowym
Idziemy nr 28 (666), 15 lipca 2018 r.
Artykuł w całości ukaże się na stronie po 25 lipca 2018 r.