23 kwietnia
wtorek
Jerzego, Wojciecha
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Właśnie zrobiłem historię

Ocena: 0
1512
Wiele dała mi porażka i dopiero 9. miejsce na mistrzostwach świata. To bardzo dobrze na mnie wpłynęło – mówi złoty medalista olimpijski w pchnięciu kulą Tomasz Majewski w rozmowie z Mariuszem Jankowskim.
Z Tomaszem Majewskim, złotym medalistą Igrzysk Olimpijskich w Londynie i obrońcą tytułu mistrza olimpijskiego z Pekinu, rozmawia Mariusz Jankowski

Porównując Londyn z Pekinem, musisz przyznać, że tu cieszyłeś się inaczej niż w stolicy Chin…

To prawda, bo cały konkurs ułożył się inaczej niż ten cztery lata temu. Cały czas byłem niesamowicie spokojny, co mnie aż zaskakiwało. Dopiero po tym ostatnim pchnięciu Davida Storla, gdy wiedziałem, że mam złoto, wszystko eksplodowało. Na szczęście ogarnąłem się i oddałem jeszcze jedno pchnięcie. No, cieszę się ogromnie. Kazik Staszewski kiedyś śpiewał: „tak się robi historię”, więc ja właśnie tak zrobiłem historię. Co mogę naprawdę powiedzieć? To był świetny konkurs i mam nadzieję, że wam się wszystkim podobał.


Oczywiście, że się podobał! Ale przyznaj, te wypowiedzi sprzed konkursu, kilka godzin przed rywalizacją, że „to są normalne zawody, spokojnie, tam się wchodzi i tam się wygrywa” – to była trochę psychologiczna zagrywka, żeby oszukać siebie?


Nie wiem, naprawdę nie wiem. Bardzo spokojnie do wszystkiego podchodziłem. Może jestem już na tyle wyrachowanym zawodnikiem, że w ogóle się tym nie przejmuję? Najfajniejsze, że się udało i to jest najważniejsze.


Jeśli możesz czegoś żałować, to chyba tylko tego, że nie udało się złamać granicy 22 metrów…

Spokojnie. Ja te 22 metry jeszcze pchnę. Jak trafię dzień, to mam nadzieję, że nawet jeszcze w tym sezonie poleci, bo wiem, że mogę. Po prostu czuję, że można jeszcze trochę dołożyć i wtedy to się stanie.


Czy zdajesz sobie sprawę ze zmian w swoim życiu? Cztery lata temu to wszystko jakby do Ciebie nie docierało, a teraz emocje i radość wręcz eksplodowały i nie ukrywałeś tego.

Rzeczywiście, jestem innym człowiekiem. Wszystko w moim życiu się zmieniło. Ale też cieszę się, tak po swojemu, bo jedno jest bez zmian – nadal będę mistrzem olimpijskim!


Może tak działa życiowa stabilizacja? Żona? Dziecko?

Na pewno to nie pozostało bez wpływu. Kocham żonę Anię i synka Mikołaja. Oczywiście w trakcie konkursu myślałem o najbliższych. Mam nadzieję, że moja mama nie musiała przyjmować żadnych środków uspokajających. Ale tak naprawdę te zmiany we mnie jako sportowcu, to też kwestia doświadczenia. Wiele dała mi porażka i dopiero 9. miejsce na mistrzostwach świata w Daegu. To bardzo dobrze na mnie wpłynęło.


Obroniłeś złoty olimpijski medal. Ta sztuka udała się w przeszłości tylko tak wielkim lekkoatletom jak Jelena Isinbajewa, Michael Johnson czy Carl Lewis.


Rozpatrywanie tego pod tym kątem to zadanie dla statystyków sportu. A dla mnie i tak najważniejsze jest to, że udało mi się po prostu pokonać wszystkich najgroźniejszych rywali. Tu i teraz.


Czy zgodzisz się, że ceremonia dekoracji olimpijskim medalem była wyjątkowa? Zagrano nie tylko jedną zwrotkę i refren, ale dłuższy fragment polskiego hymnu. I z każdym kolejnym taktem na Twojej twarzy pojawiał się coraz większy uśmiech.


Tak, sam się zdziwiłem. Bo zawsze jest jedna zwrotka, a tu były aż trzy. No, bardzo miła dla nas sprawa. Anglicy bardzo do tego ceremoniału się przykładają i rzeczywiście świetnie wyszło.


Zakręciła się łezka w oku?


Nie, dlaczego? Ja raczej nie płaczę.


Czyli twardy facet?


Tak, zgrywałem twardziela (śmiech).


Już w Londynie trudno Ci było przejść ulicą. Czy po tym kolejnym sukcesie nie irytuje Cię zainteresowanie kibiców?


Nie. Ja naprawdę przez te cztery lata zdążyłem się do tego przyzwyczaić. Dlatego przez następne cztery lata chyba dam radę.


Czy złoty medal zdobyty w Londynie jest wyjątkowy?


(śmiech) Jest ładny, bo… jest bardzo duży! Czyli jak jest duży i świeci, to pasuje do mnie.


Wielu medalistów mówiło, że olimpijski krążek jest ciężki. Czy na tak silnym mężczyźnie też robi to wrażenie?


Ja mam wielki kark i jakoś mi go nie wygięło. Ale muszę przyznać, że faktycznie jest cięższy od tego zdobytego w Pekinie. I mogę wręcz powiedzieć, że cieszę się z tego, bo widać, że zawarta jest w nim waga tytułu.


A który jest ładniejszy? Pekiński czy londyński?

Trudno orzec, bo to są inne medale. Na pewno są tak samo cenne. Może jak już pobędę dłużej w domu i je porównam dokładniej, to wtedy wybiorę?


Jest na nim nazwisko zwycięzcy?

Nie, na tym z Pekinu było moje nazwisko. Ale i bez tego mogę potwierdzić, że on jest mój i tylko mój!


A jaką w ogóle wagę przywiązujesz do zdobytych trofeów? Masz w domu taką wyjątkową „ścianę sukcesu”?

U siebie przechowuję tylko medale z igrzysk. A taki „ołtarzyk” mam w domu moich rodziców. I tam trzymam cały ten cenny złom (śmiech).


Tomasz Majewski (1981) ukończył politologię na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Lubi książki fantastyczne, ceni dobre kino i kocha swoją rodzinę. Jak już zapowiedział, sukces go nie zmieni i nadal będzie dojeżdżał na treningi metrem.

rozmawiał Mariusz Jankowski
Idziemy nr 34 (363), 19 sierpnia 2012 r.


PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 23 kwietnia

Wtorek, IV Tydzień wielkanocny
Kto chciałby Mi służyć, niech idzie za Mną,
a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 12, 24-26)
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)


ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter