Nasi panczeniści już się przyzwyczaili. Bo po prostu nie mają wyboru. Poza Polską spędzają dwie trzecie roku. Lepiej, łatwiej i przede wszystkim taniej byłoby się przygotowywać bliżej domu. Zawodnicy liczyli, że to się zmieni. I to liczenie zaczęli już cztery lata temu, po medalu olimpijskim drużyny kobiet w Vancouver. Wtedy budowa hali lodowej była bardzo gorącym tematem. Były obietnice, nadzieje. Niestety, euforia minęła, tor nie powstał.
Dziś sytuacja jest wciąż taka sama. Mamy odkryte obiekty w Tomaszowie Mazowieckim, Sanoku, Warszawie i Zakopanem. Można je zadaszyć, ale zbudowanie od podstaw nowego obiektu ma sens – i to nie tylko dlatego, że Kraków ma ambicje walczyć o organizację zimowych igrzysk olimpijskich. Nawet jeśli ich nigdy w naszym kraju nie zorganizujemy, to hala lodowa nie ma prawa być obiektem niedochodowym. Profesjonalny obiekt można wykorzystywać do rekreacji, ale też będzie on służył zawodowcom i to z kilku dyscyplin. Przecież będą tam trenowali nie tylko łyżwiarze szybcy, ale i ci specjalizujący się w hokeju na lodzie, łyżwiarstwie figurowym, short-tracku czy curlingu. Chętnych do pracy i treningów nie zabraknie.
Rozumiem, że ktoś może uważać łyżwiarstwo szybkie za sport niszowy. Ja się z takim podejściem nie zgadzam, bo niszowym można ewentualnie nazwać short-track. Bez względu jednak na punkt widzenia każdy rozsądnie myślący człowiek przyzna, że brak krytego toru w tak dużym kraju to po prostu wstyd. I czas najwyższy to zmienić. Bo inaczej tak cudownie rozkręcone i rozpędzone polskie łyżwy szybkie w końcu nie tylko zwolnią, ale zatrzymają się na dobre.
Mariusz Jankowski |