Siatkarskie środowisko da się lubić. Można się w nim naprawdę świetnie czuć. Takie mam wyobrażenie na podstawie tego jak funkcjonuje na przykład polska liga, polskie kluby. Gorzej wygląda to w siatkarskiej centrali, a od niedawna coraz więcej złych sygnałów płynie z najważniejszej reprezentacji. Z tej, która za chwilę będzie walczyła w mistrzostwach świata. Przyglądam się drużynie narodowej dość wnikliwie od czasu, gdy trenerem został Stephane Antiga. Pisałem już w tym miejscu o zaskoczeniu tą nominacją, o obawach. Niedawno pochwaliłem pracę Francuza i doceniłem niektóre występy w Lidze Światowej. Wciąż i niezmiennie życzę naszej drużynie dobrze. Tym większy rośnie więc we mnie niepokój.
W środowisku siatkarskim aż huczy od plotek. W zespole podobno brak dobrej atmosfery. Zdarzają się konflikty starszych zawodników z wchodzącymi dopiero do reprezentacji. O innych sprawach pisać nie chcę. Bo w część po prostu nie chce mi się wierzyć. Gdyby były prawdą, można by już dziś zapomnieć o sukcesie biało-czerwonych na siatkarskim mundialu. A ja nie mam wątpliwości – mamy ludzi zdolnych, mamy zawodników na światowym poziomie. Pytanie najważniejsze, czy mamy zespół? Czy z tych jednostek trener Antiga złoży ekipę zdolną powalczyć z najlepszymi? Odpowiedzi nie znam. Poruszyłem jednak tę sprawę już teraz, by nikt mi nie zarzucił, że tuż przed siatkarskim świętem szukam dziury w całym. Nie szukam.
Ostrzegam tylko kibiców zakochanych w siatkówce. Wszyscy chcemy dobrze. Ale nasze „chcenie” nie wystarczy, jeśli nie będziemy mieli zespołu. A temat siatkarskiego mundialu ma też niestety dodatkowy, bardzo gorzki „smaczek”. Za oglądanie meczów trzeba będzie zapłacić. Dla siatkarskich kibiców to siarczysty policzek.
Mariusz Jankowski |