Wiem za to na pewno, że piłka nożna w kobiecym wykonaniu jest coraz ciekawsza. I coraz bardziej profesjonalna. Dobitnie pokazał to zakończony niedawno w Kanadzie mundial. Mistrzostwa nie przyniosły wielu niespodzianek. Z Europy nadal najmocniejsze są Niemki, Angielki oraz Francuzki. Blisko czołówki są też drużyny ze Skandynawii. A na światowym topie niezmiennie pozostały Japonki i Amerykanki. Na drugim mundialu z rzędu te dwie reprezentacje zagrały w finale. Cztery lata temu górą były Azjatki, teraz z tytułu cieszą się w USA. Drużyna ze Stanów Zjednoczonych jest wyjątkowa. Jako jedyna stawała na podium każdych z siedmiu mistrzostw świata. W tegorocznym finale Amerykanki zdeklasowały Japonki i nie dziwią mnie słowa reprezentantek Polski. Różnicę między mistrzyniami a naszą reprezentacją określiły bardzo konkretnie: „to jak niebo i ziemia”. Odległość jest tak wielka, że przebycie jej zajmie dziesiątki lat. Polki są na ziemi, starają się bardzo i chodzą po niej coraz pewniej.
Wielu problemów nie da się jednak rozwiązać od ręki. A trzeba byłoby to zrobić, żeby ta dyscyplina się rozwijała. Potrzebne jest jednak wsparcie finansowe. Nie tylko sponsorów, ale też piłkarskiej centrali. Inaczej nie mamy szans, by zatrzymać w kraju tak utalentowane zawodniczki, jak nadzieja futbolu kobiecego Ewa Pajor, która już trafiła do Wolfsburga. To bardzo dobry kierunek. W Niemczech nasza zawodniczka będzie miała wszystko, co powinna mieć młoda piłkarka. Głównie dlatego, że jej nowy pracodawca jest – w porównaniu z polskimi klubami – finansową potęgą. Jeden przykład wyjaśnia wszystko. Każdy klub grający w niemieckiej Bundeslidze dostaje od federacji 180 tysięcy euro za sezon. U nas takich pieniędzy nie ma. Nie ma nawet ich namiastki. Za zdobycie mistrzostwa Polski zespół z Konina otrzymał 25 tysięcy… złotych. Ta dysproporcja szybko się nie zmieni. Dlatego droga naszych pań do piłkarskiego nieba jest długa, trudna i wyboista.
Mariusz Jankowski |